bubabar

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

Pyskowice, Bały - niedokończone mosty (2021)

Do Pyskowic jeździłam wiele razy. Za czasów podstawówki na zbiory truskawek (pierwszy poranny autobus nr 20 relacji Bytom - Pyskowice to w odpowiednim sezonie był cały napchany dzieciakami. Każdy miał tam swoje plany - jeden trochę zarobić, ktoś inny najeść sie do syta zajumanych truskawek, innym pachniały szerokie przestrzenie i wolność pierwszych w życiu samodzielnych wyjazdów. Jechaliśmy też kiedyś z rodzicami do Pyskowic zawieść znaleziony portfel… Potem niezliczoną ilość razy przemierzałam kolejową linie na trasie Gliwice - Oława, której jedna z nitek przebiega właśnie przez Pyskowice. Tak, patrzyłam przez okno pociągu, ale człowiek czasem patrzy i nie widzi… Kręciliśmy się też kiedyś w rejonie stacji zwiedzając na pół zapomniany skansen kolejowy - kompletnie nie wiedząc, ze kilometr czy dwa dalej czai się takie cudo...

I dopiero w tym roku dowiedziałam się, że nieopodal Pyskowic znajduje się niedokończony węzeł kolejowy, którego budowę rozpoczęto przed wojną za niemieckich czasów - no i nie została ukończona. Czemu postanowili stację węzłową umieścić akurat w podmokłym terenie, który wymaga zbudowania szeregu mostów, a nie np. kilometr dalej? Nie jest to dla mnie jasne...

A stoją tam sobie trzy mosty, prawie jeden na drugim. Pierwszy z nich (ten najmniej ciekawy wizualnie) jest używany przez obecną linie kolejową Gliwice - Opole. Dwa pozostałe, o malowniczych, łukowatych przęsłach, cieszą imprezowiczów i spacerujących. Nie wiem czy kiedyś coś po nich jeździło - jakieś fragmenty podkładów kolejowych się tam walają.

Na cały kompleks składają się jeszcze dwa podwójne tunele, które wyglądają jak wielka betonowa lornetka wrzucona w środek rzeki Drama. Rzeka przepływa zarówno przez tunele jak i obok nich. Wyglądają trochę jak bunkry czy inne hangary. Ich kształt jest zupełnie inny od pobliskich mostów, jak również są dużo niższe, stąd ciężko nam wydedukować o ich planowanym przeznaczeniu.

Do pierwszej z “rur” podchodzimy od strony drogi. Beton malowniczo omszał. Bobry też nie próżnują. A my nie możemy się przebrać przez rzeczke. No cóż, trzeba wyleźć na most kolejowy.



Z góry obserwowany obiekt przedstawia się jeszcze ciekawiej!


Plany wlezienia do środka spełzają na niczym. Woda jest za głęboka nawet na gumiaki. Może kiedyś zaczniemy wozić ponton na takie eskapady!



A to był nasz alternatywny pomysł na pokonanie rzeczki ;) Ale jednak wybraliśmy most kolejowy - mimo nalegań kabaka ;)


A tu widać trzy stojące koło siebie mosty. Pierwszy czynny, po którym śmigają pociągi. Drugi tworzący kapitalną wiatę na imprezy - i w dali filary trzeciego.


Kolejne malownicze przepusty rzeczki.


Rewelacyjne miejsce na biwak, impreze czy ognisko - nawet w czasie burzy czy zamieci śnieżnej! :)


Czynny most kolejowy widziany z ciemnych odchłani pod drugim mostem.


Obrót na pięcie o 180 stopni i widoczek na najwyższy z mostów.


Budowla wykorzystywana jest jako ścianka wspinaczkowa oraz do skoków na linach.




Niech się schowają wszystkie zadeptane i obiletowane Stańczyki!


Położone po drugiej stronie mostów betonowe rury bardziej przypadają nam do gustu. Bo łatwo wyleźć na górę.



Omszenie kępkowe :)


A i zajrzeć do środka w miarę suchą stopą.






Poszłam sprawdzić co za tabliczka wala się na wyspie. Jasna sprawa - “miejsce niebezpieczne i ble ble ble”. Można było się domyśleć, że jak miejsce ciekawe, to trzeba zabronić tu bywać. Ale jakiś Włóczykij z małą Mi już tu byli! ;)


Pozostałości starych podkładów. Acz tu mamy wątpliwości czy one nie zawędrowały jakoś później, aby stanowić fragment toru przełajowego dla motocykli.


Wiadukty najładniej prezentują sie razem ;)





Gdzieś między tym wszystkim, wśród płowych szumiących traw, natrafiamy na malutki bunkierek.



Najwyższy wiadukt jest fajnym punktem widokowym.



Po zejściu z jednego z mostów ślady podkładów prowadzą w las. Nie omieszkamy sprawdzić dokąd nas zawiodą! :)



Również poniżej cały las jest poprzeplatany starym butwiejącym drewnem, w których zapachu zatopiony jest nieodłączny aromat kolei!





Docieramy nad umocnienia otaczające drogę nr 40.




A i kawałek dalej przy szosie stoją betonowe ściany. Chyba miały stanowić przyczułki kolejnego wiaduktu, którego budowa została przerwana na dość wczesnym etapie. Solidna ta inwestycja była tu planowana!




Mam nadzieję, że kiedyś tu wrócimy i zrobimy jakąś fajną impreze! :) Bo miejsce rokuje! :)

2 komentarze:

  1. Jak już wrócicie warto zajrzeć na druga stronę DK 40 i przejść się kawałek po obu stronach istniejących torów. Może nie tak efektownie ale też ciekawie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jeszcze kilka wycieczek nas tam czeka w tym rejonie Pyskowic! W zeszly weekend znow tam bylismy i namierzylismy kilka kolejnych opuszczonych, niedokonczonych wiaduktow np. w okolicy skansenu kolejowego czy niedaleko czynnej linii juz chyba w granicach Czechowic

      Usuń