Bo niestety trochę takowych kręci się w rejonie...
W dolinie stoi mały domek, ale raczej prywatny. Pozamykany.
Dobrze, że jest w miarę sucho - w innym przypadku byśmy tutaj utonęli w bagnach!
Dolina obfituje w dużą ilość powalonych drzew. Część to chyba pozostałość po pracach zrywkowych, a inne wykopyrtnęły się same.
Gdzieniegdzie pnie tworzą okapy dla tutejszych jaskiń.
Niektóre groty służą turystom dla celów biesiadno - ogniskowych. Tutaj nawet są ławeczki i lampa naftowa na stanie! Takie wiaty przy szlaku to ja rozumiem :)
Kamienne umocnienia potoczku. Wyraźnie widać, że dolina była kiedyś bardziej zagospodarowana.
Jak tylko zajrzeć w las - to wszędzie pełno omszałych skał, takich niegdyś równo wyciętych w dużej części.
Malownicze struktury lokalnych mchów.
Tak i docieramy do jednego z celów dnia dzisiejszego - do dziurawej skały przypominającej skalne miasto.
Akuku!!!
W dawnych czasach w tych rejonach skalne nisze do celów mieszkalnych wykuwali sobie mnisi, rozbójnicy, a czasem i zwykli ludzie, którzy nie mieli innego miejsca dla osiedlenia się. Czasem w skałach powstawały też stajnie, obory i kurniki, sprawiając wrażenie całego skalnego zamczyska. Tutaj w skałach ponoć również mieścił się młyn. Działał do XIX wieku, gdy zniszczyła go powódź.
W latach 80-tych skalne groty używały wojska radzieckie z pobliskiego poligonu, stąd pewnie niektóre zachowane napisy w niemiejscowej czcionce.
Niektóre wejścia stały się dość trudno dostępne ze względu na prace zrywkowe i ogromne piramidy ułożone z pościnanych bel.
Innych strzegą jedynie kolczaste rośliny, co jest irytujące głównie dla kabaczka, bo podrapać sobie nogi to jedno, ale nosek to już mniej przyjemne. Tak to bywa, gdy noski są umiejscowione za nisko ;)
Występuje i taki sposób zabezpieczania wnętrz. Po kiego diabła - nie mam pojęcia. W środku nie ma kompletnie nic.
Malowniczo omszałe ściany.
Większość skalnych pomieszczeń udało się odwiedzić. Nie ma monotonii - są różne kształty, kolory i faktury ścian.
Są też formy wnętrz takie bardziej wyrafinowane - ze schodkami, półeczkami itp
Tu wygląda, że było to coś stajniopodobnego, bo widać wyraźnie jakby koryta do karmienia/pojenia jakiś bydlątek.
Z zewnątrz do wewnątrz i z wewnątrz na zewnątrz.
W jednej z bardziej dogodnych miejscówek mieliśmy okazję przeczekiwać deszcz. Krótki, acz dość obfity. Dobrze więc, że nadszedł akurat gdy mieliśmy taki solidny dach nad głową!
A tu chyba oglądanie się na kleszcze?
Każdy mlecz ma swoją pszczółkę.
Proces powstawania zdjęcia też został utrwalony ;)
A nocleg dla odmiany spędzamy wśród bzu. Na częściowo płytowym placu, gdzie występują hałdy zbrylonego asfaltu.
Są tu też żarnowce, ale to jeszcze nie czas ich kwitnienia, więc skupiamy się na bzach! Jak widać te cudne krzewy czują się świetnie w terenie postindustrialnym! Tak samo jak my! I jak tu nie lubić wiosennych wyjazdów?? Ten cudowny zapach, ten widok - to zapewne rekompensata za te kilka dni marznięcia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz