Po drodze mijamy jakieś niewielkie oczka wodne o urwistych brzegach.
I podmokłe łąki.
Nadodrzańskie drzewa wyglądają jakby im coś tutaj nie słuzyło…
Dzień bez machania trzcinkami to dzień stracony :P
Mostek z betonowych płyt przekracza kanał o rudych wodach.
Próby sfotografowania wiatru. Nie wiem czy udane?
Wiosna pełną gębą!
Czy tylko mnie to przypomina krokodyla?
Zaglądamy też nad śluzę, a tam ojej! ile atrakcji! :) Przede wszystkim “półmostki". Takie metalowe słupy do cumowania barek. U nas w Oławie też takie są, ale bez tych kładek, po których można przeleźć! (o tym, że i u nas są takowe z mostkami dowiem się dopiero za rok.. Tu póki co trwam w nieświadomości)
Stoją tu też różniste barki. Dziś (pewnie ze względu na niedzielę) trwają jakby w letargu. A może to wciąż jeszcze sen zimowy?
Koparka zastygła jakby w połowie wykonywania swych codziennych czynności...
Drzwi holownika są otwarte… ale nigdzie żywej duszy...
Dopiero na zdjęciach dostrzegam, że stan otwarcia drzwi uległ zmianie. Czy to wiatr? Czy ktoś jednak tam był tylko umknął naszej uwadze?
Z racji na pustki w tym miejscu już różne myśli chodzą po ⅔ głów w ekipie ;) “A jakby się tak przemknąć na którąś z tych barek i pozwiedzać?”. Toperz jak zwykle okazuje się być głosem rozsądku: “Tego na bank ktoś pilnuje i będzie niezadowolony. A poza tym nie przeskoczycie, chlupniecie w wodę. A jest marzec, więc to może być niemiłe” ;)
No dobra - a tak w ogóle to miało być o starorzeczach, a nie o barkach ;) Starorzecze też tu jest. Zaraz niedaleko. Zaczyna się wąskimi przesmykami…
A potem pokazuje się nam już w pełnej krasie! :)
Docieramy na półwysep, dostępny z jednej strony przez błoto po łydki, a z drugiej taką oto cudną, chybotliwą kładką!
Teren okazuje się być świetnym miejscem na biwaczek! :)
A tutaj widzimy czajnik… Zawieszony na misternie uknutej przeze mnie konstrukcji…
Chwilę później wszystko się zawaliło, herbata się wylała.. I właśnie wtedy uświadomiliśmy sobie, że potrzeba nam dwóch stalowych, zaostrzonych żerdzi o kształcie “Y”. Na następną wycieczkę już będziemy takowe mieć!
Nadwodne hamakowanie!
Przedzieramy się przez kolejne porcje chaszczy, grzęzawisk, rozpadlin, zwalonych pni, łapiących za nogi i włosy pnączy oraz wszelakiej innej skłębionej masy nie-wiadomo-czego.
Przeciwległa strona naszego starorzecza.
I udało się obejść je dookoła! Znów jesteśmy przy mostku!
A to jeszcze jedno starorzecze. Malutkie i położone przy samej wsi Kotowice. Ale malowniczo oświetlone zachodzącym słoneczkiem! Oj krótkie jeszcze te marcowe dni!
"Nadodrzańskie drzewa wyglądają jakby im coś tutaj nie słuzyło…" - jemioła to pasożyt. Za dużo jej tam rośnie, a nikt nie zbiera... no i niestety. Kiedyś gminy o to dbały, ale ostatnio w gminach rządzi pani Grażynka, która nawet nie wie, gdzie rośnie jemioła.
OdpowiedzUsuńSuper kładka z drewna, oj bym sobie taką zrobiła. ;) A marcowe kąpiele bywają zimne, Kluska w zeszłym roku zakosztowała dwa razy i potwierdza.
W naszych okolicach jest strasznie dużo jemioły! Dziś to w ogóle szlismy przez cały las jemiołowy! Wszystkie drzewa dosłownie oklejone nimi! To opolskie ma ponoc taką sławę wybitnie zjadliwej jemioły! Jak wgram fotki to ci wyśle fote tego lasu - cos niesamowitego. Żal tych drzew, ale bylo w tym jakies piekno!
OdpowiedzUsuńA marcowej kapieli zazylismy kiedys z toperzem w lubuskim nad jez. Chycina. Weszlismy na pomost a on się wziął i zawalił.. ;)
Czas na dietę, haha! A Klusię raczej klasyczne chlup, raz z drzewa w rzece, a raz przez utratę równowagi podczas łowienia łódki z kory. :)
Usuń