bubabar

czwartek, 3 listopada 2022

Góry Rychlebskie cz.1 (2022) - Vysoky Kamen i skałka z kapliczką

Wycieczkę rozpoczynamy gdzieś na obrzeżach Javornika, gdzie znajduje się jeden z końców świata.


Nie wiem ile ich wszystkich jest. Póki co napotkaliśmy jeszcze ten w Wielkopolsce:


I jeszcze trzeba dodać te wszystkie bieszczadzkie ;)

Okolice czeskiego końca świata okazują się jednak być upiornie tłumne. W stronę zamku Rychleby ciagną całe pielgrzymki, a atmosfera przypomina park miejski w czasie festynu, gdzie rozdają piwo za darmo. Nie pozostaje nic innego jak w podskokach się stąd ewakuować. Byle daleko, byle szybko i byle zapomnieć, że popełnilismy tak wielki błąd, aby tu w ogóle zajrzeć...

Drugie podejście do rychlebskich skałek zapodajemy z wioski Horni Hostice - i tutaj jest już normalnie. Zostawiamy busia przy niewielkim kościółku.





Zagłębiamy się w rude lasy o szeleszczącym poszyciu. Miejscami dywan bukowych liści sięga nam po kolana. Nie wspominałam, że jest to chyba pierwszy weekend od niepamietnych czasów, który nie grozi nagłym oberwaniem chmury? No i wreszcie można powiedzieć, że jest ciepło jak na daną porę - ponad 20 stopni pod koniec października to klimaty zdecydowanie akceptowalne! :)





Miejscami robi się mrocznie...


...by za chwile drogi wyprowadziły na szerokie, świetliste poręby, pełne płowych traw.



Pierwszą skałką na naszej trasie jest Vysoky Kamen.



Mają tu bardzo dogodne miejsce ogniskowe. Ogień+skała to jest fajny klimat! Przez chwilę rozważamy czy nie rozpalić takowego dla podpieczenia kanapek, ale nie zabraliśmy na tyle wody, żeby skutecznie zagasić.


Na szczyt prowadzą wykute w skale, omszałe schody.



Jeszcze tylko przerwa na degustację orzeszków bukowych :)


Na górze wita nas wygięta sosna.


Niektórzy z ekipy uwielbiają się wspinać i nie przepuszczą żadnej okazji.


Skałka niewielka, ale oferuje całkiem fajne widoczki.






Wiata na wypadek deszczu.


Dalej odbijamy w chaszcze. W splątane mieszaniny jeżyn i powywracanych korzeni.


Zmierzamy ku kolejnej skałce. Z oddali wydaje się niepozorna.


Skałki skałkami, ale na pieńki też powyłazic trzeba.


Napotykamy też chatkę należącą do czeskich lasów.



Niestety jest pozamykana. Nie ma też wywieszonych żadnych namiarów, więc chyba nie jest przeznaczona na wynajem :( A szkoda, bo miejsce przefajne!



Huba kameleon.


Zmierzamy w stronę upatrzonej skałki. Bardzo nam to miejsce przypada do gustu. Nie ma tu żadnych barierek, poręczy, szlaków, tabliczek. Nawet nie wiemy czy owa skałka ma jakąś nazwę.




Jedyne czym ludzie udekorowali to miejsce to ukryta w grocie kapliczka.



Na skałce spędzamy więcej czasu niż planowaliśmy. Rezygnujemy z dalszej części wycieczki i przekładamy ją na jutro. Tu jest tak cudnie, że naprawdę nie chce się iść nigdzie dalej. Są takie miejsca z wyjątkowo przyjazną i odpoczynkową atmosferą. Skała jest ciepła, słonko dogrzewa. Szumią płowe trawy, które gęsto porastają całą okolicę. Gdzieś w oddali wzrok błądzi po olesionych szczytach lub sięga plaskatych równin i zbiorników koło Paczkowa. Wcinamy suchary, pijemy herbatkę, wygrzewamy się, patrzymy jak płyną obłoki... Nic więcej nam do szczęścia nie potrzeba.








Kiedyś chyba tu wszędzie wokół był las. Być może ci, którzy go pamiętają, nie odbierają pozytywnie obecnego stanu rzeczy. My jednak jesteśmy tu po raz pierwszy, więc padło na "czystą kartę", więc poznajemy ten teren takim, jakim jest obecnie, bez bagażu wspomnień i porównań. Być może dlatego nam się tu podoba.



Czasem z oddali słychać jakieś odgłosy generowane przez turystów podążających szlakiem. Jednak jest poczucie, że to daleko, jakby w innym świecie.

Na powrót decydujemy się, gdy słońce już uciekło za wzgórza i wizja rychłego nadejścia wieczoru staje się coraz bardziej realna. Już nie słoneczne, ale wciąż kolorowe lasy przemierzamy obficie szurając nogami :)








Najbardziej spektakularne barwy funduje nam juz sama wioska - za sprawą drzewek octowych.


W wiosce mają jeszcze jedno ciekawe miejsce. Wygląda jak dawna remiza strażacka, obecnie kolorowo udekorowana przez właścicieli obiektu. Są więc obrazy, łańcuchy, malowane kamienie, tabliczki (głównie o tematyce medycznej) czy stare narzędzia.







Granica w Gościęcicach biegnie komuś przez parapet. Wylot rynny ma już w Czechach ;)


Na nocleg zatrzymujemy się przy zalanym wyrobisku nieczynnego kamieniołomu koło Tomikovic. Jest niesamowicie ciepło. Długo siedzimy przy ognisku i to w jednej bluzie - jak latem. Przeważająca część wieczoru jest bezwietrzna, a niebo gwiaździste. Jest jednak dziwaczny moment, gdy w otaczającej nas aurze dzieje się coś nietypowego. Nagle pojawiają się dosyć silne podmuchy ciepłego wiatru, na tyle solidne, że zdmuchnęło mi kapelusz i porwało reklamówkę, którą potem łowimy z jeziora kilkumetrowym patykiem. Jednocześnie pojawia się na niebie podłużna biała chmura zasłaniająca część gwiazd. Jakieś 5 minut i wiatr cichnie. Chmura również znika. Powietrze znów jest przejrzyste i spokojne. Nic nie mąci przyogniskowej sielanki...



Noc była bardzo ciepła. Śmiejemy się, że chyba cieplejsza niż niektóre czerwcowe w Bułgarii! Taki koniec października to ja rozumiem! Tak to można żyć! :D

cdn

4 komentarze: