Marzenia jednak nie zawsze przystają do rzeczywistości - gruzawik wyjeżdża i zostaje pod pobliskim masztem. Nigdzie dalej sie nie wybiera - a jak juz to spowrotem w dół. Kierowca też gdzies sie oddala ku swemu przeznaczeniu.
Stawiamy wiec namioty tu gdzie stoimy, iść dalej jakos nam sie nie chce.
Pogode tez z lekka szlag trafia wiec wieczór spędzamy w namiocie - z gitarą oraz różnymi trunkami i przysmakami, których ciężar w plecakach w pewnym sensie był odpowiedzialny za nasze żółwie tempo i brak motywacji do szczególnie długich tras.
Rano okazuje sie, ze pozornie pusta połonina jest tak naprawde gęsto zamieszkana. Nie pospaliśmy - dzwonki i podskubywanie namiotów budzi nas koło 6 rano. Najpierw mija nas stado owiec. Idą zwartą grupą, ale jednak mimo wszystko potrafią sie rozdzielić aby ominąc podejrzane, łopoczące na wietrze przeszkody. Z krowami juz nie jest tak prosto. Trawa okazuje sie być najsmaczniejsza w naszych przedsionkach, a ciekawość zmusza bydleta aby wsadzic nosy i dalej. Szczególnym zainteresowaniem cieszą sie buty, a zwłaszcza sznurówki, które trzeba wręcz wydzierać z przeżuwających pysków.
Kolejne odwiedziny składa nam Kluska. Przynajmniej tak nazwaliśmy puszystą, białą kulke, która radośnie popiskujac próbuje nawiązac interakcje ze wszystkim wokół. Przypuszczalnie wyrośnie na psa - potwora i mam ogromną nadzieje, nie spotkać jej za kilka lat na zadnej z połonin. Ale poki co jest kochana i mięciutka, wiec trudno się dziwić, ze wszystkim ręce sie wyciągają celem pomiętoszenia. Zwłaszcza ze toto samo pcha sie nam na kolana i nadstawia brzuszek i uszka do drapania.
Chwile później pojawiają sie pasterze i zabierają Kluske. Łypią na nas dosyć nieufnie, tak jakby mieli obawy, ze chcemy im ową Kluske podprowadzic. Wygląda na to, ze Kluska jest dla nich dosyc cenna i zwykle trzymają ją gdzieś na oku, a dzisiaj po prostu dała w długą.
Wśród morza zieloności, przetykanego gdzieniegdzie płowością, wędrujemy sobie dalej.
Droga, którą idziemy jest śladem po zakopanej tu wielkiej rurze. Nie wiem co w niej płynie, ale cała Krasna jest solidnie rozorana śladami po tej budowie.
Zostały również rury - giganty. Nie wiem czemu tych nie zakopali - czy zapomnieli, czy zgubili, czy może to były jakieś na zapas? A moze miała iść jakas dodatkowa nitka rurociągu, rury wiec tu wtargali a potem zmienili zdanie? Snujemy różne domysły i rozkminy.
Jedno jest pewne - wśród pustoci, traw i dzikich gór leży ciekawa atrakcja. Zapodajemy wiec bardzo długi postój i skaczemy po rurach jak małpy! A przynajmniej “niektórzy z nas” :D
Rury jak jakies armaty.
Rura jako miejsce odpoczynku - fotel? hamak?
W niektórych są w środku jakies napisy czy stare oznaczenia.
Zawsze chciałam zatańczyć na rurze! :)
Sformułowanie to juz nigdy dla mnie nie bedzie takie samo! Taniec na rurze juz zawsze bedzie mi sie kojarzył z tym czerwcowym dniem na połoninie! :)
Świat widziany z rury.
Rozważamy nawet nocleg tutaj. Mozna by nie rozbijać namiotów, tylko kazdy by sobie wybrał rure i w niej spał! Przed deszczem powinna chronić a dźwiek kropel bębniących w “dach” chyba byłby niezapomniany! Jednak zdania na ten temat są w ekipie podzielone. Niektórzy twierdzą, ze zbyt mało dziś przeszliśmy albo ze to nie najlepszy pomysł na wypadek burzy ;)
Ostatecznie robimy tylko impreze. Obalamy jakąs flaszke i śpiewamy z gitarą. Akustyka jest niesamowita! Jedynym porównywalnym miejscem są hangary poradzieckich baz. Acz tam odzywa sie jedynie pogłos i echo. Tu dźwieki ludzkich głosów i instrumentu nabierają nie tylko wzmocnienia ale też metalicznego poglosu, pewnego zniekształcenia - ale jedynie koncowki. Śpiewając jakąś fraze - początek brzmi normalnie (tylko głośniej niz zwykle) a koncówka przypomina juz jakieś jęki potępieńcze połączone z awaryjnym hamowaniem pociągu towarowego na mokrych szynach ;)
Niektórzy sie tak rozśpiewali, ze nie mogą przestać. Tu akurat zaśpiew refrenu piosenki “Jechali Cyganie” niosacy sie wśrod traw połonin. Niektórzy stwierdzili, ze to przypominało również tokujące głuszce ;)
Trzeba tuptać dalej. Pogoda nieco sie poprawia, chmury sie rozłażą, widoki coraz ładniejsze!
Mijamy bacówke. Znajomi zimą w niej spali, ale latem ma swoich stałych mieszkancow.
Na nocleg zatrzymujemy sie kawałek dalej, przy jakis wielkich żerdziach. Czas mija nam normalnie - czyli wędzenie w dymie, śpiewanki, jakas flaszeczka - chyba juz ostatnia…
Kolejny poranek, kolejne widoki. Kolejne klątwy na podejściach i kolejna radość z przestrzeni i wiatru, gdy droga szczesliwie faluje akurat w dół.
“Odcisk rury” wciąż dobrze widoczny.
Człowiek o dwóch cieniach...
Nie brakuje w tym rejonie beczących stad.
Schodzimy do Ust Czornej, która nas jak zwykle wita "lisorubem".
Oraz klimatami tartaczno - kolejowo - błotnistymi.
W jakiejs knajpce rzucamy sie na solianke i kahory.
A na nocleg walimy w sprawdzone miejsce. Spaliśmy juz tu 3 lata wczesniej. Opuszczony stadion na obrzezach miejscowosci. Miejsce spokojnie, odludne, zadaszone, przestronne. Deszcz nam nie grozny. Jest gdzie wysuszyc i rozłozyc rzeczy, wyłozyc sie mozna na suchutkich dechach a i gdzie impreze wieczorna zapodac. Gdzies tam w oddali grzmi... Moze i dobrze, ze nie zostaliśmy w tych rurach na Krasnej?
Kolejny dzien to juz niestety powrót. Najpierw przemierzamy swiat klimatycznym autobusem.
A potem elektriczką. W odróżnieniu od tej tydzien temu do Wołowca - ta jest zupełnie pusta. Tylko my i ryby. Bo znajdujemy w plecakach kilka puszek. Ale nie mamy chleba. Obchodzimy cały pociag z misją “wymienie rybe na chleb” ale nikogo chetnego na takową transakcje nie znaleźlismy. Chyba w ogole mało kogo znalezlismy.
Służba ochrony tuneli widziana przez brudne i mokre szyby.
Powrót mija nam na planowaniu wrzesniowego powrotu w Karpaty... Mają być Gorgany, wypatrzone kilka dni temu ruiny na bocznym grzbiecie Borżawy, Burkut a może i Czemirne... Jeszcze nie wiemy, że nasze dokładnie co do dnia usnute plany szlag trafi na jednym mostku przed Osmołodą, a los szykuje zupełnie inne (a moze i lepsze) przygody.. Póki co zawzięcie planujemy, świdrujemy oczami w mapy, mierzymy odległości - bo wydaje nam sie, że przyszłość to coś, na co mamy wpływ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz