Po raz drugi mieliśmy okazję używać tego środka transportu. Poprzednio rok wcześniej, w czerwcu 2021, płynelismy rzeką Wkrą. RELACJA
Nigdy nie sądziłam, że spływ kajakowy może mieć tyle wspólnego z wesołym miasteczkiem i popularną atrakcją ze zderzającymi się samochodzikami. Tu jest to samo - tylko na wodzie! I o tyle ciekawiej, że kajaki są mniej ogumowane, więc przeżycia są bardziej wyraziste 😉
A może to tak wygląda tylko w upalne wakacyjne weekendy, gdy żądnych przygód kajakarzy jest więcej niż wody?
Z dodatkowych atrakcji lunaparkowych można wymienić także zjeżdżalnię, z której korzysta się razem ze swoim kajakiem. Ale po kolei :)
Czas akcji: początek lipca roku 2022.
Miejsce akcji: Mała Panew - bardzo urokliwa rzeczka, co daje się zaobserwować zwłaszcza w tych krótkich momentach, gdy akurat widać ją spod pływadeł i ludzkich cielsk.
Trasa: z Kolonowskiego do Krasiejowa.
Poniżej trochę fotek robionych w nielicznych momentach o większej sielskości i szerokiej przestrzeni.
Jeden z mostów na trasie - chyba kolejowy i chyba opuszczony.
Krajobraz z suchym konarem.
Krajobraz z kiścią liścia.
Krajobraz z glonem czy tam inną rzęsą wodną.
Buba z wiosłem. Cieszy ryja :)
Jedna z piaszczystych skarp. Miła, sielska, wygrzana... Wyłazimy - ale tu ładnie!
Niestety niedługo zostaniemy zadeptani i trzeba będzie podjąć przyspieszoną ewakuację. Niesamowity jest instynkt stadny u ludzi - w pustym miejscu nigdy by się nie zatrzymali. Ale jeśli ktoś tam jest - Ooooo! To tam musi być coś ciekawego! Tam musi byc fajnie, bezpiecznie i pewnie coś rozdają za darmo. A im większy tłum się kręci, tym więcej kolejnych przybywa...
No nic nie poradzimy. Taki termin. Następny postój musimy chyba zrobić na grzęzawisku wśrod baszczu Sosnowskiego. Ale póki co wokół tylko płowe trawy.
Acz np. to miejsce ma potencjał piknikowy! Więcej niż dwa kajaki ciężko upchać!
W Staniszczu Małym jest "próg wodny" - mały wodospadzik, ktory pokonuje się po zjeżdżalni. Wszystko się oczywiście z lekka korkuje.
Tutaj muszę podjąć trudną decyzję - czy chcę sobie zjechać ze zjeżdżalni czy chce mieć zjeżdżalnię na zdjęciu. Zawrócić się nie da... Miłość do zdjęć zwycięża. Biegnę więc brzegiem. Co ciekawe - więcej takich desperatów nie ma. Wszyscy zostają w kajakach.
Pod mostem.
No i w końcu ona - zjeżdżalnia! :)
Już za chwileczkę, już za momencik.
Ziuuuuuuuu!!!! :)
Kajak odpływa, bo prąd jest tutaj dość silny. A ja odkrywam, że za zjeżdżalnią... nie ma ścieżki na brzegu!!!!!! Jest za to chaszcz po szyję, pełen pokrzyw i kolczastych malinisk! Normalnie przez takie tereny człowiek się przedziera po malutku, wybierając drogę, patrząc gdzie stąpa... Ale ja tutaj muszę biec! Bo inaczej oni mi uciekną! Próbuję więc osiągnąć jak największą prędkość, kolce wyrywają mi mięso, drapia nie tylko po nogach ale nieraz i po pysku! Gdy dopadam kajaka (na szczęście uchwycili się jakiejś gałęzi i czekają) wyglądam jak po ataku wściekłych wilkołaków. Później nogi leczę jeszcze kilka dni, bo mam wszędzie takie napuchłe, czerwone, wściekle swędzące parówy (nie licząc normalnych bąbli czy szram) Naprawdę nie wiem co za świństwo tam rosło... Na spływy kajakowe chyba jednak trzeba ubierać długie spodnie z grubego materiału i solidne, skórzane buty za kostkę. Zresztą - jak na wszelakie inne okoliczności. Bo czy idziesz na plażę czy w gości do rodziny i tak zawsze kończy się tak samo ;)
A to jest miejsce, w którym spędzamy dosyć dużo czasu. Łapiemy się traw i czekamy...
Woda bulgocze, słonko dogrzewa. A my czekamy i czekamy. Bo na wycieczkę wybraliśmy się w dwa kajaki i zaginęło pływadło z naszymi współtowarzyszami. Nie ma! Co oni tam robią? Co za czarna dziura ich pochłonęła?? Płynęli przecież zaraz za nami! W końcu toperz zostaje pilnować kajaka i kabaka, a ja wracam pod prąd brodząc. Jak woda okaże się za wysoka - to będę musiała przedzierać się brzegiem. No ale moim odartym ze skóry nogom i tak już chyba nic nie zaszkodzi, więc mi wsio rybka. Grunt, żeby ich w miarę szybko znaleźć. Coś się chyba musiało stać?? No bo nie zatrzymali by się na piknik nie dając nam znać...
Mała Panew, niby taka ładniusia i milusia rzeczka, okazuje się być bardzo podstępna i złodziejska! Ukradła spodnie! A było to tak: drugi kajak płynący za nami miał przewieszone przez burtę spodnie. Zamoczyły się na jakims bryzgu wcześniej i terez suszyły się do słonka. Przepływając przez kolejną przeszkodę (pewnie jakiś zatopiony pień) kajak się przewrócił, a nasi współtowarzysze wraz ze swoimi bagażami wykocili się do wody. Głęboko nie było, nurtu silnego równiez brak, więc szybko udało się pozbierać pływające kanapki, buty i plecaki - ale spodnie zniknęły! Kit ze spodniami, portki jak portki, ale w kieszeniach był portfel i telefon. Kieszenie solidnie zamykane, nie było opcji aby z nich coś wypadło. No ale całe portki pochłonęła otchłań! Właściciel więc nie kontynuuje spływu tylko przeczesuje okoliczny nurt, dno i zarośla w poszukiwaniu zguby. Prąd chyba nie uniósł gdzieś dalej, jak czekaliśmy nieco niżej - to na bank ktoś z naszej trójki by zauważył przepływające gacie. Szukamy wspólnie jeszcze z pół godziny. Rozpytujemy ludzi czy ktoś coś nie widział. Nie ma. Nosz kurde! Diabeł ogonem przykrył! No cóż, płyniemy dalej, nie będziemy tu zimować... No ale sielska atmosfera nieco się zważyła, zwłaszcza właściciel spodni na dobre stracił humor :(
A okolica przed nami jest bardzo malownicza - zaczynają się piaszczyste skarpy, co w połączeniu z błękitem nieba i obłoczkami, tworzy bardzo piękną całość. A i ludzi zrobiło się nagle jakby mniej. Może tam były jakies wiry, ktore pożarły nie tylko portki, ale i 3/4 spływowiczów??
Czy możemy się czuć "cudem ocaleni"?? ;)
Jeżeli dobrze kojarzę to most kolejowy ze zdjęcia jest czynny. To linia na Zawadzkie.
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację. Nie sprawdzałam. Wydawał mi sie na oko sympatyczny, a często sympatyczne miejsca są opuszczone - i tylko stąd takie domniemanie :)
Usuń