bubabar

piątek, 11 lutego 2022

Wrześniowa włóczęga cz.13 - Ustka, Lędowo Osiedle, BASy (2021)

Wędrujemy sobie z Ustki w kierunku Lędowa Osiedle. Pogoda jest dosyć średnia, co znacznie ma wpływ na ilość plażowiczów i spacerujących. Wczoraj, przy słońcu, kręciło się ich całkiem sporo. Dzisiaj ilość ludzi na plażach jest zadowalająca :)







Zbieramy pióra i szkielety. Pierwszymi ozdabiamy kapelusze, z drugimi robimy sobie tylko zdjęcia.


Ktoś może wie z jakiego zwierzaka ta czacha?


Barwy wydmowego lasu.



Dziś zmierzamy do kolejnych ufortyfikowanych części nabrzeża. Tu, zaraz po wojnie, zbudowano kompleks zwany 9.BAS, którego zadaniem była ochrona wybrzeża a zwłaszcza portu Ustka. Trzymali tu morskie działa o nazwie „Staliniec”. Kilka razy spotkałam się z wpisami czy komentarzami, że baza ta od początku była "jedną z najtajniejszych w systemie obrony wybrzeża". Ciekawe czemu bardziej otaczali ją tajemnicą niż inne podobne bazy? Jednostkę rozwiązano już jakoś w latach 70 tych (gdy ten rodzaj “obronności” ponoć stracił sens), a w latach 90 tych “Stalińce” trafiły na złom.

Poszukiwane przez nas umocnienia obecnie leżą na skraju sporego poligonu, który się ciągnie od Lędowa po Jarosławiec. To akurat fragment trasy, którą wędrujący polskim wybrzeżem muszą niestety omijać wbijając bardziej wgłąb lądu. Napotkany rok temu na Helu koleś opowiadał, że próbował się przebić, coby jednak zaliczyć całość wybrzeża, ale został dość szybko odłowiony. Fragment poligonu przy BASach zdawał się być opuszczony, a przynajmniej zapomniany i obecnie nieużywany. Potwierdzały to zdjęcia i relacje z internetów, gdzie po tamtejszych betonach włóczyły się całe rodzinki w plażowych klapkach i z parawanem pod pachą. Znajomy był tu rok (albo dwa?) temu i sobie wszystko swobodnie zwiedzał. Słyszałam też o jakiś lokalnych klubach miłośników fortyfikacji, którzy się brali za odnawianie niektórych z BASowych obiektów.

Idziemy więc jak po swoje. Znajdujemy całkiem nieźle zachowany bunkier. Podobny w kształcie, ale nieporównywalnie mniej zarośnięty jak te z Ustroni Morskich. Wygląda jakby ktoś go kosił i zamiatał.









Zachowało się jeszcze sporo metalowych części wyposażenia.



Niektóre fragmenty wręcz błyszczą!



We wnętrzach cieżko połazić - wszędzie stoi woda.



Odwiedzamy też wieżę (ponoć to "zapasowa wieża sterowania ogniem"). Wejście na górę jest nieco utrudnione - za drabinę służy rosochata gałąź.




Jest też hangar na wydmie, w którym od czasu do czasu bywają jacyś imprezowicze.





Teren w ogóle ma ciekawe ukształtowanie, bo przypomina falistą tarkę do prania. Nie wiem czy jest to naturalne i od zawsze były tu takie podłużne pagórki, poryte wąwozami, czy jest to działalność poligonu i sztucznie usypane okopy?

Najciekawszym punktem do zwiedzenia w tym miejscu są dla nas dwie betonowe wieże. Jednak idąc do nich coś zaczyna nie grać. Czasem daje się odczuć jakąś taką “ciężkość” w powietrzu, jakiś niepokój i wrażenie, że coś się zmieniło, w porównaniu z tym, co było jeszcze przed chwilą. Mimo że pozornie sosnowy las szumi i pachnie wciąż tak samo - coś jest inaczej... Pierwszy kabak słyszy dźwięk silnika. My nic nie słyszymy. Dorośli mają chyba bardzo stępione odbieranie świata w porównianiu z takim sześciolatkiem. Wiele razy my kompletnie nic nie słyszymy, nie czujemy zapachów, a kabak się wkurza, że nam o czymś opowiada, a my totalnie nie kojarzymy o co biega. Tak samo jest tutaj: “Mamo! Tu ktoś jest! Słyszę silnik!”. Ja nic nie słyszę. Może samochód gdzieś przejeżdża? Może turyści wbili w las albo ktoś drewno kradnie? Kabak twierdzi, że nie, że absolutnie nie jest to zwykłe auto. Że to ciężki buczący silnik jakby jakiejś ogromnej maszyny, takiej z fabryki! Straszne jest wsłuchiwać się w przestrzeń - i nie słyszeć kompletnie nic, mimo że ktoś ci pokazuje palcem skąd dobiegają odgłosy. Powiedzenie: “Jak dziecko we mgle” - jest zupełnie chybione… Prędzej ono się w tej mgle ogarnie, a dorosły roztrzaśnie se pysk, wleci w przepaść albo pożre go smok!

Już blisko betonowych wież (jakieś 100- 150 metrów) włazimy na zupełnie nowe czerwone chorągiewki wetknięte w ziemię, a przez drzewa przeziera skrzyżowanie ciężarówki z czołgiem, przy którym biega kilka osób.. Yyyyyy... Chyba mi się tu jednak nie podoba i zarządzamy odwrót. Tzn. ja i toperz, bo Kabak proponuje, aby podejść do żołnierzy i zapytać ich o drogę do wież, skoro widać trochę pobłądziliśmy. Jednak siłą głosów w gromadzie, 2 na 3 zarządzamy jednak ewakuacje z pokarbowanego lasu. Ja lubię miejsca opuszczone - a to w tym momencie zdecydowanie już takie nie jest! Nie wiem czy zmieniają im się zasięgi zagospodarowania terenów? Czy myśmy mieli pecha trafić akurat na jakieś szczególne ćwiczenia?

Wracamy na plażę. Powędrujemy sobie wybrzeżem jak typowi kuracjusze :) Ale plaża też jakoś stopniowo zmienia strukturę. Sypki piach, usypany w falki przez wiatr, przeistacza się w plątaninę głębokich kolein, w które wpada się po kolano i głębiej… No parawany to by się tutaj nie komponowały ;) A może nawet nie trzeba by ich stawiać? Bo sam brzeg wysokiej koleiny chroniłby przed zaduwającym wiatrem? Kabak oświadcza, że to właśnie tu to coś musiało jeździć, to coś z wielkim buczącym silnikiem. Że ten dźwięk słyszała od strony morza. Minęlibyśmy się więc o jakieś 20 minut.







A miejscami plaża jest dla odmiany jak wyprasowana!


Przy plaży nie było żadnych tabliczek czy innych informacji, że jest poligon czy że spacery są niewskazane. Więc tu póki co jesteśmy na legalu!

Plaża za zatoczką wydaje się jednak jeszcze bardziej nietypowa. Zoomuję… I co widzę? Kolesia, który się wślipia we mnie przez lornetkę! A obok niego czołgi i armaty… Eeeee… To tam już raczej nie idziemy.




Spacer okazał się zatem krótszy niż było w planach - zarówno po wydmach jak i po nabrzeżu... Acz trzeba przyznać, że w tą stronę plaże są bardziej urozmaicone i ciekawe. Bo w stronę Ustki to były jakieś dziwne. Oznazone sektory z żyrafką lub osiołkiem, wydmy zawiniętę w siatkę, głupie reklamy na bilbordach włażące już na piasek… Szybko uciekliśmy!

Zastanawiamy się więc co zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem. Idziemy więc jeszcze połazić po Lędowie, tzn. tej części zwanej Osiedle. Wjazd zdobią orurowania z kotwicą i kołem sterowym.


Jest też pomnik. Chyba zbyt często bywaliśmy na Ukrainie, bo jakoś pierwsze skojarzenie nie było z flagami i statkami ;)


Jeden z ciekawszych przystanków autobusowych jakie napotkałam. Kolekcję nietypowych przystanków mam sporą, ale ten wyrywa się wszelakim schematom. Acz ma ogromną wadę - jest niezadaszony!


Widok na niego z góry.


Dalej zaczynają się różne wojskowe zabudowania. Sporo jest działających - tych przez grzeczność nie fotografuję, nawet jak stoją tam ładne ciężarówki. Są też fragmenty opuszczone, np. drewniane baraki z kartkami “wyłączone z eksploatacji” i lekko zawalającymi się dachami.




Cztery faktury nawierzchni - kostka granitowa, trylinka, kostka bauma i jęzor asfaltu.


Mural. W tematyce morsko - śląskiej.


Tak w ogóle to ściana stołówki. Aż zgłodnieliśmy, ale 5 kłódek na bramie nie wyglądało zapraszająco...


Część zabudowań jest nieco dziwna - opisana “baza noclegowa” i kręcą się tam ludzie w cywilu. Faceci w krótkich kolorowach gatkach, grube baby palą papierosy, napychają się czipsami albo malują pazury opierając się o drzewo. Przechadzają się w kółko emeryci, sprawiając wrażenie jakby więźniów krążących na spacerniaku. Wszyscy zdają się bardzo nudzić. Czasem widać taki rodzaj smętnego ruchu dla zabicia czasu. Na żołnierzy jakoś toto nie wygląda (chyba że się świetnie maskują? ;) ) W rejonie kręci się masa osobowych aut na zamiejscowych blachach. A wszystko za bramami terenów zamkniętych i wejściem za przepustką. Podchodzę do jednego ciecia przy bramie i wskazując na szyld “bazy noclegowej” pytam ile tu kosztuje wynajęcie pokoju. No co, blondynka może szukać apartamentu, w końcu jesteśmy nad morzem, nie? ;) Koleś twierdzi, że “noclegów nie udzielamy” i oględnie mówiąc nie jest zbyt miły. Po kiego diabła więc ten dziwny i mylący szyld? Koszary to chyba nie były, bo one zazwyczaj wyglądają jednak nieco inaczej…

Cała miejscowość położona jest w lasach, teren jest cichy i wieje spokojem (odkładając na bok śmigające czasem samochody). Omszałe chodniki kontrastują z nowymi płotami, stare pordzewiałe bramy ze świeżymi, błyszczącymi kłódkami na nich. Nasz nie-całkiem-opuszczony BAS z powiewającymi chorągiewkami i ciężarówą na silniku zdaje się świetnie pasować do tego terenu na pograniczu działania i zawieszenia.

I co można jeszcze dodać do tematu? Że wszędzie tu pełno malutkich bunkierków, rozsianych bezładnie po lasach, wzgórzach i piachach. Każdy z osobna nie przedstawia specjalnej atrakcji, ale zebrane do kupy we wspomnieniach pokazują, że to jednak nie taki zwykły las. Fajne są spacery w takich miejscach, gdzie co chwilę zaglądasz pod korzeń lub za podejrzaną górkę. I zawsze coś znajdujesz!












Nie wiem co oznaczają takie oznaczenia na drzewach, wcześniej chyba na takowe nie wpadliśmy.


A i wydmowe lasy tego rejonu są ciekawe same w sobie! Krzywe, płożące, zakręcone - jakby każde z tych drzew miało w swym kształcie zaklętę jakieś przygody. Jakby każde z nich miało swoją opowieść...








cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz