bubabar

wtorek, 28 kwietnia 2020

Śladem starorzeczy (Odry i innych okolicznych rzek) cz.4 - Czarna Łacha (2020)










Czarna Łacha to kolejne na naszej trasie starorzecze - położone koło Siechnic. Wybraliśmy się tam w pewien zimowy dzionek. Mijamy tereny przemysłowe...



...i bocznymi, krętymi drogami suniemy nad nasze bajorko…


Tu kiedyś była wiata, teraz ostały się tylko resztki kominka i miejsce ogniskowe.



A tam - widać jakąś inną wiatkę. Początkowo wydaje się nam, że to wyspa, ale jednak chyba półwysep i budowanie tratwy nie jest tym razem konieczne ;)



Krajobraz spowija jakby lekka mgiełka, dodająca wszystkiemu wokół uroku.






Bardzo malownicza, pogięta kładka! :)




Dzięki niej przepełzamy na przeciwległy brzeg starorzecza. Liczymy, że na powrót też jakiś przełaz się znajdzie. Ale z tym będzie już nieco trudniej. Tzn. przełazy są, a jakże, tylko my zbyt ciamajdowaci jesteśmy - i kończy się prawie kąpielą... ;)

Wodospadzik.


Płowe klimaty... Gdyby nie częściowo zalodzona powierzchnia wody - ciężko by uwierzyć, że to luty!




W końcu docieramy do upatrzonej z daleka wiaty i postanawiamy zapodać tu minibiwak z ogniskiem!



Chciałam też przedstawić dwóch naszych nowych przyjaciół, którzy zapewne będą nam towarzyszyć na wielu kolejnych wyjazdach.

Zatem czajnik.


Zawsze mi się taki marzył. Który można walnąć w ogień w jakiejkolwiek konfiguracji i gotować herbatkę. Żeby był stalowy - bo aluminium się gnie i przepala, a emalia odpryskuje jak temperatura jest za wysoka. I żeby miał malowniczo wygięty dziubek. Bo prosty dziubek to nie to samo! Jak się okazało - moje wymagania były stanowczo za wysokie, u nas takowego czajnika kupić się nie da.. Albo to musi być jakaś mega okazja i zbieg okoliczności - na giełdach staroci czasem się ponoć zdarzy jakiś podobny egzemplarz. Dzięki pomocy internetowych znajomych udało się namierzyć odpowiedniego skubańca w Finlandii. I stamtąd do mnie przyjechał :)



Czajniczek można nabyć TUTAJ

I od dziś - będzie nam towarzyszył na biwakach! I mam nadzieje, że już niedługo przestanie się obrzydliwie świecić jak psu… nos.. I że nabierze odpowiedniej patyny i usmoli się jak trzeba! Pracujemy nad tym. Dziś jego pierwszy biwak - więc z góry przepraszam za jego nieodpowiedni wygląd ;) Będzie lepiej! :)


Drugi nasz towarzysz to Krecik. Mały, tłusty, pluszowy krecik! Dostał się kabakowi w spadku po kuzynach :) Mam nadzieje, że nie będzie się z nami nudzić! :)





Tuptamy sobie wokół starorzecza, zaglądając we wszelakie zakamarki leśnych ostępów. Niektóre kawałki toni wodnej zarastają trawą i szuwarami.




Główną atrakcją nadbrzeżnych wędrówek są niezwykle urokliwe konary powalone do wody. Nieruchoma tafla odbijająca powykręcane kształty korzeni i gałęzi. A wokół zapach ziemi, lodu i dymu, który od czasu ogniska wciąż, nie wiadomo czemu, wędruje wraz z nami! ;)












Gdzieniegdzie wędrujemy groblami...



Lub grobla nagle staje się półwyspem, a dalszą część trasy trzeba przebrodzić w mule czy przeskakać po kępkach trzcin. Nieraz trafia się niewielki dopływik i prowizoryczny chybotliwy mostek.


Jest luty. A pierwsze nieśmiałe oznaki wiosny już zaczęły z ziemi wyłazić! :)


Dziś w otaczającym nas lesie jest wyjątkowy urodzaj na grzyby! Głównie takowe nadrzewne. Ponoć część z nich jest jadalna i całkiem smaczna! Ja niestety w temacie grzybów znam się tylko na maślakach i prawdziwkach. Inne okazy są więc tylko bohaterami zdjęć, a na talerze nie trafiają ;)









Zawalony pomost. Ciekawe czy osiadł sam, czy z kimś na grzbiecie? I czy ktoś miał taką malowniczą przygodę jak my w kwietniu 2009 w lubuskim, kiedy to nurkowaliśmy z głową oraz z telefonem i kluczykami od skodusi w kieszeni, w najmniej oczekiwanym momencie ;)


Po drodze gdzieś napotykamy niewielki wiadukt kolejowy. Busio by sie chyba zmieścił pod spodem, ale tak nieco na wcisk ;)



U góry całkowicie bez barierek! :)



Są oczywiście bunkierki strażnicze.


Na jeden z nich wyłazimy i machamy do przejeżdżającego pociągu!



A maszynista nam odmachał! I zatrąbił!


Kabak to wydarzenie będzie z rozrzewnieniem wspominać jeszcze kilka miesięcy później. Jak to czasem ciężko oszacować co dla czterolatka okaże się “przygodą życia” :)

Jest też kałuża. Zalodzona.


Można tupać, pluskać i łamać lód. Fajna sprawa, ale mam wrażenie, że blednie przy wspomnieniu machającego i trąbiącego maszynisty! ;)

Spore fragmenty starorzecza pokrywa zielony glon, tworzący bardzo malownicze mazaje. Miejscami muszą być jakieś podwodne dopływy (albo ryby grają w berka) bo owe mazaje nie są nieruchome! Kręcą się konkretnie - jak porywane jakimś wirem! Niesamowicie to wygląda!






A po tym konarze chwilę później spróbuję przejść na druga stronę wody..


Próbuję oszacować na ile realne jest przeprowadzenie kabaka. Krótko mówiąc - jedna z gałęzi jest śliska, a ja kończę wisząc na rękach, majtając nogami, z jedną nogą mokrą aż po kolano.

Drugą próbę przekroczenia starorzecza, (które na fragmencie zmienia się w kanał) podejmujemy tutaj.




Mnie się udaje, nawet w obie strony ;) Kabaczę jednak nie ma chyba zaufania do tego miejsca (a może ma w oczach co przed chwilą na poprzednim konarze stało się ze mną) i odmawia współpracy. Trudno. Wracamy tą samą drogą ;)

4 komentarze:

  1. Genialne zdjęcia! A jak tam musi być cudnie latem. I ani śladu człowieka. Bubu takie miejsca nazywał uroczyskami.
    Czajnik kapitalny. Bardzo mi się też podoba Kabacza czapa z kolcami. Pozdro dla wszystkich!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musimy sprawdzic kiedys jak tam jest latem, acz mam nieco obawy, ze miejscami jest busz nie do sforsowania bez maczety!

      Usuń
  2. Czarna Łacha jest jak najbardziej do okrążenia, nawet rowerem. Gdybyście poszli kawałek dalej obyłoby się bez kąpieli - jest droga z przepustem :) Rzeczywiście w szczycie sezonu wegetacyjnego maczeta miejscami by pomogła, ale zwykle się jakoś udaje przebić. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedziec! Dzieki! Nastepnym razem sprobujemy ją obejsc! :)

      Usuń