czwartek, 25 lipca 2024

Skalne jamy (Czechy) cz.3 (2024) - Samuelova jaskinia

Z miejscowości Sloup wyłazimy również na skały po przeciwległej stronie doliny. Po drodze mijamy całkiem miłą drewnianą zabudowę wioski.




Fajnie udekorowana skrzynka pocztowa.


Wiata dla turystów z omszałym dachem świetnie maskuje się na tle świeżych, wiosennych listków.


Na górę prowadzą drewniane schody. Nie lubię takich udogodnień na szlaku, ale te przynajmniej nie psują widoku. I w sumie bardziej można je zakwalifikować jako tor przeszkód niż wygodę dla leniuchów.




A i korzenie postanowiły pokazać, że to one tu rządzą! :)


Jaskinia, do której zmierzamy, została wykuta w skale ponoć w XVIII wieku.


Pustelnik Samuel wyrzeźbił sobie tu całkiem solidne mieszkanko i zasiedlił go na kilkanście lat. Jedno co trzeba przyznać to widoki miał zacne! :)




Wnętrza są nawet całkiem przestronne. Ciekawe, że pustelnik zrobił takie wysokie stropy? Chyba że bardziej cenił przestrzeń niż ciepło?





Na ścianach są dwie tablice, na których znajdują się niemieckie napisy - chyba dotyczące historii tego miejsca.




Miękka skała zachęcała też innych do pozostawiania napisów i rysunków.



A na szczyt skałek prowadzą wszelakiej maści schodki wykute w kamiennym zboczu.




Nie przestają mnie zachwycać tutejsze korzeniowiska. Głęboko się nie mogą wgryźć w ziemię, więc pełzają po powierzchni jak stada węży!



A i struktura skał upodobniła się do okoliczności i postanowiła wtopić w tło.


I tu mają swoją skalną pokręconą sosenkę!


Wśród skał tylko wiatr hula (faktycznie idealne miejsce dla pustelnika), acz tereny u podnóża to do bardzo dzikich nie należą - wszędzie wioski, miasteczka, szosy...



Można sobie pozoomować kościoły i pałace.




Stolik wkomponowany w piachy i korzeniowiska dobrze nadaje się do wyciągnięcia termosów. Był już plan dokonania tego na szczycie, ale raz że tam duł lodowaty wiatr, a dwa że termosy nie wiedziec czemu wykazywały dużą chęć do stoczenia się w dół ;)


W taki lodowaty dzień nie ma nic lepszego nad herbatkę z sokiem i cytryną!


Inne skałki też mają całkiem fajne kształty!


A wieczorem odwiedzamy naszą ulubioną Drevenke.


Będą nam więc towarzyszyły pociągi!


Kolejnego dnia ruszamy wzdłuż parkanu kojarzącego się z dawnymi (i już opuszczonymi) bazami wojskowymi.

W sumie to może kiedyś tu coś było w ten deseń? Takowych zabudowań się tam dopatrzyliśmy...



Pogoda dziś jest taka wyraźnie, żeby się przeziębić. Jak wyjdzie słońce to robi się gorąco. Jak się schowa za chmurę - natychmiast pojawia się lodowaty wiatr, a temperatura leci na łeb na szyje o 10 stopni. A te chmury to na niebie chyba grają w berka! Co chwilę więc się zatrzymujemy, aby zdjąć lub ubrać swetry. Czasem dosłownie co 50 metrów. Bardzo irytująca taka aura - jakby się coś z nami drażniło! Tu chyba toperz własnie patrzy w niebo, próbując zrozumieć i przewidzieć stan zachmurzenia na kolejne 5 minut.


A rogacizny się na nas patrzą jak na debili, bo mają jedno futro wmontowane i wyrąbane na wszelakie przebieranki.


Znalezione kijaszki mogą służyć do zwiększenia stabilności podczas wędrówki...


No ale nie tylko! :)



Ciekawy korzeń ozdabiający pobocza naszych ścieżek.



Spora część trasy wiedzie przez smutny krajobraz - pobojowisko, które kiedyś było lasem...






Łażąc po kolejnych wąwozach.


Takie widoki towarzyszą nam na wycieczkach po okolicy.


I co najważniejsze - w kolejnych dniach odrobinę się ociepla!


Więc i wszystko zaczyna pachnieć prawdziwą wiosną! :)



cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz