Główną przyczyną, która nas tu sprowadziła, jest pas bunkrów, który się tu wije szczytami, zboczami i dolinami. O napotkanych na trasie omszałych betonach będzie osobna relacja. Tu będzie o wszystkim innym na naszej trasie co akurat bunkrem nie było, a też się nam spodobało.
Na wycieczkę ruszamy z okolic wioski Horni Sedlo. Mijamy Horni Skaly, które są bardzo lubiane przez wspinaczy.
Dalej w lasach nie brakuje też innych, pomniejszych skałek.
Muszą tu występować jakieś krasnoludki lub inne elfy, bo spotykamy takie przykłady leśnej architektury drewnianej.
Pierwszy dłuższy postój robimy na rosochatym kamulcu zwanym Vrani Skaly.
Oglądamy widoczki na okoliczne miasta i wsie. Jak widać teren jest dość gęsto zaludniony.
Dla każdego mamy jakiś przysmaczek do spożycia na miłych, wygrzanych skałach.
A tak poza tym to wędrujemy głównie przez świerkowe lasy. Co w nich zwraca uwagę to ogromne kontrasty - chłodna cienistość połączona z bardzo jasnymi przebłyskami. Może przez to robią się trochę takie wieczorne kolory - mimo że to sam środek dnia?
I myk! Znowu skałka znienacka!
A czasem dla odmiany wąwóz. Jakiś taki rudy i osypisty. Można też użyć na korzeniach.
W tle co chwile gdzieś przeziera szpikulec Ještěda.
Między drzewami miga też balkonik na szczycie wzgórza zwanego Popova Skala. Tam właśnie idziemy.
Tabliczka sugeruje, że ścieżka będzie stroma ;)
Wędrujemy przez tajemniczy las. Myślę, że świetnie by wyglądał nocą w świetle latarki.
A tu już widać naszą skałkę.
Popova Skała to ogólnie raj złomiarza. Sporo tu wszelakiego żelastwa wystaje z jej różnych stron.
Można się poczuć jak idąc do okienka kasy PKP w niektórych miastach - choć tam zazwyczaj labirynty robią z taśm, a nie barierek.
Widoki są fajne np. na dymiące kominy! Wszystko wskazuje na to, że to już polska strona i elektrownia Turów połozona nad wielką jamą, której kawałek też można dostrzec.
Acz to miejscówka nie tylko dla miłośników industrialu. Dla tych co jednak wolą oglądać góry - też Popova Skała ma coś do zaoferowania.
Oprócz owej masy różnych "ostrzyc", których nazwać nie potrafię (ale mam nadzieję, że się niebawem tam wybierzemy) można też sobie przyzoomować ośnieżone zbocza Karkonoszy czy szpiczatego Jesteda.
Na mały piknik rozsiadamy się na pobliskiej skałce, ale takiej, gdzie poręcze i schody nie przysłaniają świata wokół. I od razu jakoś tak przyjemniej!
Na powrocie gubimy się jeszcze w różnych skalnych labiryntach. Czego jak czego, ale skał to w tych Czechach nie brakuje!
Nocujemy na leśnym parkingu przy bunkrze, niedaleko wsi Horni Sedlo.
Rano jeszcze znajdujemy jakieś skałki w pobliskim lesie.
A potem już suniemy w stronę domu. Po drodzę, w miejscowości Mníšek, spotykamy jeszcze taką rosochatą panią. Piękna, a jednocześnie trochę przerażająca. Jakoś od razu przypomniał mi się duch drzewa i mój ulubiony film "Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków". No ale to całkiem nie te rejony ;)
Tym dziwniejszy wydaje mi się opis na cokole pomnika - bo on dotyczy... rzeki.. Tej, która przepływa przez Mníšek i czasem jest spokojna, a innym razem nie... Musi za tym stać jakaś ciekawa historia.
Fajne te góry! Aż se na nie luknę...choć póki co bardziej jako ciekawostkę a nie plan ;)
OdpowiedzUsuńZ polskich gor one mi najbardziej przypominają Kaczawskie. Albo może troche Wyspowy? Bo bardzo dobrze nadają się na wycieczki jedno lub w porywach dwudniowe z biwakiem gdzies na szczycie, ale za cholere nie na jakies dłuzsze przejscia z plecakiem, bo są pocięte gęstą siecią dróg i mocno ucywilizowanych dolin. No i każda górka sterczy osobno, wiec o przejsciu jakąkolwiek "granią" można zapomnieć. Ale przy swojej bardzo niewielkiej wysokosci oferują nadpodziw górskie widoki.
Usuń