bubabar

wtorek, 1 kwietnia 2025

Wycieczki po Wałbrzychu cz.1 - Osiedle Matylda, Wałbrzych Fabryczny

Tak to się zawsze kończy. W Oławie pogoda panuje wręcz wiosenna, więc buba postanawia gdzieś pojechać. Buba oddala się od domu - i dup! Śniegu po kolana. Praktycznie co roku pod koniec zimy wygląda to tak samo. A ja się nic nie uczę i wciąż patrząc za okno wierzę, ze wszędzie jest taki przyjazny klimat jak w naszym mieście... No ale z drugiej strony - ile można siedzieć w domu? No więc Wałbrzych od rana wita nas śniegiem... Krajobraz górsko - kolejowy.


Zaraz za torami spotykamy ogromne szyby kopalniane Bolesław Chrobry (miejsce w swojej historii występowało również pod nazwą kopalnia Wałbrzych) Widzieliśmy te giganty kilka razy z okolicznych wzgórz. Tylko czemu trzy szyby stoją tak zaraz koło siebie? Chyba nie był to częsty przypadek w kopalniach? Z wielu miejsc w mieście widać ten charakterystyczny kształt. Tak np. prezentują z okolic ulicy Przemysłowej.


Tym razem postanowiliśmy obejrzeć je z bliska. Był nawet cichy plan, że może uda się wejść na górę? Ale chyba spóźniliśmy się z 20 lat, aby ustrzelić ten dogodny moment, gdy zakład już nie działa, a wszyscy wokół wszystko mają w d... i zajmują się własnymi sprawami. Teraz nawet za podejście do podnóża i robienie zdjęć jakiś cieć próbował drzeć japę. Wejście na górę jest więc możliwe, ale wyłącznie dla osób bardzo szybkich, zwinnych i zdesperowanych ;)


Z różnych rzutów i na zbliżeniu.


Szyby obecnie otoczone są ze wszystkich stron przez różne małe zakładziki.

Zaraz za szybami położone jest robotnicze Osiedle Matylda, zbudowane na przełomie XIX/XX wieku, nazwane tak ku czci jakiejś hrabiny z Książa. Postawiono tu kilkanaście ceglanych domów przeznaczonych dla pracowników pobliskich kopalni i zakładów koksowniczych.


Rosochate wieże wyłaniają się zza dachów i ubarwiają krajobraz :)


Kopalnie zamknęli, węgiel nie w modzie bo mało nowoczesny, więc cała okolica jest spowita smrodem palonych śmieci. Ot mam swoje zadymione miasteczka ;) Tu to chyba całą zimę nie można otworzyć okna... Uciekamy więc szybciutko w tereny bardziej opuszczone, gdzie też się snują dymy, ale takie o niebo przyjemniejsze. Kilku menelków grzeje się przy ognisku z chabazi i płyt pilśniowych jakiejś starej szafy. Ucieszyli się, gdy im powiedzieliśmy, że ich ognisko pięknie pachnie! :)

Najciekawszy jest tu budynek pałacykopodobny, taki z wieżyczką. Też jego charakterystyczną sylwetkę oglądaliśmy nieraz z okolicznych wzgórz. To ponoć dawna siedziba dyrekcji tutejszych zakładów. Obecnie opuszczona. Wejście do środka jest możliwe, ale nieco problematyczne przy dzisiejszej pogodzie. Wymaga czołgania, więc byśmy się pomoczyli w tej śniegowej kaszy. Zresztą w środku mało co chyba zostało ciekawego.


Jest też kilka innych opuszczonych, pozamykanych budynków. Zapewne związanych z tutejszym przemysłem, ale o zastosowaniu biurowym. Jednocześnie widać, że bardzo dużo zostało tu wyburzone. Zaraz za domami rozciągają się pola pokryte rumoszem.


Droga za osiedlem odchodzi w pola.




Potem wybieramy się na PKP Wałbrzych Fabryczny. Wiele razy widziałam ową stację z okien pociągu i obiecywałam sobie, że muszę tu wysiąść i obejrzeć ten ciekawy rejon.

Bardzo ładnie się stąd prezentują szyby kopalniane.


To chyba był budynek dworca. Teraz zamknięty.


Stoją tu jeszcze 3 kamieniczki. Dwie są zamieszkane.


I to nie tylko przez ludzi. Bytuje tu kilka dorodnych kotów!


Nas jak zwykle najbardziej interesuje ta opuszczona. To jej się zawsze przyglądałam z sunących tędy wagonów.


Z wejściem do środka nie ma problemu - ktoś porozkuwał zamurowane drzwi.


Skądinąd nie wiem po kiego diabła ktoś tak zmarnował dobre pustaki? Budynek raczej już nie nadaje się do remontu i w środku od dawna nie ma co ukraść. Chociaż jakby ktoś chciał ją wynająć - to numer wciąż wisi ;)


Dalej wkraczamy na pola, hałdy i innej maści nieużytki porośnięte młodym lasem. Horyzont zamykają faliste wzgórza.


Nie wiem jak to jest, że zwykle w poprzemysłowych terenach dominują brzozy. Może są najmniej wymagające i wszędzie dobrze rosną? A może mają coś z buby, że lubią wszelakie rozwaliska? Brzoza to chyba moje ulubione drzewo. Chyba nawet bardziej niż sosna.


Za brzeziniakiem majaczy jeziorko. Zakichany śnieg! Tak by tu było ładnie jakby go nie było!


Gdzieniegdzie po krzakach można znaleźć resztki jakiś ruin. Pewnie jakieś zakłady tu stały i to jest ich nikłe wspomnienie. Tu akurat zimowy czas może nieco pomagać - latem, w skłębionej roślinności zapewne nic nie widać.


Mijamy składy złomu, które dodają nieco koloru do jednolicie biało-szarego świata, który nas zewsząd otacza.


Przez biały placek jeziora widzimy zabudowania Osiedla Matylda - tam gdzie chwilę wcześniej łaziliśmy.


Za innymi hałdami wyłaniają się kominy koksowni Victoria. Kiedyś mieliśmy okazję ją zwiedzać z forum sudeckim. A na widoczną hałdę to się jeszcze wybierzemy w lepszą pogodę.


Bo właśnie zaczyna padać śnieg. Niech go szlag! Jakby mało tego g... nawaliło w nocy!


A przed nami jedna z najciekawszych wałbrzyskich dzielnic. No ale o tym w następnej relacji :)

cdn

niedziela, 30 marca 2025

Opuszczone stacyjki - Pawłowice, Smogorzów (2025)

Tego dnia odwiedzamy dwie opuszczone stacyjki leżące na zlikwidowanej linii kolejowej Syców – Bukowa Śląska.

Busia zostawiamy na drodze dojazdowej do pierwszej stacji. Droga nosi jeszcze ślady kostki brukowej, acz już takiej powoli znikającej wśród traw.


Budynek stacyjki wyłania się z płowych krajobrazów wczesnej wiosny.



Została z niego praktycznie sama wydmuszka. Wszystko wypatroszone. Mimo niezbyt dobrego już stanu zachowania wciąż jest tu odczuwalny duch kolejowy. Nawet w części pomieszczeń towarzyszy nam zapach - taki ni dawnego pociągu, ni to podkładów, ni to dworcowego baru.


Napis chyba "Pawłowice Namysłowskie". Acz wyraźnie coś przebija ze spodu. Jakby dwa napisy jeden na drugim? Może wylazły resztki dawnej nazwy jeszcze z niemieckich czasów?


Nie omieszkamy zajrzeć do środka. Kasa, poczekalnia. Resztki kaflowych pieców czy przykasowego stoliczka.


Przybudówka już się całkiem obwaliła.


W jednym z bocznych pomieszczeń można znaleźć jeszcze artefakty z przeszłości. Wydaje się, że papier jest taki nietrwały - a to właśnie on się tu zachował... I to nieraz w całkiem dobrym stanie.


Obok w polach stoi jeszcze niewielki domeczek. Do piwnicy schodzi się po klamrach i można się utaplać w brudnej wodzie - jakby ktoś miał ochotę.


Torowiska już niestety nie ma. Musieli zdjąć go dosyć dawno. Zamiast niego jest takowy pas skłębionej trawy. Ciekawe jak się będzie nim szło przez pola i lasy do następnej stacyjki.


Coś jakby bardzo szeroka miedza. Gdzieś kiedyś nam mignęła oferta zakupu ziemi od PKP. I była tam jedna hektarowa działka, w bardzo korzystnej cenie. Szerokość 20 metrów, długość 500 m ;) Tak jakoś mi się to teraz przypomniało...


Momentami teren zaczyna przypominać zwykłą, leśną ścieżkę.


A czasem brak ścieżki.


Linia kolejowa przekraczała ciek wodny. Zastanawialiśmy się czy będą jakieś pozostałości dawnego mostu czy może będzie trzeba przełazić wbród? Albo co gorsza gabaryty rzeki zmuszą nas do powrotu? A tu jeszcze inna, niespodziewana wersja. Jest jakby grobla przez rozlewiska.


Potem kawałek idziemy polem. No bo dawne torowisko to ta lewa część zdjęcia...


Szczerze mówiąc bardzo liczyłam, że na trasie między stacyjkami znajdziemy jakieś pozostałości dawnych czasów i kolejowej przeszłości tego terenu. Może za wysoko postawiła poprzeczkę wędrówka torami koło Wlenia? Oj tam to było tego wszystkiego na pęczki!

Tutaj natomiast nie ma nic. Tylko taki słupek znaleźliśmy w krzakach ;)


Można się za to nacieszyć atrakcjami przyrodniczymi. Po polach brodzą żurawie.


Żuczki też się już pobudziły i tak ładnie im połyskują pancerzyki!


Bierzemy też aktywny udział w procesie rozsiewania purchawek ;)


Toperz uwiecznił ten moment również z innego rzutu ;)


Lizadło dla saren idealnie wkomponowane w krajobraz.


Fragment jakiejś czachy.


Mijamy ciekawą "wyspę" wśród pól. Pagórek, na którym rosną stare drzewa. I jedna ambona. Ciekawe czy górka jest naturalnego pochodzenia czy w jej wnętrzach czai się np. jakieś grodzisko?


Powoli zbliżamy się do kolejnej stacyjki.


Budynek jest w zdecydowanie lepszym stanie niż ten w poprzednich Pawłowicach. Tu wyraźnie jeszcze długo po zlikwidowaniu linii ktoś wykorzystywał stacyjkę w celach mieszkalnych.


Bluszcze powoli zaczynają pożerać ściany.


Ta latarnia wydaje się jakaś taka nieproporcjonalnie duża w porównaniu z całą resztą architektury. Jakby się urwała z ulicznego słupa i wbiła w ścianę.


Psia buda? Czy raczej klatka na króliki?


Stacyjka widziana od strony dawnych peronów.


No to ruszamy na podbój wnętrz!


W tym budynku zostało jeszcze trochę sprzętów z dawnych lat - meble, rozrzucone naczynia, ubrania, dokumenty, święte obrazy. Pomieszczenia były ogrzewane piecami kaflowymi, które niestety zawsze dosyć szybko padają ofiarą wypruwaczy bebechów. Wyraźnie widać, że mieszkały tu jakieś starsze osoby, acz są też ślady późniejszego przebywania bezdomnych czy żuli. Stali mieszkańcy opuścili to miejsce chyba w 2020 roku. Tak przynajmniej mówiły pozostawione kalendarze...


Zawsze mi jakoś wyjątkowo żal porzuconych kwiatków doniczkowych. Te ogrodowe zdziczeją i rozrosną się w niekontrolowany sposób. Pies czy kot może uciec do lasu. A taki biedny doniczkowiec nie ma najmniejszych szans, gdy straci swojego pana...


Ścienna kartka pełna zapisków - chyba jeszcze sporządzanych przez dawnych mieszkańców.


Wędrujemy przez przybudówki. Ni to ganek, ni to korytarzyk gospodarczy przy kurnikach, gołębnikach czy innych cielętnikach.


Tu chyba jakieś zwierzęta trzymano.


W odróżnieniu od poprzedniej stacyjki tu nie znaleźliśmy żadnych typowych pozostałości kolejowej przeszłości.

Na piknik rozsiadamy się na dawnej rampie. Tutaj jest jakoś tak ciepło, sucho, zacisznie :) Gdzieś wysoko nad naszymi głowami niesie się śpiew skowronków. Czy może być coś piękniejszego niż wiosna? Ten moment, gdy widzisz, że będzie już tylko lepiej. Że kolejny raz udało się przetrwać zimę i przed tobą kilka miesięcy radości, ciepła i przygód. Uczucie takie, że sam człowiek by się wzbił w przestworza jak ten skowronek i śpiewał na całe gardło (co zresztą czynimy ;) ) Mamy taką swoją ulubioną piosenkę na tą okazję:
"Wiosna, wiosna wkoło, zakwitły bzy
Śpiewa skowronek nad nami
Drzewa strzeliły pąkami
Wszystko kwitnie wkoło i ja i ty!!"


Do tego mamy widok na niesamowicie ciekawy spektakl. Na polach dokazują sarny - jest ich kilka stad. Część dosyć blisko, inne majaczą gdzieś na horyzoncie. Doliczyliśmy się chyba 50 sztuk.


Urzekły nas rogi tego osobnika na pierwszym planie! Takie mechate! :)


Jednocześnie my też czujemy się obserwowani!


Powrotną trasę przemierzamy drogami - coby było inaczej. Są płytówki...


cegłówki ;)



asfalty...


Czasem jakiś kawałek lasu.


A najwięcej malowniczych, polnych dróg.


Mijamy rozlaną łabędzią rzeczkę.


Tam pozyskujemy pałki wodne, które nam umilają sporą część dalszej wędrówki :)


W promieniach zachodzącego słońca zbliżamy się znów do znanej nam już stacyjki w Pawłowicach.


O ile ładniej prezentuje się w ciepłym, wieczornym świetle niż w pochmurne południe.


Nasz miły busio grzecznie czeka :)


Na koniec odwiedzamy jeszcze jedno miejsce - przypadkiem wypatrzone z busia przez kabaczka. Zaułek ów można nazwać biesiadno - rekreacyjnym. Pod cudnym, starym drzewem stoi kanapa i fotel. Rozłożony jest nawet dywan. Niestety jest też trochę śmieci, ale głównie są to połamane zabawki, krzesła i porzucone świąteczne choinki.


I co najważniejsze - jest tu nadrzewna huśtawka! Chyba jedna z najlepszych z jakich miałam okazję korzystać w życiu! Taka położona na górce, więc z wysokim wylotem. Na grubej belce więc bardzo wygodna. I ziuuuuuu!!! szybujemy w stronę zachodzącego słońca!!