Problemy z płynną jazdą (co w tym kontekście brzmi nieco dwuznacznie ;) ) zaczynają się szybko, bo już w rejonie Dzierżoniowa. Utykamy w korku pośrodku łąk. "To żesmy se pojeździli" - już przez chwilę mamy obawy, że może jednak ONI mieli rację. Okazuje się jednak, że to nie wielka woda przegrodziła nam drogę - a wyrywny motocyklista. Niestety był tu wypadek i poszkodowanego kolesia zabiera helikopter. Podziw dla pilota, że udało mu się nie zaplątać ani w druty ani w drzewa. Sprytnie manewrował!!
Jedziemy zatem dalej i ogólnie nigdzie na naszej trasie nie wystąpiły żadne utrudnienia związane z nadmiarem wody. No chyba, że częste postoje na kibelek ;)
Jedynie na powrocie, w rejonie Złotoryi, napotkaliśmy wyrwane koryto nieistniejącej rzeki pośrodku pola. Rolnik zapewne się nie cieszył...
Juz będąc w Czechach docieramy do jakiejś krainy latawców. Z daleka wygląda to tak:
Są punkty, gdzie można sobie kupić takowego giganta!
Początkowo mam nawet pomysł, aby kupić takowego i go ciągnąć za busiem - no ale do tego przydałby się jakiś kraj mniej zelektryfikowany i najlepiej stepowy ;)
W okolicy latają również balony!
Niedaleko miejscowości Brada parkujemy pod spaloną knajpą...
A kto tu zamieszkał w murze przy kaplicy? :)
Ruszamy na krótki spacer w pobliskie skałki.
Naszym celem jest Rumcajsova jaskinia - niewielka skalna grota ustylizowana na pomieszczenie mieszkalne i w zależności od momentu wyposażona w mniej lub wiecej eksponatów związanych z głównym bohaterem.
Wychodzimy też na szczyt wzniesienia oznaczony jako Hrad Brada. Z teoretycznego zamku jednak już nic nie pozostało. Jest tu tylko krzyż, dwie kamienne rzeźby i ławeczki.
I całkiem ładny widok.
Jeden kamyczek tu znaleźliśmy, a drugi zostawiamy! Ot wymiana!
W dole widać miasto Jiczyn, przez które przejeżdżaliśmy i mieliśmy okazję się tam dwa razy zgubić. Z tej perspektywy wcale nie wydaje się takie duże i zawiłe ;)
A ta śliczna wulkaniczna górka to Zebin. Tam pójdziemy jutro! :)
Kierujemy się w stronę zamku Trosky, który z daleka prezentuje się rewelacyjnie - zawiśnięty na na dwóch odsuniętych od siebie skałach.
Mamy podejrzenia, że z bliska może być gorzej - no ale skoro już tu jesteśmy w okolicy... Wielkość parkingu sugeruje, że czasem bywa tu szał ciał. Teraz jest wieczór i z napisów na słupie wynika, że zamek jest zamknięty. Pójdziemy obczaić na ile skutecznie ;)
Ścieżka obchodzi zamek dookoła. Wyraźnie z niektórych stron wejście do baszt jest bardziej skomplikowane ;)
Widoczki na boki wskazują, że teren jest tu całkiem górzysty.
Najdogodniejsze wejście prowadzi przez bramę. Tą, która teraz jest zamknięta. W sumie można by się też wspiąć po murze, który w jednym miejscu jest niższy, taki trochę ubity od góry i bardziej porowaty. Toperz i kabak by dali radę. Obawiam się jednak, że ja nie... Bardzo głupio by polecieć na ryj w pierwszy dzień wycieczki. A być może tam u góry jest cieć, pies albo jakieś alarmy, więc pokonywanie ściany trzeba by robić nie tyle skutecznie co szybko i sprawnie. Obmacuję skałę, próbuję... Nie, nie ma szans... No żal, ale jednak warto umieć ocenić realnie swoje możliwości. Oj tak... Krótko trwał ten okres, gdy gdzieś nie wchodziliśmy "bo kabak nie da rady" ;)
Jeszcze rzut oka z daleka na zamek - i jedziemy szukać noclegu.
Zatrzymujemy się gdzieś w rejonie krętych dróg za miejscowością Hruba Skała. Mały, przydrożny placyk zawalony drewnem. Ale busio się też zmieści.
No i jaki mamy tu piękny zapach! I jest na czym siedzieć :)
A do kibelka chodzimy w takie skalne szczeliny! ;)
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz