Była to jedyna wieża jaką kojarzę, gdzie można było wyleźć na dach przez takie specjalne okienko. Ale tam się fajnie siedziało! Na falistej blasze wśród gwiżdżącego wiatru! Tak było w 2018 roku.
Teraz lufcik niestety jest zamknięty na solidną kłódkę..
Mimo to trzeba jakoś uczcić zdobycie tak zacnego szczytu!
Okołowieżowe klimaty...
![]() |
---|
Gdzieś przemyka nam przez myśl pomysł spania na wieży. Ale nie zagrzewa on tam długo miejsca - ekipa rozkładająca się pod wieżą też ma głośnik przypominający termos… Rozdawali je gdzieś? Były w gratisie w Biedronce do czteropaka Harnasia? Powiedzieli w TVP, że głośnik odstrasza wirusa i tylko tak jest szansa przeżyć tą straszną pandemie?
Nurkujemy w chaszcze. Dokładnie się pilnując, aby nie wleźć na żaden szlak. Teren staje się muldowaty, borówkowiska sięgają nieraz powyżej kolan, a szkielety suchych drzew oplatają zwoje porostów.
Ludzie i odgłosy, które generują znikają jak ucięte nożem. Słychać tylko świerszcze. No i widać, bo skaczą wszędzie i lubią się wplątywać we włosy. A ludzie mówili, że to nietoperze tak robią. Otóż nie! Świerszcze!
Gdzieniegdzie mijamy potwory, które przyczaiły się pod kołderką z mchu i czekają na swój dzień i swoją ofiarę… Mamy nadzieję, że to jeszcze nie dzisiaj… ;)
W końcu znajdujemy dogodną łączkę. Nie przechodzi obok żadna drogą, miejsce jest z widoczkiem, ale nieco schowane, bo w dołku. Nie powinno być znikąd widać ani zielonego namiotu (mimo że odcień zieleni nie jest w pełni satysfakcjonujący) ani małego ogniska.
Wszędzie wokół jest pełno suchych drzew. Niektóre wiatr wyrwał z korzeniami i takowe sterczą malowniczo na wszystkie strony. Inne jeszcze stoją w pionie. Jeszcze inne leżą połamane i rozcapierzonymi gałęziami tworzą fajną zeribę ukrywająca nasz namiot przed niepowołanymi oczami gdzieś na przeciwległych stokach.
Nasza kolacja!
Ognisko dziś malutkie, takie tylko żeby upiec grzanki i trochę się okadzić ukochanym zapachem!
Namiot stawiamy już po zmroku, gdy jednak panuje jeszcze szarówka, aby nie musieć używać latarki i nie zdradzać naszego miejsca ukrycia.
W nocy odrobinę popaduje, ale poranek jest słoneczny i upalny! Nie ma nic lepszego niż przywitać dzień w takich okolicznościach!
Śniadanko wciągamy wśród poplątanych gałęzi, konarów i korzeni.
Taki stół to ja rozumiem! :D
Długo nie możemy się wybrać bo żal opuszczać tak miłe miejsce. Godziny więc mijają a sielanka trwa :)
Schodzimy do Bielic. Nie mamy wyjścia bo tam czeka busio. Po drodze wielkie place…
Kołyszące się na wietrze trawy…
I żarłoczne drzewa, zjadające własne gałęzie!
Czołem,już 12 dni bez nowego "sprawozdania" !? Czytelnicy czekają :) !
OdpowiedzUsuńCzuwaj!
Dłuzszy wyjazd! A na wyjazdach nie używam internetu. Nie mam takiego przenosnego urzadzenia a i czasu by nie bylo! Dopiero dzis wrocilismy! Moze w tym tygodni uda sie cos napisac?
Usuń