bubabar

niedziela, 6 października 2019

Estonia (2019), okolice Oandu i Koitjarve









No to od dziś ostatecznie żegnamy się z morzem. Przynajmniej tym estońskim. Spotkamy sie jeszcze z łotewkim morzem w Lipawie, ale to pewnie gdzieś dopiero za tydzień. Tymczasem zagłębiamy sie w lasy i bagna. W świat jezior, komarów i szutrowych dróg… Dziś biwak koło Oandu.

Zawsze ideałem biwakowych klimatów były dla mnie dwa ogniska dziennie, jedno rano, drugie wieczorem. A tu mamy kombo! Dwa ogniska naraz - jedno w piecyku, drugie w palenisku. Jak miło dla oka! Cieplej, bardziej pachnąco, no i komary spierniczają z podwójną mocą!




Będzie i herbatka!



Wędzenie w dymie ciąg dalszy.


Estońska noc.. To chyba koło północy a wciąż jasno!


Są tutaj też trzy chatki - coś jakby skansen związany z dawnym zbiorem siana. Jedna odnowiona, na terenie biwakowiska.




Dwie w wysokich chaszczach, ale również otwarte i zapraszające zbłąkanych wędrowców.



Jest też “półchatka”.


Kibelek też jak porządna chałupa! Wnętrza przestronne i pachnące drewnem.



Lokalne jeziorko raczej niekąpielowe.





Za Kalme i Kemba przecinamy autostrade. Na dziś mamy mało planów. Jedynie zamysł jest taki, żeby zapodać biwak nad jakimś klimatycznym leśno - bagiennym jeziorkiem. Początkowo jest pomysł dotarcia jezioro Paukjarve. Widziałam jego zdjęcia - sosnowy las, piach i dziesiątki mniejszych i większych wysepko- półwyspów przeplatających się z chybotliwym, bagiennym lądem! Ale wychodzi na to, że nie jest one dostępne (legalnie) dla samochodów? Albo my szukać nie umiemy? Wszystkie drogi dojazdowe są czymś zatarasowane i to chyba nie może być przypadek. Internety wprawdzie mówią, że dojechać sie da (zdjęcia ze znaczkiem “P” parkingu) ale od której strony to ja pojęcia nie mam! Chyba ze 3 godziny krążymy po lasach aby do niego dotrzeć. Bezskutecznie. Pal to licho! Są też inne jeziora!

Droge przechodzą nam łosie. Niestety nie zdążylam zrobić zdjęcia, ale już wiem skąd te znaki przy drogach!

Między Kemba a Koitjarve są jeszcze dwa bajora całkiem rokujące dla naszych potrzeb.. Mniejsze nazywa się Parnjarve.


Sprawdzamy jeszcze pobliskie większe jeziorko - Pikkjarve. No i ono nas całkowicie urzekło. Zwłaszcza jedno z biwakowych miejsc, to najdalsze, położone przy kałużastej drodze, gdzie mamy spore obawy, że jednak się zakopiemy.



Wśród sosnowego lasu stoi wiatka z piecykiem. Jest wcześnie, ale mimo to decydujemy sie zostać. Ile można tylko napierdzielać przed siebie. Siąść i zagapić się w jezioro też człowiek ma potrzebe! :)



Wiatru nie ma wcale (o dziwo komarów też nie). Powierzchnia jeziora jest prawie idealnie gładka, a odbijający sie w niej las jakoś tak dziwnie pełga i faluje w oczach.





Brzegi są mało zarośniete. Nie ma w ogóle trzcin czy innych szuwarów. Raczej tylko kępy traw. I mech!





Długi czas obserwujemy stado kijanek. Kabaczek kilka z nich łapie i strasznie się cieszy jak jej pełzają w rączce. Kijanki zostają pogłaskane po łebkach i ponownie wypuszczone.



A tu dorwały zdechłą rybe!


Idziemy też połazić po lesie. Wszystkie drzewa są obrośniete porostami.




Zawisa oczywiście hamak.





A tu śpiewamy jakąś piosenke. Niestety już zapomniałam jaką, ale jakąś radosną, przy której się klaszcze w łapki. Fajnie jest być w miejscu gdzie nie ma ludzi. Można się wydurniać do woli.



Dziś też mamy niezłą wyżere. Byliśmy akurat w sklepie, więc mamy różne mięsiwa do upieczenia. Pulpa i grzanki z serem mogą sie znudzić ;)



Ktoś nam też zostawił rybke ;) Ale jej nie zjadamy. Nie znam sie dobrze na rybach - czy żółte oko znaczy, że jest świeża czy wręcz przeciwnie??


W rejonie jest popularna turystyka bagienna. Podczas całego wyjazdu spotykamy sporo osób z plecakami, które wbijają w bagna i tam gdzieś śpią. Gadamy z parą studentów z Tartu - Anna i Kristin. Ponoć chatki RMK (ktorymi my sie tak zachwycamy) to jest “szczyt góry lodowej”. Lokalni koneserzy i znawcy tematu z nich nie korzystają. “Prawdziwe chatki” czają sie wgłębi bagien i są chatkami drwali, myśliwych i ornitologów. Dotrzeć można do nich tylko pieszo, a czasem i po pas w wodzie. Trzeba znać nie tylko lokalizacje, ale też którą trasą iść, aby grząskie topiele nie pochłoneły.. Najlepiej więc się idzie zimą - jak bagna zamarzną. Kristin opowiada nam o jakiejś chatce, którą znalazł rok temu, a ostatni wpis w zeszycie był z 2004 roku. Zostawione produkty żywnościowe też mialy takie daty ważności. Na telefonie pokazuje mi jej zdjęcie. Wygląda zupelnie jak dom Muminków - jakby trzypiętrowa wieża! Coś niesamowitego! (te Muminki to nam coś nie dadzą spokoju na tym wyjeździe... ;) ) Leży na terenach, które na satelitarnych mapach wyglądają jak pumeks! Jak wielka brązowa plama! Ponoć ten kształt chatki nie jest przypadkowy. W zależności od pory roku jej jedno lub dwa dolne piętra są zalewane. Tak ją zbudowali, aby choć jedno było dostępne po drabinie. Lokalizacji, nawet przybliżonej, skurczybyk nie chce zdradzic, tylko sie chwali, że był: “wiem ale nie powiem”. Są też chatki na drzewach. Coś jak dwupokojowa ambona? Z kuchnią! Część chatek się rozpada ze starości, ale też przybywają nowe. Bo nieraz jakaś ekipa się skrzykuje i sami sobie budują swoją chatke. Najczęściej w tym celu wybierają kwadrat utworzony przez 4 drzewa i po prostu do nich przybija deski albo belki. Potem drewniany dach i na niego mocna folia. I już prowizoryczna imprezownia gotowa. Za każdym razem jak się przyjeżdza latem w rejon - to się jakiś fragment budulca przywleka. Potem tylko dostarczyć piecyk i już! Cóż… Może i taką Estonie kiedyś będzie nam dane poznać?

Jedziemy leśnymi drogami wijącymi sie wśród rzadkiego lasu i piachów pomieszanych z bagnami. Gdzieś w rejonie Koitjarve. Gubimy sie totalnie. Teren przypomina nieco wrzosowiska Borów Dolnośląskich, ale bez zakazu wjazdu..




Wciąż mam w głowie opowieści Kristina.. O tych chatkach wśród bagien.. Może mijamy jakąs o kilometr czy dwa? Może siedzi tu gdzieś za tym bagnem po lewej? Dziwnym bagnem, które wali paloną gumą…

Po powrocie próbuje znaleźc w internecie fora chatkowe, o których opowiadał Kristin.. Ale chyba bez znajomości estońskiego sprawa jest skazana na porażke... Translatory nie działają tak dobrze jakby było trzeba...

A na biwakowisku koło Aegviidu stoi taka konstrukcja.. Ni to wieża widokowa, ni to zjeżdżalnia, ni to wiata… A może to jakaś instalacja artystyczna? Zupełnie nie mamy pomysłu!



cdn

2 komentarze:

  1. Wszystko pięknie tylko.... po co ten samochód?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśle, że piechotą zrobienie podobnej trasy i odwiedzenie tych samych miejsc (okolo 4 tys km) zajęło by nam troche wiecej czasu - a na to niestety nie moglismy sobie pozwolic. Mogłaby nas tez zima zastac zanim bysmy zatuptali do Estonii - a zimy nie lubimy :)

      Usuń