bubabar

czwartek, 17 października 2024

Bułgaria cz.2 (2024) - Drjanovo

Jedziemy sobie. W miejscowości Balgarski Izvor zawijamy pod sklepik. Przybytek charakteryzuje się dużą ilością jaskółczych gniazd. Jest ich tutaj chyba kilkadziesiąt!



Mieszkańcy na zbliżeniu.



A tu już Drjanovo, miasteczko, w okolicach którego zatrzymamy się na dłużej.


Coby nikt nie miał wątpliwości, że to bułgarskie drzewko ;)


Mają tu dwa betonowe pomniki dosyć sporych rozmiarów.




A dalej jeszcze jeden, taki z płaskorzeźbami.




Ale to nie pomniki nas sprowadzają w te okolice. Mają tu ośrodek domków. Zaraz obok szumi rzeka, a nad całym terenem górują ogromne białe skały! Miejsce zwie się kemping Strinava.



Domeczki są niesamowicie malutkie, przypominają wręcz przystanki PKS :)


W jednej z takich budek udaje się zanocować. Wokół rosną dorodne świerki, zasypując asfalt dywanem igliwia. Akurat mamy szczęście, że trafił się nam domek pod takim świerkiem :)




Od razu widać, który baraczek jest nasz! :) (i nie mam na myśli tego wyszczerzonego dziecka ;)


W środku domek jest dużo bardziej przestronny niż wydawałoby się to patrząc z zewnątrz. Mieszczą się trzy łóżka, my, bagaże i jeszcze nawet trochę miejsca zostało!


Cały teren obfituje w pnącza, wspinające się na zabudowania podobne do wagonów czy bunkrów.




Krzyż poświęcony jakimś partyzamtom z XIX wieku też malowniczo zarasta bluszczem.


Droga za bazą odchodzi w pola. Mostek na niej jest bardzo solidny, acz nisko zawieszony. Planowaliśmy kąpiel, ale woda taka nie za czysta. Nie zachęca ani na widok ani na zapach.



Tutejsza dolina jest otoczona skałami. Co chwilę gdzieś w boki wspinają się strome ścieżki, a pod nogami pojawiają kolejne wąwozy.




Gdzieniegdzie otwiera się szersza przestrzeń. Widoki prezentują się bardzo przyjemnie - białe skały wystające ze skłębionych, gęstych lasów porastających doliny i zbocza.






Nie ma nic lepszego jak czerwiec w na górskich łąkach! Ile kwiatów! :)



Osiedle szałasów. Jacyś "buszkraftowcy" tu szaleli i ogarnął ich twórczy zew.




Mozaikowy napis wtopiony w chodnik upamiętnia jakiś jubileusz sprzed lat prawie sześćdziesięciu. Baczo Kiro nazywa się pobliskie schronisko jak również i turystyczna jasknia.


Za główną atrakcję okolicy uchodzi tutejszy monastyr. Kilkakrotnie widzieliśmy jakieś tabliczki i reklamy, że trzeba go koniecznie zobaczyć.




W mur okalający klasztor jest wkomponowany wiszący kibelek!


Jest to dosadna odpowiedź czemu rzeczka za naszym domkiem ma taki dziwny zapach i na powierzchni pływają podejrzane kożuszki ;)



Przy klasztorze jest też przyjemna knajpa, chcieliśmy wstąpić na chwilę, ale już ją właśnie zamykali. Wzieliśmy więc piwo na wynos, coby wypić gdzieś na skale.


Klasztor chyba najładniej wygląda z góry. Widać go z wielu punktów widokowych na tutejszych skałach.



Drugi widziany w dole budynek to wspomniane wcześniej schronisko Baczo Kiro.


Cały tutejszy teren wygląda jakby go ktoś kiedyś chciał zagospodarować na kształt parkowy, wydał na to nawet sporo kasy, ale nie wyszło tak szumnie i z rozmachem jak planował. W miejscach zupełnie nieprzewidzianych pojawiają się ławeczki czy poręcze. Są też tablice, ale co na nich pisało już nie wiadomo, większość prawie całkowicie wyblakła od słońca.


