Jednym z lepiej zachowanych skalnych obiektów jest cerkiew koło Ivanova. Ma w środku ścienne malowidła różnych świętych i scenek biblijnych, również wyobrażone na sufitach. Pochodzą one ze średniowiecza, coś chyba XIII wiek.
Najbardziej spodobały mi się dwa obrazki z lwem. Na jednym jakiś święty leczy łapkę lwa, a na drugim na lwie ktoś jeździ. Zazwyczaj się spotykałam z tym, że ludzie z lwami mieli dość odmienne i mniej przyjazne relacje ;)
Mają tu balkonik przyklejony do pionowej skały. Mnisi widać nie cierpieli na lęk wysokości. Zabawne, że jest tylko jeden, a poza tym lita skała.
Natomiast świat widziany z balkonika przedstawia sie tak:
Po cerkwi kręci się przewodnik, który opowiada o ściennych malowidłach, lokalnych świętych i walorach otaczającej nas przyrody. Można sobie wybrać jeden z 6 języków w jakim będzie do ciebie gadał. Prowadzą tu również ankietę dotyczącą turystów odwiedzających to miejsce, którą spisują w zeszycie w tabelce. Zeszyt mają gruby, więc chyba tą ankietę prowadzą już od dawna. Co ich ciekawi? Skąd turysta przyjechał, jeśli obcokrajowiec to tylko kraj, jeśli lokals to miasto. Jaki język oprowadzania wybrał. Co zwiedzał wczoraj i co ma zamiar zwiedzać jutro. Gdzie nocuje. Skąd się dowiedział o skalnych cerkwiach w tych rejonach. Jeśli się weźmie udział w ankiecie to jest 30% zniżki na bilet do zwiedzania, więc raczej wszyscy ochoczo do tego podchodzą. Ze mną mają jakiś problem, bo odpowiedzi "śpimy w krzakach" albo "jutro gdzieś tu połazimy po wąwozach, chyba że nam coś konkretnego polecicie, najlepiej jakieś takie cerkwie jak ta, tylko bardziej dzikie" - jakoś kolesiowi nie pasują do rubryczek. Woła nawet do pomocy jakąś babkę, a potem razem rozważają co napisać, zamaszyście drapiąc się w głowy. Wertują też zeszyt (chyba z ciekawości, żeby sprawdzić czy poprzedni turyści z Polski też takie dziwactwa opowiadali ;))
Wpinamy się też na skały powyżej cerkwi. Zaglądamy do różnych grot, celem sprawdzenia czy co ciekawego tam nie siedzi.
Ścieżka prowadzi na wypłaszczenie bedące punktem widokowym. Są więc postrzępione skałki zboczy, zarosłe gęstym kożuchem drzew wąwozy i zielone płaskowyże zajmowane przez pola, gdzie od czasu do czasu przemyka jakiś traktor.
W centrum Ivanova robimy zakupy. Rzucają się nam w oczy dwie ciekawostki okolicznej zabudowy. Jedno to komunistyczny pomnik z żołnierzem o pazurkach pomalowanych na złoto.
Jest też tutaj opuszczona restauracja. Całkiem spory budynek, który nie omieszkam zwiedzić.
W głównej sali zwracają uwagę kuliste, szklone lampy. Dwa rodzaje. Pewnie odbywały się tu jakieś dyskoteki? Rozważamy też czy dziwne malowidło w tle, ta postać z okiem zamiast głowy, pochodzi z czasów funkcjonowania knajpy czy jest późniejszym muralem zostawionym przez odwiedzających?
Klatka schodowa na piętro. Nie wiem czemu w pierwszej chwili wydawało mi się, że to schody ruchome! Jakieś dziwne złudzenie optyczne ;)
Stare lodówki.
Z takim znaczkiem - nie wiem jaka to firma? Napisu nie znalazłam.
Na drzwiach knajpy wywieszka wspominek za zmarłych. Ale tutaj już nie robi to na nas takiego wrażenia jak w okolicach Virovska. Zwraca jedynie uwagę, że dosyć młodo tu się zwijają z tego świata. I to głównie faceci.
Przy sklepie kręcił się koleś na wózku inwalidzkim. Chyba żebrał o pieniądze albo chciał, żeby mu piwo kupić? Potem, również na wózku, podjechał do kolegów siedzących na murkach koło pomnika i grał z nimi w karty. Potem się o coś kłócili, a ja nadstawiałam uszu i się bardzo wkurzałam, że kompletnie nic nie rozumiem. Ot codzienne życie lokalnych żulików. A potem ten na wózku podjechał pod opuszczoną restaurację, wstał, przypiął wózek do barierki zapięciem rowerowym i wspiął się do okna z taką zręcznością, o jakiej ja mogłabym jedynie pomarzyć... Niestety nie mam zdjęcia zaparkowanego wózka. Złośliwa mucha akurat wleciała mi w obiektyw i całe zdjęcie rozmazane... :( Po krótkim przerywniku znów zapuszczamy się w wąwozy. W Besarbovie jest monastyr skalny, który jest nadal używany przez mnichów.
Mają tu cerkiew, która wygląda jakby przyrosła do skały. Jak huba do drzewa! :)
Z zewnątrz każdy może oglądać klasztor, jednak żeby móc wejść do środka pomieszczeń czy pochodzić skalnymi balkonikami, trzeba wykupić bilet. Kwitek, który dostajemy ogromnie mi się podoba! Nie jakiś wydruk z terminala, nie jakiś skserowany folderek - pokwitowanie jest ręcznie wypisany przez mnicha! Jakby się człowiek przeniósł w inne czasy!
Teraz można się na spokojnie powłóczyć i z bliska przyjrzeć np. malowanym skalnym okienkom.
Wędrując balkonikami nagle mi staje przed oczami ośrodek wypoczynkowy z Korbielowa, gdzie byłam z rodzicami na wczasach, trzydzieści parę lat temu! Dosłownie ten sam zapach bejcy!
Miejsce, które zwiedzamy, jest związane z lokalnym świętym. Dymitar Basarbovski żył samotnie w tutejszych skalnych grotach w XVII wieku, zajmując się pasterstwem i modlitwą. Zmarł siedząc sobie nad rzeką i jego ciało przeleżało tam w stanie niezmienionym 30 lat. Odnalazła go niewidoma dziewczyna wiedziona wskazówkami ze swego snu. Znalezisko spowodowało cud - dziewczyna odzyskała wzrok. Zrobiono więc z owego pustelnika relikwie, które początkowo leżały gdzieś w tutejszym kościele. W czasie wojen turecko - rosyjskich jakiś rosyjski generał postanowił zajumać relikwie i zabrać ją do Rosji (pralek i lodówek jeszcze wtedy nie było, więc trzeba było se radzić ;) ) Gdy zwłoki były wiezione przez Rumunię zasłynęły z tego, że ich obecność leczy dżumę. Według legendy uratowały Bukareszt - w ich towarzystwie ludzie przestali umierać z powodu zarazy. Jak można się domyślać Rumuni stwierdzili, że takiego skarbu nie oddadzą i udało im się relikwie zachować. Ponoć do dziś zwłoki pustelnika znajdują się w Bukareszcie. Źródła milczą w jaki sposób Rumuni przekonali ruskiego generała, aby oddał cenny łup ;) Tego nie wiedział ani mnich, z którym gadaliśmy, ani nie znalazłam nigdzie w internecie. Widać po prostu mieli jakiś ogromny dar przekonywania ;)
Jest tu do dziś skalna wnęka, która była zamieszkiwana przez owego Dymitara.
Jest też wykopana przez niego studnia, której woda jest ponoć uzdrawiająca.
Drugą osobą czczoną w tym klasztorze jest inny mnich, już dużo bardziej współczesny i o mniej malowniczej historii. On wsławił się tym, że jakoś w latach 30-stych zamieszkał w opuszczonym skalnym klasztorze i tym samym go reaktywował. Jego grota też jest wyeksponowana i pokazywana turystom.
Łazimy więc po balkonikach i gzymsach, zaglądając we wnęki i pomieszczenia. Wszystkie są dosyć podobne tzn. zawierają ikony w różnych konfiguracjach. Niektóre są skromniej urządzone, inne bardziej na bogato.
Dwa miejsca wybitnie zwracają naszą uwagę. Pierwsze to niesamowity obraz przedstawiający Trójcę Świętą. W zależności z której strony popatrzeć to widać inną osobę, a obraz jest niby jeden. Wykonanie może jest nieszczególne, ale sam pomysł - rewelacja!
Jest też płaskorzeźba wkurzonych aniołów. Wybitnie nie są to słodkie amorki, które przynoszą dzieciom prezenty pod choinkę. Nie chciałabym takowego spotkać na swojej drodze, zwłaszcza jakby akurat był nie w humorze...
Jaskółki się tu czują jak w domu! :)
Jakby ktoś miał wewnętrzną potrzebę poczytania sobie kamiennych napisów to jest okazja:
Na terenie klasztoru spotykamy kilku obecnie zamieszkujących go mnichów. Jeden sprzedawał bilety i pamiątki. Inny opowiadał historię tego miejsca. Jeszcze inny wpadł na nas przypadkiem i nas poświęcił. Brzozową witką - jak koszyk na Wielkanoc. Fajna sprawa. I to już drugi raz nam się tak trafia! (poprzednio w Ljadowej nad Dniestrem) Najwięcej uwagi w modlitwach i polewaniu świętymi olejkami jest poświecone kabaczkowi. Nie wiem czy święcenie dzieci jest zawsze ważniejsze - w sensie, że nam to już niewiele pomoże, a dla młodej jest jeszcze szansa? ;)
Jest tu też cerkiew wolnostojąca - tak się prezentuje z oddali.
W środku wygląda jakby ją wczoraj zbudowali.
Klasztor klasztorem, ale droga wzdłuż malowniczych skał idzie dalej. Może tam też coś jeszcze jest? Tuptamy przewąchać sprawę! :)
Pełno tu wszędzie różnistych nisz skalnych, ale ciężko rozszyfrować czy kiedyś do czegoś słuzyły czy ot po prostu zwykła grota.
Kawałek za monastyrem jest opuszczona knajpa.
Tylko dlaczego oznaczona takim znakiem jak szkoła? Może dzieci lubiały tu wpadać na browara?
Knajpa chyba splajtowała. Drzwi są opieczętowane.
Na terenie knajpy znajdujemy trochę popalonych dokumentów. Ten był w najlepszym stanie.
Zaraz obok jest kolejne "skalne miasto". Tym razem całkiem współczesne. Dwie ogromne jaskinie używane są jako magazyny.
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz