bubabar

sobota, 24 listopada 2018

Polesie bzyczące komarami - pieszo, stopem i... taksówką ;) cz.4 Dorohusk, Turka








Próbujemy łapać stopa do Dorohuska na przystankowej wysepce wśród pól. Źle by sie tu czekało na autobus w deszczu... Ruch jest znikomy wiec i ze stopem bardzo krucho. Komarom w to graj...


W koncu przyjezdza autobus.


Dość pobieżnie zwiedzamy miejscowość. Mijamy wąsatego jegomościa pod daszkiem. Rozważamy czy to miał byc ktos znany i szanowany np. Piłsudski, czy moze jakis lokalny gajowy Marucha?

zdjecie autorstwa eco

Jest tez cienisty park i stary pomnik. Lekko zapomniany, zasypany liśćmi.





I tabliczka z dawnych lat, tez juz lekko spowita rdzawą poświatą.. Ta ulica sie juz tak nie nazywa.. Smutne, ze tysiace zwykłych, prostych żolnierzy, walczących z hitlerowcami i ginacych za Polske, zostało uznanych za złych i niewartych pamieci.. :(


Miłe dla oka miejsce. Dzis puste..


Wlasnie tu 3 lata temu szukałam jakis butów na targu. I nie znalazłam, bo mieli tylko obszyte cekinami balerinki, rózowe japonki, klapki na obcasie albo adidasy w kolorach markerow zakreslaczy . Nie bylo wyjscia - pojechałam na Ukraine w butach bez podeszw ;)


Po lekkim więc ogarnieciu atrakcji turystycznych Dorohuska rozpytujemy o knajpe. Taką, zeby cos tam mozna zjeść. Zaczepiamy kilka osób. Wszyscy zgodnie twierdzą, ze nie ma. Że moze dopiero gdzies przy samej granicy, ale to tez nie na pewno. Ale dzielny eco przygotowal sie do wyjazdu. I gdzies, przekopując internet, natknął sie na informacje o knajpie jakby cudem przeniesionej z dawnych lat, położonej gdzies przy torach kolejowych. Ja i Pudel nie mamy zbyt optymistycznego nastawienia - pewnie juz od dawna jej nie ma. Eco jednak idzie szukac. I znajduje! To jednak on mial racje, nie miejscowi. Sytuacja ta mocno zbija mnie z tropu. Zawsze uwazalam, ze najlepszą i najskuteczniejszą metodą szukania w terenie jest rozpytywanie lokalsów. A tu jednak kubeł zimnej wody na głowe - jednak tkwiłam w błędzie!

Połamane betonowe płyty prowadzą w tereny przykolejowe. Urzedy celne, rampy, włóczący sie tu i tam pogranicznicy. Przypylone, żwirowe pobocza, zapach smaru, liści i kwiatow bzu. Kałuże, w których przeglądają sie płynace po niebie obłoki. Zarosłe wysokim chwastem pobocza. Sznury ukrainskich tirów. Stara wieża cisnien. Biegający kierowcy z grubymi teczkami jakis papierow.




I bar! Taki jak powinien byc! To co potrzebuje do zycia kierowca szybko na trasie, lub w czasie dłuższej wymuszonej przerwy - żarcie, piwo, kibel, prysznic i disco polo z glosnika :) Lokal ma wybitnie charakter uzytkowy. Zmanierowany turysta raczej sie tu nie dowartościuje machając grubym portfelem, nie zazna luksusu i stylowych wnetrz wedle tegorocznej mody. Poszukiwacz przeszłości, podróży w czasie i klimatu wschodu jest narażony na zwariowanie z radosci :)





Pan Skarpetka w ataku! :D


A za barem składzik starych kolejowych podkładow. Hmmm.. i ognisko byloby tu z czego zrobic! To jedno z moich marzen - ognicho o zapachu karbolu czy jak sie tam nazywal ten impregnat, ktorym wonieje przykolejowe drewno? :D


Obok przy stoliku siedzą chłopaki z tirów. Opowiadają cos sobie o jakis beczkach co sie poprzewracały na pace i cos sie z nich wylało. I z taką cieknącą naczepą nie chcieli ich puścic przez granice.. Śmieją sie bo przygoda nie dotyczyła ich samych tylko była zaobserwowana. Cudze nieszczescie jednak zawsze jakos bardziej bawi niz wlasne ;)

W barze wisi na ścianie lista potraw. Pytam o kotleta czy nalesniki. Barman stanowczym glosem doradza gyrosa. Pudel tez wybiera inna potrawe. “Dzis polecamy gyrosa”. Chyba ostatecznie wszyscy go bierzemy. Ukraincy siedzacy obok tez. Wyglada na to, ze to bar z rodzaju tych, gdzie codziennie jest jeden gar świezego żarcia i jakies ochłapy w zamrażalniku dla wybrednych. Kilka razy w zyciu w takich chwilach uparłam sie na konretna potrawe i zawsze wyszłam na tym bardzo źle.

Hmmmm.. Czy to aby nie nasz gyros???


Uchwycone na żywo kronikarskie zapędy części ekipy ;) Jakby ktos byl ciekawy jak powstają te relacje - to właśnie tak:

zdjecie zrobione przez eco

Wokol nas panuje fajny pograniczny klimat. Zawsze tak jest. Pograniczne miejscowosci mają w sobie taki przedziwny mix spokoju z nerwowoscia. Niepowtarzalna atmosfera wymuszonego czekania, nauki cierpliwosci w pomieszaniu z kołujacymi myślami, kombinowaniem i niepokojem. Ta niepewnosc najblizszej przyszlosci - ile czasu tu jeszcze spedze albo czy kontrabanda tym razem spokojnie przejedzie czy nie. To zawsze czuc w powietrzu, te cudze emocje - nawet gdy ciebie totalnie nie dotyczą bo jestes tylko obserwatorem. Tak.. w ilu miejscach ten klimat zniknął, bo stracil racje bytu wraz z likwidacją granic…

Siedzimy tu dość długo. Nie wiem ile - mawia sie, ze szczesliwi czasu nie liczą. Są miejsca, z ktorych nie chce mi sie odchodzic. To jedno z nich. Pudel idzie sie wykąpac pod prysznicem, ja robie pranie i rozwieszam na parkanie okalającym bar.. Bzyczą czasem owady a czasem silniki tirów. Leniwe pograniczne popoludnie i my w samym jego centrum :)

Z Dorohuska jedziemy do Turki, jest plan wsiąść do tego samego autobusu, ktorym jedzie z Chełma Grześ.

Siadamy na przystanku. Do autobusu jeszcze chyba z 20 minut. Chłopaki maja zamiar jeszcze troche dzis pobiegac - kopsną sie zobaczyc lokalny pałac. Ja zostaje z bagażami. Wole oszczędzac noge, ktora boli cały czas. A poza tym ponoc pałac i tak nie jest opuszczony.. Ech.. wtedy to bym miała mega dylemat ;)

Dorohuski pałac w obiektywnie eco tak sie zaprezentował w to sloneczne, majowe popoludnie.


Przystanek zostanie mi w pamieci z kilku powodów. Zwieszające sie kiście pnączy, ktore pokonały nawet dachowy eternit, krata i mrowisko!




W Turce wysiadamy juz w pełnym składzie tegorocznego, wschodniego wypadu. Chwile dokazujemy na przystanku. Eco prezentuje jaja - wszystkie 10 :D


Klimat bocznych dróg...


Jak ładnie mozna prosto i tanio przyozdobic dom!


Rozważamy czy ktos tu mieszkana stałe w tym wagonie? I nie mam na mysli kota. Ścieżka niby wydeptana? Potem mijalismy go wieczorem . I świeciło sie światło. Szkoda, ze nie bylo okazji pogadac z gospodarzem...



Konik sprawia wrażenie zmartwionego o swą przyszłość...Przycupnął i zerka przed siebie z przestrachem. Moze jestem głupia ale jakos zawsze żal mi takich porzuconych zabawek.. Ech.. gdybym tak miała umiejętnosc teleportacji rzeczy - zaraz bym go wysłała na pewne lwowskie podwórko - tam by chociaż miał doborowe towarzystwo sobie podobnych - mogli by sobie wspominac dawne życie w ksiezycowe noce! ;)


A potem idziemy pod sklep. Z przodu juz sprawa wygląda rokująco. Jakas jakby rampa do wyładunku? Jakby dawniej był tu jakis punkt skupu, magazyny albo miejsce przeładunkowe? I moja ukochana trylinka! Jest trylinka - bedzie dobrze! To sie zawsze sprawdza!


A zasklepie jest jeszcze lepsze! Ławeczki, kibel, zarośla. Palety, kontenerki po napojach, pokruszony beton schodów zaplecza. I my! Znów nas zasysa na dłuzej… ;)



zdjecie z aparatu eco

Gdy juz czujemy sie w pełni nasyceni atmosferą wiejskiego podsklepia - ruszamy szukac miejsca na biwak.


Zmierzamy w strone jeziora. Kawałek przed nim skrecamy w las. Sosny, piachy, młodnik. Rodzaj lasu jaki buby kochają najbardziej. To chyba najbardziej urokliwy nocleg na całym tym wyjezdzie. Zapach żywicy, miekki suchy mech pod kuprem, ognisko na mikroskopijnej polance…


Bułka pieczona.


Skręcik odpalany żywym ogniem smakuje zawsze lepiej!


Poranek jest rownie uroczy! Sporo bażantów skrzeczy gdzies w oddali. Teraz, gdy błysneło słonko, mozna w pełni nacieszyc oczy pięknem otaczającego krajobrazu!




Nasze miejsce noclegowe z różnych rzutów i perspektyw.




Oddajemy sie obchodom kolejnej, “podlaskiej” tradycji - przyrządzaniu jajecznicy!






To nie jest piłka… To jest jajko! I ta radość na twarzy Eco! Taka szczera, piękna i nieudawana.


Wszystko mozna wyrazic gestami i mimiką. Jak widąc Grzesiowi propozycja dodania klapka do potrawy nie przypadła do gustu ;)


cdn



2 komentarze:

  1. Podkładów kolejowych na ognicho zdecydowanie nie polecam: toksyczny i rakotwórczy kreozot użyty do impregnacji, a pewnie jeszcze herbicydy, którymi odchwaszcza się torowiska, olej wykapany z lokomotyw...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech... nie zawsze marzenia sa zdrowe ;) Jakby co - kiełbaski smazyc na nim napewno nie bede :P

      Usuń