Był nawet małpi gaj, a teraz zdecydowanie jest to gaj wiewiórkowy ;)



Czasem wpadniemy na jakąś wiatę dla turystów.


Roślinność ma wybitnie swoje zdanie na temat szlaków turystycznych.


Mają tu wodospady.



Nieopodal jest też jaskinia, gdzie wchodzi się z biletami. Klimaty chyba takie średnie...



Nas jednak zainteresowało inne miejsce, które przypadkiem wpadło w oczy. Odsłania się widok na kolejny, malowniczy wodospad, a jego okolice wybitnie wskazują na dawną działalność człowieka. Po prawej zieją czernią jakieś otwory prowadzące do wilgotnych pomieszczeń. Dom? Składziki? Bunkier? Natomiast na lewo sprawa prezentuje się jeszcze ciekawiej! Co to u licha tam jest?


Próby nawiązania rozmowy z panem ze sklepiku koło jaskini turystycznej dostarczają bardzo szczątkowych informacji. Na interesujący nas obiekt ponoć mówią "Jaskinia Wodna". "Nie jest udostępniona turystycznie" i "lepiej żebyśmy się nie interesowali tym miejscem".

Ciężko o lepszą reklamę ;) Zatem podchodzimy!


Sporych rozmiarów wlot do jaskini został przegrodzony betonową ścianką z oknami. Okna nie mają szyb czy okiennic i każde jest podzielone szerokimi kratami na 12 segmentów.


Ktoś zrobił tu miejsce biesiadne. Może wspinacze? Bo ze stropu wiszą liny i się dyndają na wietrze.


Walają się stare meble i choinki bożonarodzeniowe razem z ozdobami w kartonach. Stoją też stare latarnie.




Między "kratami" bez problemu można przejść.


W środku wygląda na miejsce, w którym niegdyś zrobiono coś na kształt przepompowni? Magazynu? Ni to baseny, ni to kadzie?? Zabudowa wybitnie świadczy o przemysłowej przeszłości tego miejsca.




Jeśli minąć ściankę z prawej strony (tą z oknami, która przegradza wejście do jaskini) to naszym oczom ukaże się takowy betonowy kanał, który znika gdzieś w ścianie.



To pomieszczenie na końcu również jest przegrodzone ceglaną ścianką. W ściance jest jednak przebita dziura.


Za dziurą jest ciemność, wieje chłodem, a powietrze jest przesycone mgłą. Nie wiem do końca czy to wilgoć czy pył, ale nikłe światło pseudolatarki zaraz się na tym rozprasza i nie widać dalej niż na 10 cm. O zrobieniu zdjęcia to w ogóle nie ma mowy. Nie wzięłam żadnej porządnej latarki. Ta, która jest wmontowana w Samsung Solid nadaje się w porywach, żeby w nocy iść do wychodka, a raczej nie do eksploracji sztolni... W końcu poszliśmy tylko na chwilę zobaczyć skałki i klasztor, a wyszło jak zwykle ;) Jak można być tak durnym, żeby popełniać ciągle te same błędy i nic się nie uczyć????

Najprawdopodobniej teren za dziurą łączy się z pomieszczeniem z kadziami. Acz może korytarz odbija jednak na prawo i prowadzi do tajnej podziemnej bazy albo do piwnic monastyru, pełnych beczek ze starym winem? ;) Tego się już nie dowiemy :P

Nieopodal jaskini jest też niewielki budyneczek, we wnętrzu którego są rury.


Jest też mostek wiszący, drewniana kładka, ale taka znikąd donikąd. Jak atrapa do filmu? Albo też jakiś rodzaj atrakcji dla wspinaczy? Mimo kilku prób nie udało się nam do niego dojść ani z jednej ani z drugiej strony.




Z jednej ze skałek jest dobre miejsce na obserwacje pociągów, które akurat tu wjeżdżają do tunelu. Fajne mają w Bułgarii pociągi - stare turkączące składy. Zwykle lokomotywa i 2 wagony, czerwone albo niebieskie. Zazwyczaj posprejowane. To jakaś popularna trasa, bo śmigają co chwilę w jedną i drugą stronę.





Wieczór w ośrodku Strinava mija na gotowaniu i zjadaniu pulpy, degustacji pierwszego bułgarskiego wina, a do kolacji grają nam stada cykad i szumi potoczek zaraz za domkiem. Czasem turkoce też pociąg, bo ta linia kolejowa co ją obserwowaliśmy ze skał - przebiega też za naszymi domkami. I jest tak cudownie ciepło, że mimo późnej godziny nie trzeba ubierać nawet bluzy :)


Rano na naszej bazie jesteśmy zupełnie sami. Wyjeżdżając nie ma nawet komu powiedzieć "do widzenia". Niemiecki kamper z drugiego końca ośrodka odjechał jakoś o świcie. Babeczka spod szlabanu zniknęła wczoraj zaraz po daniu nam kluczy i zainkasowaniu opłaty. Więcej jej nie widzieliśmy.

Smakowite śniadanko. Zwłaszcza oliwki w tych rejonach są wyjatkowo pyszne! Acz z jedną konserwą z "rybną sałatką" mieliśmy pewien mały problem! Nie mogliśmy tam znaleźć ryby. Potem jej szukał miejscowy kot. Też nie znalazł. Fasolę chyba za jakiś czas zjadły lokalne mrówki, bo dobierały się bardzo ochoczo ;)


I w drogę! W pewnym momencie chyba przez pół godziny (albo dłużej) jedziemy sobie zupełnie pustymi drogami. I ani pół auta. Pustka. Aż się zaczynamy zastanawiać czy może ta droga była zamknięta? Albo będąc drugi dzień odcięci od informacji nie wiemy o czymś co się wydarzyło na świecie, a było to dosyć istotne?? ;) Być może tutaj to norma, ale żyjąc na codzień w przeludnionej Polsce - jak nie masz 5 ludzi na plecach to zaczynasz się czuć nieswojo ;)



Przejeżdżamy przez miasteczko Karnobat, gdzie aut jest zdecydowanie więcej, ale ludzi również jakby wymiotło. Mam nadzieję, że w terenach nadmorskich tendencja ta się utrzyma!


Dworzec autobusowy też wydaje się dosyć zapomniany, acz właśnie gdy robię zdjęcie tej tabliczki podjeżdża autobus do Burgas. Acz nikt z niego nie wysiada, nikt nie wsiada, a kierowca przypomina robota ;)


Zainteresował nas też hotel, ale niestety większość tego typu przybytków, które budzą w bubach pozytywne odczucia - jest już od lat nieczynnych. Tzn. nie udało nam się wejść do środka a taksówkarze po lokalnemu kiwali głowami, że zamknięte na głucho. A już mieliśmy cichą nadzieję na powtórkę z Artika ;)


Tylko koleś z karabinem jakiś nienaturalnie nowy i odmalowany.


Jedziemy dalej. Zawsze mnie wkurzają plakaty wyborcze z tymi zapasionymi, wrednymi mordami zakutymi w garniturki, ale tutaj z rozmachem reklamy to już naprawdę przegięli!


Kolejny ciekawy pomnik spotykamy w Ajtos. Jeden wita już na wjeździe, ale niestety trochę się rozmazał.


Ale drugi, stojący na skraju jakiś zakładów mechanicznych już mogę obfocić na spokojnie.




A poza tym co jeszcze po drodze? Klasyczne krajobrazy Bułgarii, płowe góry, zabudowa wsi i miasteczek utrzymana również w cieplych barwach.


No i wszechobecne ruiny. Tu akurat jakaś opuszczona knajpa przydrożna.



Zbliżamy się do morza i miejsca, gdzie byliśmy 8 lat temu. Ciekawe jak tam teraz?


cdn


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz