bubabar

niedziela, 3 kwietnia 2022

Wyludnione wioski koło Głogowa

W te okolice po raz pierwszy trafiliśmy w 2011 roku. Wtedy odwiedzilismy tylko dwie wioski. Rok później kolejną. Jeszcze inną miesiąc temu. Ta relacja zbiera to wszystko do kupy.

Kilka wiosek w okolicach Głogowa jest niezamieszkana, wyludniona i zarasta trawą. Biechów, Rapocin, Żukowice, Bogomice, Wróblin Głogowski... Pozostały pojedyncze zasiedlone gospodarstwa, stare kościoły, białe, pordzewiałe tablice miejscowości, asfalt donikąd i ruiny dawnych zabudowań...

Tak to jakoś jest, że nie ma rzeczy czarno - białych. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Powstanie na początku lat 70 tych Huty Miedzi Głogów wydawało się wspaniałe dla miasta, które dopiero wtedy na dobre zaczęło się rozwijać i odbudowywać z wojennych zniszczeń. Ale jednocześnie to samo przyczyniło się do skażenia i stopniowego znikania z krajobrazu kilku pobliskich wsi. Zawsze musi być harmonia w przyrodzie - coś powstaje, coś znika...

Wszystko postępowało stopniowo. Ludzie żyjący w wioskach przy hucie ponoć bardzo chorowali, uprawy z ogródków i sadów nie nadawały się do spożycia. Dawni mieszkańcy wspominają o dziwnych mgłach o piekącym smaku, metalicznie pobłyskującej rosie w ogrodzie, kwaśnych deszczach niszczących zupełnie uprawy, zdychających pszczołach czy dzieciach z ołowicą. Jakoś w latach 90-tych teren został uznany za zupełnie niezdatny do zamieszkania i wtedy zaczęły się wysiedlenia. Zostali ci, którzy nie dogadali się w sprawie odszkodowań albo chcieli tu mieszkać mimo wszystko. Dla niektórych rodzin, które doświadczyły już w życiu jednego przesiedlenia z Kresów Wschodnich - wizja powtórki była niedopuszczalna. Ze wspomnień jednego mieszkańca: "Gdy po wojnie, jako pionierzy szliśmy drogą wzdłuż Odry na zachód, szukając nowego miejsca do życia, w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że po 40 latach przyjdzie mi pokonywać tą drogę w tym samym celu, ale w odwrotnym kierunku..."
Inni przystali na wysiedlenia z radością, widząc w tym szansę na lepsze ustawienie się w mieście. Część budynków została rozebrana i przeniesiona w inne, "czystsze" miejsca, inne domy rozburzono, a mieszkancy dostali mieszkania w głogowskich blokach. Obecnie powietrze pod Głogowem się znacznie poprawiło, no ale wioski nadal trwają w stanie opustoszałym jak przed laty, będąc póki co namacalnym świadectwem historii przemysłowej tych terenów.

Część zdjęć i opisów z relacji może już być nieaktualna, bo pochodzi sprzed ponad 10 lat. Ale takimi pozostały w mojej pamięci.


RAPOCIN (2011)



Rapocin bardzo łatwo pominąć. Nie leży przy przelotowej, asfaltowej drodze. Trzeba skręcić w pola i zarośla ku nadodrzańskim łozom.

Stary bruk przemierza dawną wieś i początkowo zdaje się prowadzić przez terytoria pozbawione śladów ludzkiej bytności. Jednak coś pojawia się na horyzoncie. Coś całkiem sporego! Znad szumiących koron drzew zaczyna migać ceglana wieża kościoła. No to jesteśmy na miejscu!


Witają nas stare mury ogrodzeń.


No i poszukiwany kościół.




Wnętrza całkowicie już wypatroszone, ale zionące chłodem, którego nie uświadczy gdzie indziej w takowy upalny, duszny dzień.




Cmentarz położony nieopodal. Głównie namierzamy tu nagrobki małych dzieci. Roczek, dwa latka. Chyba wykończyła je jakaś zaraza.


Niepozorny budynek koło kościoła. Zaglądamy tam od niechcenia - a w środku pełno malowideł! A to ci miłe zaskoczenie! Miała być buda a jest galeria sztuki! ;)








WRÓBLIN GŁOGOWSKI (2011)



Wróblin, podobnie jak Rapocin, też leży nad Odrą. Acz na jej drugim brzegu i na przeciwległym końcu huty. Z braku pontonu musimy więc nadłożyć drogi, zrobić spore kółko i przebrać się przez głogowski most. Nie ma wyjścia. A w linii prostej było całkiem blisko! :)

Tak się rozpoczyna wieś - melancholijnie i sentymentalnie.


Kościół na pierwszy rzut oka nie sprawia wrażenia opuszczonego - ot zwykły wiejski kościółek, no może jedynie mało wypiglowany jak na dzisiejsze czasy. I nie obskubany z zieleni.



Wnętrza zrobiły na nas duże wrażenie. Rodzaj napisów czy malunków przywodził na myśl świetlicę wiejską czy jakieś festynowe warsztaty farbek plakatowych. Taki budynek blisko zwykłych, miejscowych ludzi, jakby odnawiany czy upiększany ich rękami. Nie jakaś wielka bezduszna sztuka nie-wiadomo-skąd czy profesjonalne ekipy remontowe, tylko sama sól tej ziemi!





Ścienne i sufitowe obrazy świętych. Rewelacyjnie zachowane jak na opuszczone miejsce!



W zaułkach kościoła można znaleźć różne skarby!




Wieża od spodu.


Jedyny zamieszkany dom we Wróblinie.




ŻUKOWICE (2012)



Żukowice były największą miejscowością wśród tych podgłogowskich wiosek. Mieszkało tu ponad 1000 osób. Gdy bylismy tam w 2012 roku była mowa o 5 pozostałych na stałe gospodarstwach.



Huta rzeczywiście jest stąd blisko…



Zabudowania gdzieś przy drodze.



Wśród pól przycupnęło osiedle opuszczonych domków szeregowych. Wszystkie takie same, identycznie rozplanowane wewnątrz.










Kościół ponoć bywa używany. Zamknięty, nie udało się nawet zajrzeć do środka.



Najbardziej zapadł nam w pamięć zespół pałacowy - jako pomnik bezinteresownej wredności ludzkiej...

Już z drogi widzieliśmy pałac. Z tabliczki na budynku wynikało, że w części zabudowań przypałacowych mieści się "Przytulisko dla ubogich św. Faustyny".


Brama na teren była szeroko otwarta, żadnych tabliczek, że nie wolno wchodzić. No to zwiedzamy!


W środku na murku siedzą bardzo marnie wyglądający faceci, jacyś tacy wychudzeni. Pytamy czy można pokręcić się po okolicy, zobaczyć pałac. Mówią, że oczywiście, że zapraszaja, tylko że pałac do oglądania tylko z zewnątrz, bo jest zamknięty.
Zatem zwiedzamy, kręcimy się po terenie jakies pół godziny. Pałac jak pałac, ale przytulisko robi na nas szczególne wrażenie. Zwykle takie ośrodki, które widziałam są przynajmniej jakoś w miarę ogarnięte. Takich tragicznych warunków, smrodu, brudu i smutnych, acz przyjaznych ludzkich twarzy to naprawde dawno nie widziałam... I jeśli mówię to ja - sympatyk wszelakiej rozpierduszki - to nie jest to ocena przesadzona.
W którymś momencie pojawia się jakiś gość w białej koszuli, z wielkim krzyżem na piersiach. Właściciel/zarządca/stróż owego obiektu? Jeden z pensjonariuszy, ale niespełna umysłu? Gdy nas zobaczył, natychmiast zaczął biec w nasza strone. Wpadl prawie w furię, zaczął nas wyganiać, że turystom absolutnie nie wolno zbliżać się nawet do pałacu, ze to teren prywatny, że włamaliśmy się na jego teren, że wkradliśmy się opłotkami. Nie było żadnej szansy rozmowy z nim, prędzej można uzyskać kontakt mówiąc do dżdżownicy. O pozostałych mieszkańcach tego przedziwnego miejsca wypowiadał się bardzo z góry, mówiąc o nich jak o niewolnikach lub zwierzętach, że "oni tu głosu w żadnej sprawie nie mają". I tylko jego należy pytać bo "on tu rządzi i decyduje"..
Gdy zobaczył, że mamy aparaty wpadł w jeszcze większy szał, zaczął straszyć policją, sądami, swoimi kolegami, psami, karą boską, chyba tylko o kosmitach nie wspomniał. Komentarze "ja was znajdę i się policzymy inaczej" sypały się wokoło.. Nie wiem o co tam chodziło, jaka działalność odchodziła w tej na wpół opuszczonej osadzie, czy rzeczywiście mieli tam coś do ukrycia i dlaczego tak panicznie bali się kontaktu z ludźmi z zewnątrz - to chyba już pozostanie dla nas tajemnicą...

Obfotografowany zawczasu pałac...






Teren zabudowań przypałacowych to przede wszystkim pryzmy korzeni (które według relacji pensjonariuszy przytułku słuzyły na opał), dużo śmieci, suszące się do słońca cuchnące moczem kanapy i trochę kur - dziwnie agresywnych jak na przedstawicieli tego gatunku (może opiekun je szkolił?)







W Żukowicach znaleźliśmy też stacyjkę. Utrzymaną w ogólnych klimatach miejscowości i bardzo tutaj pasującą swoją atmosferą przemijania i rozkładu.







BIECHÓW (2022)



Do Biechowa trafiamy w lutym tego roku włócząc się po Głogowie i jego przykolejowych okolicach. Mijamy dziwne osiedle - jakby luksusowe kontenery dla robotników. W miarę nowe, malutkie domeczki, trochę jak baraki ale bardzo porządne. Podobnie wyglądały w Gruzji osiedla dla uchodźców z Osetii. To ponoć jeszcze admnistracyjnie należy do Głogowa, ale już na skraju z Biechowem.


W samym Biechowie pozostało już niewiele. Najciekawsze jest mauzoleum rodziny Hoffmeister, położone w mocno rozpiżdżonym i pełnym wiatrołomów lasku.







Nie jesteśmy tu sami. Towarzyszy nam nieżywy już lisek, ale jeszcze dość świeży. Jak to skubaniec przeczuwał, że to dogodne miejsce dla nieboszczyków i postanowił dołączyć do dawnych właścicieli okolic.


Na terenach dawnej wsi możemy też znaleźć stary most.



I klimatyczny tunel przebijający się pod linią kolejową. Zarówno taki dla ludzi i aut, jak i dla rzeki.







Jest też stawek, na mapach nazywany "czerwonym jeziorem".


Na ujęciach z satelity faktycznie ma takowy kolor, ale na żywo już nie. Przypomina klasyczne, wysychające odrzańskie starorzecza.


No i to chyba tyle. W Bogomicach póki co nie byliśmy, ale tam ponoć za dużo śladów przeszłości nie pozostało. Odwiedziliśmy też Brzeg Głogowski i Słoćwinę, ale one zupełnie nie wpisywały się w kategorię "opuszczona wieś", choć na dawnych pałacykach i dworach można tam całkiem użyć :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz