Pewnego pieknego, letniego dzionka postanowilismy przejechac sie bytomską wąskotorówką. Kolejka niestety nie pelni juz zadnej funkcji uzytkowej. Nie jest regularnym srodkiem transportu ani nie wozi towarow. Robi tylko za atrakcje turystyczną i kursuje wyłącznie w wakacyjne weekendy i jakies inne wybrane okresy roku np. podczas imprez czy festynów.
Kolejki wąskotorowe na Górnym Śląsku powstaly jakos w połowie XIX wieku i ich tory w czasie swojego najwiekszego rozwitu miały łączną długośc ponad 200 km. Ich głownym zadaniem było wożenie urobku kopalnianego oraz surowców do fabryk. W latach 90 tych wiekszosc linii zostala zawieszona i rozkradziona.
Wyruszamy z malowniczego peronu stacyjki zwanej “Bytom Wąskotorowy”, ktora jest przytulona do zwyklego szerszotorowego dworca.
Na peronie zjawiamy sie naszym zwyczajem duzo wczesniej niz planowany przyjazd środka transportu. Tłumów jeszcze nie ma a dwoch dzentelmenów spożywa sobie piwko przy torach, w milym cieniu rozłożystych krzewów. Zachowują sie nietypowo - bo proszą o zdjecie. Bo jak to - ktos foci krzaki, budynki, wagony - a ich nie? Zatem wedle zyczenia - tez są częścią tej relacji :)
W koncu przyjezdza i bohater dnia - czerwona miła lokomotywka.
Ciagnie wagony róznych typów - mi sie najbardziej podobają bydlece.
Jednak jest obawa, ze nam je zamkną w czasie jazdy i zrobią to na tyle skutecznie, ze sami od srodka nie zdołamy ich otworzyc. Bytom, nie Bytom, ale jednak w Polsce jestesmy, gdzie zapewne nie da sie jechac wąskotorówką jak na Polesiu czy Zakarpaciu - w otwartych drzwiach, na kołysających sie pomostach miedzywagonowych czy na schodkach - podając sobie piwo miedzy wagonami! :)
Kabaczek ciągnie do półotwartych wagonów osobowych, te jakos udały jej sie najbardziej - pewnie dlatego, ze zobaczyła tam duzo innych dzieci.
Zatem jedziemy! Mijamy elektrociepłownie Szombierki.
Wagoniki przetaczają sie po kładce, którą zwykle mijam jadąc rowerem.
Mozna rzucic okiem na kopalnie (Bobrek chyba?)
Ale kolejka mknie i nie ma czasu dłuzej sie przyjrzec mijanym atrakcjom..
Stacyjka Karb Wąskotorowy tylko nam migneła, zanim sie zorientowałam ile fajnych rzeczy jest tam nagromadzonych - juz sunelismy dalej. Jest wiec plan na kolejne wycieczki - tym razem rowerowe - przejechac przynajmniej część kolejkowej trasy na spokojnie, przyjrzec sie mostkom, wiaduktom, stacyjkom…
A tymczasem mijamy zalane wodą ruiny na ul. Celnej.
Kolejka przebija sie przez rozne zieloności i wąskie tunele.
No i meldujemy sie na stacji koncowej - w Miasteczku Śląskim.
Mamy chyba godzine czy dwie do powrotnego kursu, wiec idziemy odrobine powłóczyc sie po tutejszych zakamarkach. Początkowo mam zamiar odwiedzic tutejsza hute cynku i ołowiu - zobaczyc czy sie ładnie prezentuje i czy może pachnie rownie aromatycznie jak dawniej? Okazuje sie jednak, ze położona ona jest sporo za miastem i z buta możemy nie zdążyć. Zwłaszcza, ze reszta uczestników wycieczki nie wykazuje takich jak ja zboczeń tzn. ulubien do “turystyki przemysłowej” ;)
Skupiamy sie wiec na lokalnych klimatycznych kamieniczkach.
Odwiedzamy tez stary drewniany kościółek, ktory w cieniu duzego, nowego przybytku wyglada jak jakas makieta.
Wnetrza sa chłodne, przesycone aromatem kwiatów i impregnatu do drewna. Prawie wszystkie dechy ścienno- sufitowe sa fajnie zdobione w różne esy-floresy.
Mamy plan odwiedzenia jeszcze jakies knajpki, ale okazuje sie to zadaniem trudnym do wykonania. Miasteczko jest nieco wymarłe...Spora część sklepów i lokali jest udekorowana kartkami “sprzedam lub wynajme” albo gdy kartek brak - to stan drzwi wskazuje, ze ostatnio były otwierane w poprzednim tysiącleciu..
Jest tez posąg jakiegos ptaka, którego gatunkowość jest dość trudna do rozwikłania ;)
Jak przystało na niezwykle upalny i duszny lipcowy dzien - idzie burza. Ba! Ona nie idzie, ona biegnie! Podobnie jak my odwrotnym kursem w strone naszych wagoników.
Wyłażę jeszcze na resztki wiaduktu, ktory niegdys przechodził nad pobliską szosą i torami wąskotorówki.
Widac tez tu jakis pociąg kiedys jeździł - są jakby resztki podkładów?
Obecnie miejsce służy dla spożywania trunków z butelek szklanych - bo jak widzieliśmy - innych miejsc w okolicy brak. Przez chwile przelatuje mi przez głowe myśl klęknięcia aby zrobic pewne zdjęcie. Jednak tu jest to totalnie niemożliwe, chyba że ktos ma zadatki na jakiegos fakira ;) Takiego nagromadzenia szkieł wszelakich, w różnorodnych kolorach, deseniach i mniej lub bardziej artystycznych tulipanach - to ja jeszcze nie widziałam!
Burza jednak nie odpuszcza i postanawia chlupnąć solidną ulewą, wiec chowamy sie do wagonów. Tym razem osiedlamy sie w takim zamknietym, coby nas nie wypłukało podczas jazdy powrotnej.
A na koniec “czarne stopy” - bo jak wiadomo, dzieci dzielimy na czyste i szczęśliwe! :D
cdn
ależ oczywiście, że pełni funkcję użytkową! To jedyny sensowny środek lokomocji, kiedy chce się z dzieckiem w weekend pojechać z Bytomia nad Chechło :)
OdpowiedzUsuńAaaa w tym sensie! Masz racje! Rozumiem ze teraz juz nie podstawiaja autobusow na Chechło w wakacje? Kiedys pamietam jezdzily takie R1 zwane!
UsuńTaki drobny detal z początku tekstu. Linia obok stacji nie jest szerokotorowa tylko normalnotorowa (1435mm). Standard szerokotorowy (1520mm) jest stosowany głównie w Rosji.
OdpowiedzUsuńMialam na mysli ten zwykly dworzec o standardowym jak na Polske rozstawie torów. W sensie - zwykle tory sa szerokie przy torach wąskotorówki. Tak jak żaba jest duża przy mrówce :D Wszystko jest kwestią odniesienia.
UsuńWspaniały sentymentalny reportaż!
OdpowiedzUsuńDziękuję i proszę o więcej!
Dzieki za mile slowa! W planach jeszcze duzo relacji o Bytomiu! :)
UsuńTo jest Nasz Orzeł w locie :) Cześć i Chwała Bohaterom !
OdpowiedzUsuń