wtorek, 7 grudnia 2021

Czerwcowa włóczęga cz.20 - kąpiel w promieniu (2021)

Tego upalnego czerwcowego dnia trafiamy do miejsca jakby wyjętego z innego wymiaru. Punkt wcześniej nieplanowany na naszej trasie - teraz wypatrzony w atlasie, bo akurat przyszła nam ochota na kąpiel. Okolice Bolimowa. Miejsce gdzie rzeka Rawka przepływa pod wiaduktem autostrady A2. Wąska, piaszczysta droga prowadzi do kilku zadaszonych łach piachu. Idealne miejsce na biwak w niepogodę - coby się deszcz nie wlewał za kołnierz.



A wokół malowniczo meandrująca rzeczka, znana nam już z bazy Sosenka.







O tak! Rawka pozostała w naszej pamięci jako coś cudnego, a i tutaj nas nie rozczarowuje! Ba! Tutaj, w zupełnie innych okolicznościach nabiera wręcz metafizycznego wymiaru.


Nad nami ciągły wizg aut. Jedno za drugim pędzą gdzieś ku swemu przeznaczeniu. Byle dalej, byle szybciej, byle bardziej nerwowo. I zapewne nikt z nich nie ma teraz świadomości, że prawie w tym samym miejscu (tylko pare metrów poniżej) jest zupełnie inny świat. Cichy, odludny i rzadko odwiedzany. Taki oto fragment równoległej rzeczywistości stał się dzisiaj naszym udziałem. Wszystko, co dzieje się nad naszymi głowami, jest na wyciągnięcie ręki, ale jakby za szybą, jakby za murem. Jest obok, ale zupełnie bez kontaktu. Jak wyświetlony obraz z rzutnika, który naprawdę nie istnieje i zupełnie nie pasuje do pozostałych okoliczności. A z drugiej strony - jakie to ma w obecnej chwili znaczenie, czy tamto istnieje czy nie? My mamy swój świat, gdzie oddajemy się nadwodnej sielance...

Kąpiemy się w jasnym promieniu, którym słońce przełazi między mostami. Tam jest właśnie fajne, piaszczyste dno. Woda jest lodowata i pachnie glonem. Bystry nurt powoduje, że bardzo nietypowo się tu pływa! Płyniesz, płyniesz, umachasz się - i wciąż stoisz w tym samym miejscu. Trochę jak domowy rowerek treningowy!



A! Sporo osób mi nieraz zarzucało, że buba od ponad 20 lat ciągle tylko warkocze i warkocze. Że nigdy mnie nie widzieli w innej fryzurze, ani na żywo ani na zdjęciach. Postanowiłam więc wyjść na przeciw tego problemu Bo akurat trafiła się taka fota. Ta "stylizacja" nazywa się "kuku kąpielowe" i jest używana do pływania i wszelakich przekąpek w terenie, bo bardzo nie lubię mieć mokrych włosów ;)


Może to głupio zabrzmi, ale gdybym miała wymienić najciekawsze miejsce, jakie odwiedziliśmy na naszej czerwcowej trasie - to nie miałabym ani chwili wahania. Miejsce w atmosferze zupełnie innej niż wszystkie pozostałe. Bo ani dzikie, ani zagospodarowane. Ani kipiące nieskażoną przyrodą ani zalane świeżym betonem i nową zabudową. Ani nawet nie wpadające do szufladki “opuszczone”. Takie miejsce jakby na śmietniku cywilizacji, które zostało gdzieś obok i zostało pominięte.. Bo główny nurt poszedł dokładnie tu, ale jednak nie do końca. Rzucając okiem na mapę widzisz po prostu autostradę, co wymazuje kompletnie inne postrzeganie i możliwość zobaczenia coś więcej. Trzeba chyba naprawdę wpaść w jakiś niecodzienny stan psychiczny, aby dostrzec tą “drugą warstwę mapy” :)

I zaczęłam się zastanawiać czy kojarzę jakieś podobne miejsca. Jedno, które mi przyszło od razu do głowy - to gruzińska przełęcz Rikoti. Niegdyś popularna trasa - bo praktycznie jedyna, która łączyła wschód i zachód kraju. Serpentyny w miarę dobrej szosy pokonujące wzniesienie. Na przełęczy kupa knajp, zajazdów i parkingów, bo podróżni lubią się czasem zatrzymać, zerknąć na widoczki i napchać brzuch. Tak było... A potem świat zakręcił w inną stronę… Zbudowano tunel pod przełęczą i tam poszedł główny strumień transportu.. I teraz jest to miejsce, gdzie nikt przy zdrowych zmysłach nie dociera - bo jest to zupełnie pozbawione sensu, aby wspinać się wąską drogą na nijaką przełęcz, jeśli można łatwo, prosto i szybko przelecieć autostradą tunelem... I zapewne mało kto z użytkowników tunelu pomyśli, że nad głowami mają porzuconą przełęcz - jak jakiś odpad z dawnych lat… Byliśmy na przełęczy Rikoti i atmosfera niepotrzebnej przestrzeni wrzuconej do kubła - była tam wyraźnie odczuwalna.

Drugie, o którym pomyślałam, znam tylko z youtubowego filmu. Jest w USA. Kiedyś była tam używana linia kolejowa, która przebiegała dnem wąwozu. Stała tam pałacokształtna stacyjka, kipiał ruch podróżnych. A potem nad wąwozem wybudowano ogromny wiadukt, którym puszczono zarówno ruch drogowy jak i kolejowy. Trasa dołem straciła na znaczeniu i została wyłączona z użytkowania. Pozostał nikomu niepotrzebny zruinowany pałacyk dawnej stacyjki, do którego z racji na wiadukt gigant nie docierają nigdy promienie słońca. Pod wiaduktem nie bywa prawie nikt. Ciężko tam jest zejść ze względu na strome ściany. Pałacyk ma jednak swoich sezonowych lokatorów - pełni funkcje skłotu dla członków podkultury hobo, różnych włóczęgów przemierzających ogromny kraj wagonami pociągów towarowych. Niestety nie mogę podlinkować filmu - bo zniknął z internetów. Był na kanale IIia Bondarev, ale widać jakimś standardom głównego nurtu nie odpowiadał ;)

Jeśli ktoś znałby takie miejsca, nawet nie tyle dzikie co “równoległe” - to będę wdzięczna za polecenie :)


cdn

1 komentarz:

  1. Nie czytałam jeszcze, ale jest ponoc ksiazka o podobnych klimatach - "Wyspa" Ballarda. Brzmi zachęcająco!
    https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=53117

    OdpowiedzUsuń