niedziela, 10 kwietnia 2022

Forty Twierdzy Wrocław (2022)

Ech… Jak to mówią: “cudze chwalicie…”. Gdzie to ja nie szukałam ciekawych fortów! W Toruniu, Krakowie, Przemyślu, Nysie a nawet w Czarnogórze, Lipawie, Brześciu czy Kaliningradzie.

A jakoś do mnie długi czas nie dotarło, że kupa fajnych fortów znajduje się 30 km od naszego domu! A mieszkamy tu już 15 lat! Jak to w ogóle możliwe?? Tak to patrząc daleko - łatwo można przegapić, coś, co jest w zasięgu ręki...

3/4 umocnień Festung Breslau powstało od ostatnich lat XIX wieku do końca I wojny światowej. Pozostałe w okresie międzywojennym i w czasie II wojny. Forty rozsiane są pierścieniem wokól miasta i różny jest stopień ich zachowania i zagospodarowania. Odwiedziliśmy tylko niektóre, jako że jakoś nie ze wszystkimi były nam po drodze. Może kiedyś jeszcze do jakiś zawędrujemy - to wtedy będę dodawać je do tej relacji. Obiekty wymienione poniżej odwiedziliśmy w okresie jesienno-zimowo-wczesnowiosennym, jako że po chaszczach najlepiej się łazi w okresie małolistnym i bezkleszczowym.

SCHRON PIECHOTY NR 20



W miejsce to zaglądamy w czasie wycieczki po Brochowie. Fort jest położony w lesie przytykającym do działkowych ogródków, blisko linii kolejowej. Wkomponowany w pagórek - idąc lasem można by go całkiem nie zauważyć, aż się dojdzie na skraj przepaści.


Ceglaną fasadę prawie całkowicie pokrywają kolorwe malunki.


Wnętrza to kilka dużych komór i wąskie, ciemne korytarzyki. W komorach stoi kilka konstrukcji zrobionych z palet, sugerujących, że odbywały się tutaj jakieś spore imprezy, a to służyło za bufety.






Ze złotych myśli wysprejowanych na ścianach: "Wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się strach". Sama prawda... Strach jest orężem pozwalającym założyć każde kajdany...


Mimo że to jakoś połowa lutego - znajdujemy pierwsze tego roku przebiśniegi!




Na kolejnej wycieczce odwiedzamy trzy forty, o kształcie prawie identycznym, acz są totalnie inne przez rozmaity stan zachowania i zagospodarowania. Ciekawie więc obserwować coś o wspólnej bazie, ale gdzie losy potoczyły się totalnie odmiennie.



FORT PIECHOTY NR 4 - LISIA GÓRA



Fort, podobnie jak poprzedni, położony jest na skraju ogródków działkowych. Okolica wokół jest mocno zaśmiecona i to raczej nie przez imprezowiczów, ale raczej ktoś traktuje to miejsce jako wysypisko. Tak to zwykle bywa - brak ogólnodostępnych kubłów = śmieci w każdym rowie.




Spomiędzy zeschłych liści wystaje jakieś żelastwo. Wygląda na klamkę do drzwi fortu.


Wejścia do fortu są zamurowane, acz trafiła się jakaś dobra dusza, która jedno z nich lekko rozkuła i można się do środka wślizgnąć. Wnętrza są przestronne, o ceglanych ścianach i sporej ilości metalowych elementów. Wszystko jest mocno okopcone, wygląda jakby ktoś kiedyś wypalał tu śmieci. Zapach panujący wokół przypomina raczej topiony plastik niż aromat ogniska.












Koło fortu stoją małe budyneczki o łukowatych sufitach z żebrowanej blachy. Jak się potem dowiadujemy - nazywane są "schrony pogotowia".



Od strony rzeki fort otaczają betonowe labirynty, coś jakby okopy czy stanowiska strzeleckie. Nigdy jeszcze przy fortach czegoś takiego nie widziałam!








FORT PIECHOTY NR 6 - POLANOWICE



Fort otaczają stawki, które wyglądają jak pozostałość dawnej fosy.


Zaglądam tutaj z dużą dozą niepewności, jako że zazwyczaj miejsca zagospodarowane staram się omijać, ze względu na znikomą dla mnie atrakcyjność. Zwłaszcza, że przeważnie zwiedzanie kończy się na pocałowaniu klamki lub ostatecznie na robieniu zdjęć przez płot, będąc obszczekiwaną przez psa lub bluzganą przez ciecia. No a tutaj czeka nas bardzo nieoczekiwana i rewelacyjna niespodzianka! Po pierwsze - brama jest otwarta! To pierwszy, niezaprzeczalny plus!


Drugi plus zauważamy już zaraz po pierwszym. Na terenie kręcą się ludzie i są oni bardzo sympatyczni i się miło uśmiechają. Zapraszają na bezpłatne zwiedzanie. Przy forcie płonie ognisko, co całą okolicę wypełnia właściwym zapachem i klimatem.

Fort z kształtu jest identyczny z poprzednim, jednak wyglada krańcowo inaczej - z racji na brak śmieci i czyste wnętrza. Widać, że ekipa bardzo o fort dba i opowiada o różnych jego kawałkach, które udało się uszczelnić, odwilgocić, odsprzątać czy wyposażyć w ciekawe sprzęty. Co bardzo mi się podoba - wnętrza nadal wyglądają jak fort, a nie jak salon w domku jednorodzinnym (co np. spotkało pewne, niegdyś fajne, bunkrowe miejsce w Szczecinie). Gość, który nas oprowadza, jest niesamowitym pasjonatem fortyfikacji i wie o nich wszystko, a nie tak jak np. ja, że jedynie lubie sobie połazić wśród chaszcza i betonu. Chodzimy więc po okolicy i po wnętrzach, zwracając uwagę na różne detale, na które sama nigdy bym nie wpadła aby spojrzeć. Zeszło nam tu chyba z półtorej godziny i był to bardzo ciekawie spędzony czas!

Fort z wierzchu. Zwracają uwagę fajne kominki.




Skoro są kominki - to muszą być i piecyki. Służą one nie tylko do dodawania miejscu uroku, ale również osuszania starych, zawilgotniałych murów.



Inne wyposażenia fortowych komór. Żołnierskie prycze, kibelek, malownicza skrzynia z niemieckimi napisami oraz różne inne machiny.








Szyb w górę.


Wokół fortu wije się wąskie torowisko. Krajobraz z kolejką zawsze jakoś tak zyskuje na urodzie! :)




Jest nawet drezynka! :)


W odróżnieniu od dwóch pozostałych fortów, jakie odwiedziliśmy tego dnia, tutaj jest w betonowym okopie zrekonstruowane stanowisko obserwacyjne. W poprzednim były tylko jakieś podarte kawałki blachy. A tu proszę jaki solidny pancerz!


Fortem opiekuje się Wrocławskie Stowarzyszenie Fortyfikacyjne - jakby ktoś chciał na nich namiar to jest np. TUTAJ Odwiedzać fort można w każdą sobotę (acz my byliśmy chyba w niedzielę i też się udało)



FORT PIECHOTY NR 7



Obiekt jest położony przy skrzyżowaniu autostrad - wiadukty, ślimaki, rozjazdy. Patrząc na mapę zdaje się, że tak musi wyglądać przedsionek piekła...


Acz po raz kolejny przekonujemy się, że pozory mylą, a najciemniej bywa pod przysłowiową latarnią. W słoneczny, weekendowy dzień ciężko o samotność w typowo "dzikich miejscach". Każdy koneser dzikości i kontaktu z przyrodą przecież pragnie takie miejsca odwiedzić. W lesie, w górach, nad rzeką - tłum. Rowerzyści, psiarze, spacerowicze. A tu, przy tym upiornie położonym forcie, spędzamy prawie godzinę robiąc sobie drugie śniadanie, racząc sie piwem i herbatką. I nie przewija się dosłownie nikt... Tylko jednolity szum zza gęstych samosiejek przypomina o tym, gdzie się znajdujemy... No i może majaczące zza drzew zabudowania. Taka maleńka wyspa zapomnienia, pomiedzy światem zagospodarowania, gdzie człowiek nawet centymetrowi gruntu nie odpuści...

Fort jest zdecydowanie najbardziej zarośnięty ze wszystkich dziś odwiedzonych okazów. Już w betonowym labiryncie się o tym namacalnie przekonuję, dosłownie co chwilę pozbywając się kapelusza. Raz mi go wystrzela w powietrze chyba na 4 metry!




A dalej jest już tylko gęściej! :) Znajdujemy się jakieś 10 metrów od fasady fortu! :)


Zbliżamy się, pokonując kolejne ściany z lian i splątanych gałęzi.





Pień. Gęsto obrosły konarami pnączy, tak grubymi, że same wyglądają już jak drzewa!


Oczywiście jakoś tak wyszło, że podchodziliśmy do fortu najbardziej zarośniętą trasą. Od drugiej strony było znacznie "luźniej"!




Wnętrza sugerują, że jednak jacyś ludzie tu czasem bywają. Te tony śmieci raczej same nie przylazły... Acz część komór w środku jest posprzątana i chyba przeznaczona na imprezy. Syf zalega tylko w jednej i przy wejściu.









Jest też mały budyneczek. To pewnie ten schron pogotowia, który w poprzednich obiektach też występował i był karbowano - łukowaty!





FORT PIECHOTY NR 9



Akurat był po drodze. Jak przystało na muzeum teren jest wysprzątany, wylizany i... zamknięty na głucho. Widać słoneczna niedziela to nie termin do zwiedzania takich miejsc. Można jedynie zapuścić żurawia przez płot.



Przy forcie zgromadzono sporo małych schronów, z betonu lub metalu. Z informacji na tabliczkach wynika, że wyzbierali je w różnych miejscach i tu ustawili.






Na terenie są też wystawione różne fajne stare samochody.





FORT PIECHOTY NR 8a



Miejsce położone po przeciwległej stronie tego upiornego węzła autostradowego co fort nr 7. I miejsce znów jest odludne, wypełnione tylko jednostajnym rykiem aut z oddali.


Prawdziwie leśne obuwie.


Wygląda jakby niegdyś był to teren jakieś wojskowej bazy, bo w kilku miejscach w lesie zachowały się takie charakterystyczne betonowe słupy.



Najpierw odnajdujemy mały schronik.



A zaraz obok rzuca się w oczy większa budowla.






Włazimy! A na wejściu niespodzianka! Przejście tarasuje zdechły dzik! Kabak zauważa, że dzik chyba trochę żyje bo rusza oczami. Ale to nie oczy... To chyba były robale...


Zostajemy już więc na samym początku wprowadzeni w mroczny nastrój tego miejsca. Fort jest nieco inny od poprzednich, składa się z kilku komór o metalowych, żebrowanych sufitach. Teraz juz co chwilę się nam wydaje, że coś na nas patrzy!





Od drugiej strony fort wygląda jak obły pagórek, na szczycie którego jest przemiła, wygrzana, płowa łączka.


A potem ma miejsce nieco zabawna sytuacja. Ja idę jeszcze poszukać jednych ruin nad Mokrzycą, na które mam namiar. Toperz i kabak zostają na dachu fortu wygrzewając się do słońca, bo nie chce się im przedzierać przez chaszcze. Gdy wracam ze swojej krótkiej wycieczki, podchodzę do fortu - a ich tam nie ma! Kurde! Mieli czekać! Dzwonie do toperza gdzie są. Toperz mówi, że siedzą na dachu. Wychodzę na górkę - nie ma ich... A poza tym jakoś tu jest bardziej zarośnięte! Przecież na dachu była polanka! Ki diabeł?? Zaglądam do wnętrza fortu. Dzika też nie ma... Słyszę w końcu głosy nawołujące w lesie: "buba! tu jesteśmy!". Bo te schrony są dwa! Niedaleko siebie! Ale jaja! Gdyby nie moga dodatkowa wycieczka w chaszcze - to byśmy go przegapili!



Wnętrza są bardzo podobne do poprzedniego, ale chyba fajniejsze. Więcej nacieków i nie wali padliną.









Jest też drugi maluch.


W trawie znaleźliśmy jakieś takie dziwne coś. Tzn. kabak znalazł i się chciała tym bawić. Zwykła śruba to czy może granat? ;)




SCHRON MOBILIZACYJNY NR 6



Położony na skrawku łąki, wklinowany w jakieś magazyny czy bazy przeładunkowe.






Siedząc na dachu mamy takowy widok.


Wnętrza bardzo przypadają nam do gustu. Są wyjątkowo ciekawe - zachowały się takie kratownice metalowych podpór. Jeszcze takiego bunkra nie widziałam nigdy! :)






Są też pająki - czy raczej na obecnym etapie to już skamieliny ;) Nacieki minerałów na bazie pająka? ;)


Stare napisy na sufitowych i ściennych szynach.


Ekipa w komplecie.




SCHRON MOBILIZACYJNY NR 1



Położony na środku uprawnego pola, blisko Wyspy Opatowickiej. Niedaleko jest drugi, na tym samym polu, ale niestety dowiedzieliśmy się o jego istnieniu dopiero po powrocie z wycieczki.



Miejsce przez lokalną młodzież zostało zagospodarowane na imprezy. Jest jakby bar, stół, siedziska z palet. Zapewne niejedne "Pandemia Party" się tutaj odbywało, gdy kluby, bary i dyskoteki były pozamykane!



5 komentarzy:

  1. Zawsze chciałem mieć własny schron 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez bym chciała! Jest gdzie bimber pędzić i może za garaż słuzyć, a w razie ciężkich czasów moze sie przydac w sposob bardziej klasyczny!

      Usuń
  2. Wszystkie forty są regularnie okopcone po sam sufit. Żadne ognisko tego nie zrobi, nie ma szans. Co oni tam robili, kiedy było tam wojsko? Co testowali? Jakąś broń? Okopcona warstwa jest cienka, ale regularna w wielu pomieszczeniach. To oznacza ogromny ogień w całym pomieszczeniu. Przecież do palenia śmieci potrzebne jest powietrze, w czymś takim nic się długo palić nie będzie. Dziwne to jest i od dawna nie daje mi spokoju...

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro śmierdzi tam plastikiem to może opalano tam kable z izolacji.

    OdpowiedzUsuń
  4. To "dziwne coś" to chyba świeca zapłonowa do pojazdu

    OdpowiedzUsuń