piątek, 25 lutego 2022

Wrześniowa włóczęga cz.21 - Czołpino (2021)

Tego pięknego dzionka odwiedzamy Czołpino. Taka nazwa widnieje na mapie, ale praktycznie nie wiem jak to miejsce nazwać. Wieś? To chyba nie bardzo, bo nawet nie wiem czy tam w ogóle ktoś na stałe mieszka. Osada? Atrakcja turystyczna? Jest to miejsce pomiędzy jeziorem Łebsko a Gardno, gdzie mieszczą się parkingi, muzeum parku narodowego, latarnia morska. I chyba tyle. A nie, przepraszam! Są jeszcze rozsiane po lasach pozostałości bazy rakietowej. I właśnie to one nas głównie tutaj sprowadzają - jak przystało na "łowców poligonów" ;) No ale wyjatkowo nie ma tu teraz żolnierzy. Leśne budynki nie robią "buuuuuu" agregatami i nikt nie mierzy w naszą stronę z karabinu. Ufff... Co za sympatyczna odmiana! :)

Dawne place bazowe służą teraz za parkingi dla turystów. Chyba nikt by obecnie nie wykładał parkingów tak klimatycznym podłożem jak popękany asfalt czy betonowa, lekko rozleziona płyta.

Tu i ówdzie z malowniczo powykręcanego lasu wystaje jakiś stary, nieużywany budynek.

Kabak stwierdza: "Podoba mi się to miejsce. Można spokojnie zwiedzać, bo najwyżej jak będziemy mieć dużego pecha, to nam wsadzą mandat, a nie zastrzelą jak na poprzednich bazach." Czasem ciężko mi się połapać, że mam już takie duże i mądre dziecko, które dokładnie rozumie co się dzieje wokół. Dopiero co nosiłam pod pachą taki wierzgający tłumoczek, któremu było wszystko jedno gdzie się go położy i czy trzyma się w domu na kanapie, na promie w dalekich krajach czy głęboko pod ziemią. A tu nagle to "zawiniątko" potrafi dostrzec zalety miejsca i jeszcze tak rozsądnie to argumentować!

Zatem jeśli już mowa o zwiedzaniu. Pierwszy z namierzonych budynków przypomina szkołe czy pomieszczenia biurowe.


Teren chyba związany z dawnymi terenami wojskowymi, bo nawet ulica wykładana jest igliwiem w plamy panterki maskującej ;)


Wszystko siedzi w dość gęstych zaroślach.





W środku mało się zachowało z czasów funkcjonowania obiektu.


Jedynie są stare lampy, jakieś kotły czy fragmenty ururowań jakiś instalacji.






Widać też, że była tu kiedyś fontanna i ławeczki.


Nie wiem czemu, ale czasem jest wrażenie, że coś nas obserwuje ;)



Kawałek dalej w lesie (niesamowicie grzybnym) siedzą dwa hangary.






Kabak zagląda do jednego: "Mamo chodź! Droga wolna. Nie ma żołnierzy! Chyba akurat poszli na grzyby!"

W środku zachowały się napisy w tematyce BHP.



Malunek pod strzałką to już chyba z czasów późniejszych? Nie wiem co ma symbolizować? Że ktoś nie przestrzegał przepisów i teraz rośnie na nim drzewo? ;)


Mają tu też ogromne suwnice i resztki drewnianych skrzynek.





Bramy wejściowe pokrywają mocno już pordzewiałe napisy.





Stan podłoża w rejonie wskazuje na istnienie obiektów podziemnych.


Od razu też widać, że znajdujemy się w parku narodowym. Tutaj np. chroni się rurę - jest bardzo rzadka i grozi wymarciem! Potwierdzeniem tego może być fakt, ze więcej takich rur juz nie widzieliśmy! Istny endemit! :P


Jest również słup. Chyba taki co dawniej się wieszało na nim flagę. Wygląda jak zardzewiały, mimo że jest z betonu. Widać pozazdrościł drzwiom od hangarów. A tak serio to porasta to taki ładny, rudy porost.


Niedaleko stąd spotykamy jeszcze jeden budyneczek. Ale on zdecydowanie opuszczony nie jest - zamieszkują go dwa dziwne bieliki. Chyba są trochę chore i mają problemy z lataniem, dlatego umieszczono je w takim oto samoobsługowym mini zoo. Nie wiem czemu, ale ciągle zadzierają łby do góry i dziwnie gulgają. Może im się wydaje, że są indykami?



Obok leży posiłek owych okazów. Co ciekawe ów kawałek mięcha wzbudza dużo większe zainteresowanie kabaka niż same ptaki.


Ponoć przypomina mordę jakiegoś zmutowanego wilka - ma oczy i przynajmniej jeden kieł. Kabak twiedzi, że on się czai i na którymś etapie się rzuci i zje te bieliki. Niestety chyba nasza obecność jakoś rozpraszała wilka i ptaki - i nie mieliśmy okazji obserwować posiłku ani w jedną, ani w drugą stronę.

Wszędzie w okolicy towarzyszą nam ślady dawnej bazy - resztki ogrodzeń...







Betonowe drogi...





Tajemnicze bramy...


Sporo jest też na terenie małych bunkierków ze żłobionych płyt. Przeważnie nic w nich nie ma...








... acz w jednym namierzylismy stare, oblezione napisy i resztki drewnianych łóżek piętrowych.



Tu też coś wyraźnie siedzi w ziemi.


Najciekawszy budynek przyczaił się przy platformie widokowej. Z zewnątrz przypomina potrójny garaż dla ciężarówek.







Napisy na jednych z drzwi.


Korytarz się wije i prowadzi do rozgałęzionych pomieszczeń z drzwiami z solidnego metalu.







Na ścianach zachowało się sporo napisów o skażonej odzieży, kontroli sanitarnej i sposobie zdejmowania rękawic i masek gazowych. Można się poczuć jak wchodząc do Biedronki albo urzędu. Wypisz wymaluj ta sama retoryka!





Miejsce wyraźnie jest wykorzystywane noclegowo czy imprezowo. Przez czysty przypadek znajduję też bardzo wypasionego kesza (albo to była skrzynia piratów z łupami z ostatnich miesięcy?

Jedną ze ścian pokrywają wyznania sprzed 4 lat. Ciekawe czy Michał i Natalia nadal są razem? I czy nadal dażą się tak samo płomiennym uczuciem jak w ten październikowy dzionek na opuszczonej bazie?


Z bazy idziemy w kierunku plaży. Lasy są tu cudne! To pierwsze miejsce po Helu, gdzie napotykamy aż tyle malowniczo pokręconych, omszałych i pokrytych porostami pni.







Wiele miejsc przypomina górską kosówkę, a każdy fragment lasu jest tak niesamowicie aromatyczny, żywiczny, że człowiek by siadł i niuchał bez końca! Niezwykle urokliwe gąszcze!





Na plaży mamy okazję podziwiać festiwal chmur pełzających po niebie z różnymi prędkościami.


Idziemy cały czas jak w oku cyklonu. Wszędzie wokół, oględnie mówiąc, pogody nie ma. Trochę jak na naszym sierpniowym Ćwilinie! Wokół kłębią się fronty burzowe, a tutaj nawet czasem słonko błyśnie, co toperz i kabak nie omieszkają wykorzystać w celach kąpielowych. Nieraz nadciągające znad morza chmury przypominają zbliżające się tornado, a zmienny wiatr o bardzo silnych porywach zdaje się to potwierdzać. Ów wiatr napewno jest skuteczny. Wywial z plaż co mniej zdeterminowanych wędrowców. Dziś przez cały dzień mijamy tylko kilkanaście osób. Wszystkie są sympatyczne i nawiązujemy z nimi jakiś kontakt. Wymieniami się informacjami o wejściach do mijanych obiektów, tras na plażę czy gawędzimy o pogodzie, która się nie sprawdza, bo według prognoz to ponoć miało lać dziś caluśki dzień. Jak to jest, że ilość z jakością się przeważnie wyklucza? I albo gdzieś jest garstka fajnych, wesołych ludzi albo całe watahy zombiaków o skrzywionych gębach, które tylko patrzą jak się nawzajem pokąsać? A może my w tłumie też się zmieniamy w kąśliwe zombiaki - i inni nas wtedy właśnie tak postrzegają?

Kolory nieba, morza, błyskającego spod chmur słońca są dzisiaj obłędne!












Jak nadchodząca trąba powietrzna!


Na niebie pojawia się też ogromna Buka!!!!!!!!


Dalej zmierzamy do tzw. "skamieniałego lasu". Jest to skupisko pieńków na plaży. Liczymy w duchu, że nie spotkał ich los helskich zębów smoka i gwiazdobloków. Ufff... Pieńki są!





Fajnie się to wszystko komponuje z zarwaną skarpą i powalonymi drzewami. Ciekawe są tutaj te plaże - nie ma nudy i monotonii!






Widzimy też na horyzoncie coś, co wygląda jak wielki budynek wystający z morza. Chyba jest to nieco przeładowany kontenerowiec.


I było też jedno miejsce na plaży, które mi przypomniało dawne czasy.


Lato 1989. Mierzeja Wiślana - dzikie plaże miedzy Piaskami a granicą. Szkoda, że nie pamiętałam dokładnie układowo tego zdjęcia - bo byśmy się lepiej z kabakiem ustawiły!


I nie dolewa nam ani razu. Ściana deszczu przykrywa świat dopiero gdy już siedzimy w busiu i toczymy się w stronę Łeby, gdzie czeka na nas suchy i przestronny wagonik. Teraz to niech sobie leje! Tzn. ma czas do jutra! To nawet miło jak tak bębni w dach, a podmuchy wiatru zdają się wpychać ściany do środka. A ty zatulasz się w śpiwór wspominając przygody z minionego dnia. Wspomnienia zaczynają się przeplatać ze snami, przyjmując fantastyczne formy, ale jednak mocno zakorzenione w realiach dnia poprzedniego i mocy przeżytych wrażeń...

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz