bubabar

czwartek, 16 listopada 2023

Cz.11 (2023) Grecja, dzikie plaże, skałka z kapliczką

Poranek zaczyna się dziś bardzo sympatycznie :) W zasięgu wzroku od busia stoi kamper. Dziś poznajemy jego mieszkańca. Koleś nas zagaduje nad wodą. Jest z Czech. Jakoś bardzo przypadliśmy mu do gustu, a głównie chyba busio, bo ponoć taki "stylowy". Z tej racji przynosi nam sześciopak chłodnego, czeskiego piwa. Ot tak z sympatii. Miło! Ponoć ma dużo tego w swoim aucie. Chyba cały browar przywiózł! Nie mamy wyjścia. Musimy od razu wypić to piwo, bo za pół godziny będzie z niego zupa.




Na spacer idziemy w przeciwną stronę jak wczoraj. Klimaty panują tu podobne - skały i golasy! (i jeżowce! grrrr...)

Spora część wybrzeża jest zagospodarowana przez biwakowiska stacjonarne.


Nie wiem czy to są prywatne dacze i wykupiony teren, czy po prostu najbardziej stali bywalcy sobie oznaczyli teren i pilnują, coby im ktoś niepowołany nie podprowadził ulubionej miejscówki. Stoją więc przyczepy, które widać, że już latami wrastają w ziemię, których pewnie już by nie wyrwał nawet czołgiem. Stoją namioty pod okapami z drewnianych skrzyń. Są schodki, kwiatki, hamaki i altanki z liści palmowych.






Część plaż jest piaszczysta, ale u samego styku z morzem są bardzo dziwne skały - takie poszarpane. Bardzo malowniczo to wygląda - ni to rozwleczona meduza, ni to płetwa grzbietowa rekina! ;)






Albo taki głaz. Dla odmiany zupełnie inny, ale jakby go ktoś sztucznie ulepił!


Są też takie kawałki plaży. Niby nic dziwnego nie rzuca się w oczy, nie? Ale to czarne i drobne na granicy wody i lądu - to nie piasek, to nie glony - to tysiące skrzydlatych mrówek, w większości zdechłych!!!


Kawałek dalej jest cypel. Pomiędzy skałami są moje ulubione zaciszne plażki, pełne chlupotu o skały, seledynowej, przejrzystej wody skrzącej się w słońcu i równych płyt podwodnych, gdzie wygrzewają się ryby i jeżowce.






Na jednej z wyższych skał stoi kapliczka. To ten malutki punkcik na szczycie skały, z lewej strony.


A tak przedstawia się z bliska.


Na innej skałce przymocowano dziwne pudełko. W środku jakiś mechanizm, raczej już od dawna niesprawny. Reflektor? Mini latarnia morska to kiedyś była??



A to coś w tle braliśmy za łódkę!


A to jest wysepka w wersji super mini!


Niektóre przybrzeżne kamienie wyglądają nieco dziwnie - jak kółka olimpijskie albo pączki w smażalni. Jakim cudem się to tak samo ukulało? Może kosmici robią nie "kręgi w zbożu", ale "kręgi w morzu"? Może ktoś się przejęzyczył? ;)



Miejscami plaża znika zupełnie, ustępując miejsca wpadającym do morza skalnym rumoszom. Ładne toto, ale tempo wycieczki mocno spada ;)






Momentami uroku okolicy dodają rude zbocza.



Widoki z pagórka.


Z głębi lądu zawiewa czasem pyłem z suchych, jakby zmielonych ziół. Taki oddech jak z pieca - duszny, gorący, wręcz parzący, ale o pięknym zapachu tymianku.


Wieczorem wieszamy hamak, a znad gór przychodzi wielka, ciemna chmura.




O dziwo nie przynosi deszczu tylko bardzo silny wiatr. Od razu tworzą się fale, więc toperz z kabakiem biegną do morza w podskokach. Wspominałam, że ja nie lubię fal? Tzn. z przyjemnością patrzę sobie na wzburzone morze, ale do wody wolę włazić, gdy tafla jest równa i nic nie zalewa głowy. Kabak i toperz za to uwielbiają takowe prysznice i dokazują w falach. Piski niosą się wokoło.

Może to być jedna jedyna niepowtarzalna szansa na puszczenie latawca! Bo tu chyba rzadko wieje!


Rybacy na swoich mini kuterkach są mniej zachwyceni nagłym pojawieniem się wiatru i fal. Obserwuje ich przez moją aparato-lunete. Widać, że są nieco zaskoczeni. Pośpiesznie zwijają wędki i próbują tak ustawić łódź, żeby się nie wykopytrnąć.


Podobnie są zaskoczeni mieszkańcy bułgarskiego kampera stojącego za zakrętem. Wiatr zerwał im już połowę daszku, a oni starają sie jakoś zapobiec, coby daszek nie odleciał zupełnie. Sytuacje te sugerują, że takie ataki wiatru nie pojawiają się tu zbyt często.

I tak kończy się kolejny sympatyczny dzień na dzikich plażach północnej Grecji :)



Kolejnego dnia zmieniamy miejsce pobytu. Nie jest to umotywowane jedynie ciekawością świata, a również przyziemną koniecznością. Kończy się nam żarcie i woda. Musimy odwiedzić miasteczko. Pada na pobliskie Orfani. Długo nie możemy znaleźć sklepu. Wpadamy w plątaniny uliczek wypełnionych białymi, willowymi domkami, które wyglądają jak pod wynajem. Mijamy zagospodarowane plaże pełne leżaków, parasoli i plażowych barów. Wszystko wygląda jakby czekało na stada turystów, którzy póki co nie dotarli. Przed sezonem? No bez jaj! Jest połowa czerwca, jest ponad 40 stopni! Jak to nie jest sezon to ja już nie wiem jak on powinien wyglądać i jakie mają tu zasady. Miasteczko też wygląda jak wymarłe, tylko cykady się drą, koty się biją na środku szosy i tylko czasem przemknie auto z prędkością typową raczej dla autostrady, a nie dla małych, krętych uliczek. Kotom ledwo udaje się uniknąć rozjechania. Auta mieszczą się na centymetry między murkami okalającymi ogrody a stojącymi prawie na środku śmietnikami. W jednym czy drugim barze plażowym pytamy o sklep. Kierują nas do takowego miejsca, gdzie możemy kupić kolorowe piłki i kreacje lokalnej mody deptakowej. Wracamy do kelnerów. Mówię, że fajno, ale sklep = jedzenie. A oni się śmieją, że jedzenie to u nich. Masakra te nadbrzeżne pseudomiejscowości, gdzie nabudowali wszelakiego syfu, ale nic nie można załatwić. W końcu odjeżdżamy trochę wgłąb lądu i udaje się znaleźć w miarę normalny sklep. Asortyment jednak jest mocno ograniczony. Wychodzi na to, że Grecy odżywiają się upiornie słodkimi sokami, dżemem i ciastkami. Cebuli, puszek z rybami, zielonej herbaty czy ciemnego chleba chyba tutaj nie znają. Ale przynajmniej mają wino :)

Gdzieś słyszałam, że według unijnego prawa ślimak to ryba. A to nieprawda! I nawet mam na to dowody! Ślimak to roślina! To owoc ostów porastających brzegi Morza Egejskiego!



Gdzieś w zaułkach miejscowych wiosek.






cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz