ZIMA 2021
Powodzie zazwyczaj nie kojarzą się z niczym dobrym i ciężko powiedzieć o nich coś korzystnego. Ale jak widać, we wszystkim można się doszukać pozytywów ;) Dwie powodzie, które w minionym roku przetoczyły się przez nadrzeczne okolice naszego miasta, naniosły na nadbrzeżne łozy spore ilości piachu i drewna. I wreszcie, rzut kamieniem od domu, mam piaszczyste łachy, których zawsze bardzo zazdrościłam ludziom mieszkającym nad Wisłą! No a splątane pryzmy drewna nie dość, że dodają okolicy malowniczości, to jeszcze można je wykorzystać w celach zarówno ogniskowych, jak i budowlanych!
Suniemy nad rzekę w szary i ponury dzień, gdy o panującej wokół zimie przypominają jedynie zlodowaciałe chwasty.
Latem te miejsca są zazwyczaj kompletnie nie do przejścia, no chyba że z maczetą!
Na biwak obieramy sobie jedną z piaszczystych pryzm, udekorowaną sporą ilością powalonych drzew. Analizując ślady - to zarówno powódź jak i bobry posiały tutaj nieco spustoszenia.
Kształt jednego z leżących (a raczej wiszących) drzew natchnął nas aby zbudować szałas! Konstrukcja jest solidna (można się uwiesić ), a lepszego szkieletu do budowy własnej chatki to sami raczej nie postawimy! Tak więc się zaczyna nasza akcja! :)
Drewna i zapału nie brakuje!
Gdzieś na tym etapie budowy postanawiamy przerwać działania i zająć się ogniskiem!
Nad nami krążą stada dzikich gęsi i żurawi. Niecodzienny widok! Tylko kaczuchy bełtają się w rzece jak zwykle, też jakby nieco zdziwione tymi "tłumami", które się tutaj kręcą... Ciężko wydedukować - czy te klucze odlatują, czy przylatują? Czy raczej ogłupiały i nie wiedzą co ze sobą zrobić, więc kręcą się w kółko jak g... w przeręblu?
Dziś na obiad grzanki z serem, kiełbaski, herbata z dzikim bzem, czeremchą i cytryną. I orzechówka!
Posileni i właściwie podwędzeni w dymie kontynuujemy uszczelnianie naszej wspaniałej konstrukcji!
Krótki styczniowy dzień niestety szybko przechodzi w mglistą noc, a na wszystkim wokół osiada marznąca mżawka...
Innym razem w pewien szary, ciemny dzionek znów odwiedzamy przyszałasową pryzmę piachu.
Pozyskiwanie opału!
Tego dnia powstaje huśtawka dla Krecika! :)
I ławeczka przyogniskowa.
Szałasik też odrobinę uszczelniliśmy!
Są momenty, gdy w przyrodzie dzieje się coś nieoczekiwanego i niesamowitego. Gdy pojawia się anomalia pogodowa wprawiająca w osłupienie wszystkich wokół. Gdy człowiek patrzy za okno, patrzy... i nie wierzy własnym oczom! Tak.. Właśnie w jeden ze styczniowych weekendów stało się coś takiego - w Oławie spadł śnieg! Chyba pierwszy od 2 albo 3 lat! Ludzie nie wiedzieli co ze sobą począć. Niektórzy, z przyzwyczajenia zabarykadowali się w mieszkaniach. Jak powszechnie wiadomo, “zostań w domu” jest lekarstwem dobrym na wszystko, zwłaszcza jak się go połączy z oglądaniem TVP. Niektórzy odważni wychylnęli jednak z nor i kręcili się po mieście w kółko, ciągnąc za sobą sanki z dzieciarnią siłą oderwaną od tabletów i płacząca z zimna. Wszystkie górki (a jest ich niewiele w naszym plaskatym mieście) natychmiast zostały wytratowane do ziemi. Cóż.. No śnieg niby spadł, ale dużo to go nie było ;) A my postanowiliśmy odwiedzić nasz szałas. Zobaczyć czy w zimowej szacie prezentuje się tak samo pięknie jak w późno jesiennych szarościach. Była to też chyba jedyna w swoim rodzaju okazja, aby wyprowadzić na spacer nasze zabytkowe sanki. Zakupione kilka lat temu na bytomskiej giełdzie staroci, wyścigowe sanki “Jested” produkcji czechosłowackiej. Trzeba przyznać, że czuć ich przeznaczenie - z niewielkiej górki idą jak burza, myśleliśmy, że zatrzymamy się we Wrocławiu! :P I zarówno z szałasem, jak i patelnią pełną ziemniaczków smażących się na ognisku - prezentowały się wybornie! Krecik, jak można się domyśleć, pokochał je od razu! Byl tak oszołomiony, że nawet na krótką chwilę stracił zainteresowanie butelką ;) A to całkiem nie w jego stylu! :P
Sanki to wygodna rzecz! Można przywiązać bambetle, a nie wszystko targać na plecach!
Ptactwa ostatnimi czasy nad Odrą nie brakuje!
Łąkami, polami, chaszczami…
A tu już na naszym biwakowisku! Dotarlim!
Wyciągamy całą “zastawę stołową”. Kabaczę też domagało się lampy naftowej, bo ponoć Włóczykij na którymś z filmów miał takową w swoim namiocie. Patent ze świeczką w kloszu na szczęście póki co przeszedł ;) Ognicho z początku nie pali się najlepiej, wszystko zmarznięte na kość!
Sekundę przed wytrąceniem mi kijem aparatu…
Wytrząsanie z dziecka niegrzeczności ;) Skądinąd ona musiała mieć wśród przodków jakieś nietoperze.. Ludzie chyba zazwyczaj nie mają aż takiej miłości do wiszenia głową do dołu?
O ciągle kręcących się stadach ptactwa chyba już wspominałam?
Już nie wiem o co chodziło z tymi minami, ale śmiesznie wyszło! ;)
Biorąc pod uwagę okoliczności pogodowe, Krecik postanowił też zabrać na wycieczę swoją nową koleżankę. Skubana próbowała nam zgasić ognisko, ale na szczęście szybko interweniowaliśmy, przenosząc Bukę w inne miejsce ;)
No bo poprzednim razem to się źle skończylo!
(kadr z filmu "Zimowe Ognisko")
Do smażonych ziemniaczków łapiemy ostatnie promienie zachodzącego słońca!
Prawdziwa nafta by zapewne ładniej świeciła (no chyba, że by wcześniej zalała plecak lub sanki ;)
I znów wśród ośnieżonych pól suniemy w nasze ulubione, nadrzeczne miejsce!
Trochę pobłądziliśmy.. Gdzie to u licha było???
Ale udaje się w końcu je odnaleźć.
Dziś mamy ambitny plan! Robimy drzwi do szałasu! Tu sam początek - 3 kije!
Już powiązane sznurkiem!
Tu wstawione na miejsce, nieco krzywe, ale nie można mieć wszystkiego ;)
A tu już nieco wyplecione ;)
A Krecik nic nie pomagał! Cały czas się byczył i opalał!
Kormorany też się przyglądały.
Ech… a słoneczko coraz niżej i kolory coraz bardziej złote mimo wczesnej godziny…
A w czasie powrotu nam się przypomniało, że obiecaliśmy dziś kabakowi bujanie w hamaku. Cóż, trzeba było powiesić w domu ;)
Zima więc w tym roku zaliczona! :)
KWIECIEŃ 2021
Pewnego wiosennego dnia wybieramy się rowerami na czosnek. A innym razem pomoczyć wędkę.
Drogi nie zawsze nadają się do jechania ;) Na tej wycieczce to chyba wychodzi więcej pchania niż kręcenia pedałami…
Spotykamy różnistą zwierzynę, odżywiąjącą się na soczystych łąkach…
Ptactwo żywe...
… i takie ciut mniej ;)
Ptactwo wyklute ;)
Wracając zawsze zatrzymujemy się przy naszym szałasie.
Czasem nam go lekka nam go podleje...
Ognicho musi być!
Próby nawiązania relacji z rybami ;)
Plac zabaw.
Ulubiona kabacza czynność biwakowa - zalewanie ogniska!
PAŹDZIERNIK 2021
W stronę naszego szałasu wybieramy się też kiedyś jesienią.
Bitwa na słoneczniki!
Konstrukcja już nieco podupadła, bardziej przypomina bezładną kupę gałęzi niż budowany kiedyś szałas. Drzwi ktoś spalił w ognisku :( No cóż.. Nic nie jest wieczne.. Może kiedyś zbudujemy inny szałas w nowym miejscu?
Na ognisko miejsce wciąż się fajnie nadaje, acz już dużo mniej widać piach, który rok temu naniosła powódź... Wszystko mocno zarosło.
Dary lasu i pól :)
Ślimaki chyba nie lubią chodzić po piasku? ;)
A rzeka sobie płynie i pluszcze o cypelki…
PAŹDZIERNIK 2022
Po roku nieobecności wracamy na nasze miejsce szałasowe. Ciekawe czy w ogóle jakis ślad po nim jeszcze został - w końcu budowaliśmy go już prawie 2 lata temu i od tego czasu nie przechodził żadnej konserwacji ;)
Po drodze mijamy nadrzeczne place zabaw.
A potem pole słonecznika, na którym dokazują gołębie.
Odkrywamy też drzewka orzechowe! W przyszłym roku będę robić nalewkę! A póki co napychamy kieszenie - i będziemy zagryzać ogniskową kiełbaskę orzeszkami!
Tak wyglądają resztki naszego szałasu. Pewnie nie wiedząc nawet by się człowiek nie zorientował - ot pryzma gałęzi wyrzucona przez powódź. Acz po dokładnych oględzinach widzimy, że obiekt komuś oprócz nas służył! Część gałęzi jest powiązana sznurkiem i podparta od spodu inną żerdzią - ta główna oś "budynku" dawno się zawaliła. Nie będziemy więc podejmować próby odbudowy w tym samym miejscu. Znajdziemy inne! Nadrzeczne tereny mają to do siebie, że nie są stałe i niezmienne. Są w ciągłym ruchu i procesie przepoczwarzania. Nie ma tu szans na stabilizację.
Ognisko też palimy w nowym miejscu - tamto na pryźmie piachu całkowicie zarosło. Jest z nami oczywiście Krecik z dziewczyną. Teraz jak skubańce są dwa - to musimy im nosić większą flaszkę, bo Krecikowa doi jeszcze bardziej ochoczo! Na tą wycieczkę dołaczył też nasz nowy znajomy - Fenek. Acz mam wrażenie, że jest nieco onieśmielony (żeby nie powiedzieć zdegustowany) zachowaniem Krecików. Może się chłopak ośmieli? Kreciki nie jednego sprowadziły na złą drogę ;)
Miejsce, w którym siedzimy przy ognisku, też jest w pewnym sensie szałasem - takim naturalnym! I całkiem solidnym! Przez pół godziny padał lekki deszcz i w ogóle nas nie zmoczył! Więc chyba taka rola szałasu! :) Przyroda widać lepiej buduje niż my!
A kolejny szałas zbudujemy tam!
Zaczątek nowej konstrukcji. Póki co stopień ażurowości jest znaczny, ale może będzie okazja w przyszłości coś tu jeszcze podziałać! :)
A rzeka sobie płynie, ryby pluskają, kaczuchy latają. Raz nawet plusnęło coś znacznie większego! To chyba był bóbr!
Gdy w czasie zimy trafi się dzień z temperaturą kilkanaście stopni - to taką okazję trzeba wykorzystać i jakoś fajnie ten dzień spędzić. Postanawiamy się więc wybrać sprawdzić co bobry natworzyły na naszym ulubionym wybrzeżu - a natworzyły tu sporo! Chyba wszystkie duże drzewa zostały zeżarte... Nawet jak się nie przewalą to niebawem uschną... Skubańce...
Chmurne desenie na niebie mamy dziś dość ciekawe, mające w sobie sporą dynamikę i co chwilę zaskakują kolejną, nietypową konfiguracją. Na ogniskowy obiad serwujemy potrawę, która chyba stała się moją ulubioną na takowe okoliczności. Duże bułki, wydrążone w środku i napchane serem. I z czapeczką. Jakoś bardzo mnie to cieszy, gdy potrawa ma czapeczkę ;)
Odkrywamy też kolejne zalety wietrznej pogody - przywiało skądeś balony. Po prostu walają się w rowie. Kabak ma więc niespodziewaną zabawkę, a nasze ogniskowe miejsce zyskuje bardzo nietypową dekorację ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz