bubabar

środa, 14 grudnia 2022

Góry Rychlebskie cz.1 (2022) - Żulovy Vrch

Na wycieczkę wyruszamy z Vapennej. Tutejsze oznaczenia szlaków zdołały się już wtopić w otaczającą przyrodę.


Pogoda jak na połowę listopada dopisuje rewelacyjnie. Przede wszystkim jest w miarę ciepło i sucho! Dzień jest raczej pochmurny, acz czasem przebłyskuje słońce. Pod nogami szeleszczą liście, a otaczający nas las zachował jeszcze trochę barw złotej jesieni.


Lasy mają tu głównie bukowe, pełne rumowisk z omszałych kamulców.



Czasem między drzewami zamajaczą jakieś pagóry. Fajnie więc, że nie tylko dymanie pod górę przypomina nam, że to nie równiny.



Przed Żulovym Vrchem, na skraju osypiska kamieni, spotykamy pierwsze źródełko, opisane "Picassuv Pramen". Okolice Jesenika słyną z leśnych, ocembrowanych źródełek - mają tutaj takowych chyba kilkadziesiąt!



Woda jest zimna i bardzo smaczna. Kabaka dosłownie nie można oderwać - tak się pluszcze!


Widać, że poruszamy się po terenach opuszczonych kamieniołomów - takie "skalne masywy" raczej same z siebie by nie powstawały w przyrodzie.



Czasem się trafi pozostałość bardziej dobitnie betonowa.


Docieramy w końcu i do głównej atrakcji - zalanego wyrobiska. Już kilkanaście podobnych odwiedzaliśmy w tym rejonie, acz tu trafiliśmy po raz pierwszy. Latem więc trzeba będzie wrócić i wypróbować miejsce kąpielowo!









Każdy powód jest dobry, żeby się trochę powspinać!


Nie tylko wyrobiskami człowiek żyje - szukamy też chatki.


Jest! Bardzo sympatyczne miejsce, ale niestety zamknięte. A kilka lat temu ponoć można było tu jeszcze zanocować...



Zwykle przy chatkach można znaleźć siekierę albo piłę, które to bywają przydatne przy pracach obozowych. Ale żeby kosa? Zwłaszcza, że najbliższa okolica chaty to totalne klepisko! Przedziwne...


Wnętrza chatynki prezentują się bardzo sympatycznie.


Na ścianie wisi kilka starych zdjęć. Rozumiem, że ów zmarły dwa lata temu "Kamarad Picasso" był jakąś ważną osobistością związaną z tym miejscem - znaną i lubianą.



To nie jedyne miejsce pamięci przy chatce - na jednym z drzew wiszą trzy krzyże. Acz tu przy Picassie jest wyobrażona zupełnie inna data??


Nieopodal chatki jest wiata bez dachu, z bardzo porządnym, kamiennym kominkiem. Postanawiamy tutaj zapodac piknik obiadowy.


Mamy leczo w termosie, a kanapki z serem będą napewno lepsze w postaci grzanek.




Dalej tuptamy stokówką wijącą się przez poręby, która dzięki temu stała się widokowa.



Można stąd rzucić okiem na "wielkie jeziora opolskie" i różne zamglone pagóry już po polskiej stronie.





Sprawcy widoków zatarasowali drogę i poszli do domu. Ciekawe czy celowo maszyna zrywkowa stanęła tak, że nic nie przejedzie??


Potoczek. Z ciekawym ułożeniem kamulców, zarówno naturalnych, jak i sztucznych.


Mijamy miejsce zwane Pod Sokolim i schodzimy nieco w dół widząc jakieś mostki.


Chyba jest tu zrobiona trasa dla rowerzystów przełajowych, coby mogli śmigać i w sposób zagospodarowany wybijać sobie zęby o kamienie. Dziś na szczęście jest tu wszędzie zupełnie pusto, jest więc nadzieja, że rowerzyści nas nie rozchlapią... Kamienie osiągają tu całkiem słuszne gabaryty.


Jeden ozdobiony jest starym, niemieckim napisem.


Widoczek ze zbocza na pagóry i jeden czynny kamieniołom. Rozważamy, który to? Pasowałoby nam na Vycpałek, ale pewności nie mamy.


Można zapuścić żurawia co tam w dziurze siedzi.


Wracając jeszcze zasiadamy na chwilę w wiatce niedaleko Żulovego Verchu. Miejsce o popularnej w Czechach konstrukcji, nadającej się na nocleg dla jednej osoby.


W tej konkretnie wiatce jest też element lokalny - kamienny stół.


Gdzieś w tym rejonie zastaje nas zachód słońca. Ach te listopadowe dni! Ledwo się zaczną to zaraz się kończą...


Po ciemku źle się szuka nowych miejsc na nocleg, walimy więc w znane i lubiane, nad kamieniołom koło Skoroszyc. Wieczór jest długi i ciemny, nie ma opcji nie rozświetlać go ogniskiem! :) Mamy dużo kotletów i grzanego wina, więc nam się nie nudzi. Tzn. wina chyba było za mało, bo nikt nie zdecydował się na kąpiel ;)





Utopce nas nie pożarły, więc jest spora szansa, że pomyślnie rozpoczęty wyjazd (a więc i relacja) będzie miał kontynuację :)


cdn


2 komentarze:

  1. Patrząc na te kotlety, aż mi się zachciało posiedzieć przy ognisku ;)

    Miałem ochotę tą jesienią pojeździć po kamieniołomach w tej okolicy, jednak wygrał trochę inny wariant wyjazdu. W każdym razie, te zalane kamieniołomy poczekają na kolejną okazję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często tak jest, że za dużo planów a za mało czasu, coby pomieścić wszystko!

      P.S. A kotlety z ogniska wyszły rewelacyjnie! Bez porównania z takimi na patelni w domu.

      Usuń