niedziela, 16 lutego 2020
Jaskinie koło Żerkowic (Pandurów, Przechodnia i Schronisko) (2019)
Między Lwówkiem Śląskim a Bolesławcem, niedaleko wioski Żerkowice, natrafiamy na niewielki lasek położony zaraz przy ruchliwej szosie. Z oddali wygląda on zupełnie przeciętnie, ale my wiemy co czai się w jego wnętrzach i z tego powodu tu właśnie przyjechaliśmy. Początkowo oczywiście trochę błądzimy. Idziemy szczytem wzgórza i prawie się pakujemy na jakąś prywatną posesję, gdzie gospodarz nie jest zbyt gościnny, a przynajmniej tak można domniemywać po umieszczonych napisach i tabliczkach. Zawracamy więc i próbujemy szczęścia szukać bardziej na dole. Zjeżdżamy na kuprach stromym urwiskiem, co podoba się zwłaszcza kabaczkowi. Wznosi okrzyki, że to super, że ślizgać można się nie tylko zimą i szkoda, że nie zabraliśmy sanek! Szczerze mówiąc to by się przydały! Albo przynajmniej jabłuszko pod kuper, żeby nie potargać ubrań o wystające korzenie i kamulce! Jabłuszka nie mamy, muszę więc posiłkować się mapą. Kolejny powód, dla którego warto: a) mieć mapy papierowe, b) laminować je. Na nielaminowanej mapie daleko bym nie pojechała, na elektronicznej ze smartfona zapewne też nie! ;)
W końcu docieramy do właściwych skałek, malowniczo udekorowanych powrastanymi w nie drzewami oraz tymi powalonymi, które chyba zleciały z góry.
Grupa leśnych eksploratorów i poszukiwaczy zaginionych jaskiń melduje się w komplecie! :)
Pierwsza napotkana jaskinia nazywa się Pandurów i jest największa w tym masywie - co nie znaczy, że jest duża. Ma chyba kilkanaście metrów, z których ostatnie są raczej czołgane.
Nie jesteśmy tu sami! Towarzyszą nam pająki i ich malownicze kokony w ilości dużo!
Gdy wchodzimy pająki siedzą raczej nieruchomo. Na nasz widok (a może raczej naszych latarek) zaczynają biegać w sposób dosyć chaotyczny. Coś jakby wsadzić kij w mrowisko. Huśtają się na swoich kokonach, przeskakują na kokony kumpli, włażą z rozpędem w szczeliny albo co gorsza zeskakują na “podłogę” i dalszych tras ich wędrówek już nie bardzo potrafimy zaobserwować. Wszystko wskazuje, że są to okazy meta menardi, sieciarza jaskiniowego, więc bydle jest nieco jadowite. Utwierdza nas to w przekonaniu, że czołganie się dalszymi częściami korytarzy w takim towarzystwie, nie jest tym o czym marzymy najbardziej.
Dalej w skale są jeszcze dwie jaskinie Przechodnia i Schronisko. Jakieś otwory prowadzące do niewielkich jam znaleźliśmy, ale która była którą - to już nie umiemy oszacować.
Wszystko jest tutaj bujnie i malowniczo zarośnięte liściastym chaszczem.
Wędrówkę urozmaica ciągłe przełażenie przez kolejne pnie zwalonych i powykręcanych drzew.
A tutaj kwadratowe otwory w skale, sprawiające wrażenie sztucznych, żłobionych ręką człowieka.
Do szosy wracamy przez pokrzywiska po pas, bagienka i płowe ścierniska oświetlone ciepłym, popołudniowym słońcem.
Kurczę, przez lata w tamtej okolicy zatrzymywaliśmy się, bo Młoda miała chorobę lokomocyjną i początek górek był dla niej trudny, ale nie wiedzieliśmy o takich cudach! Teraz to już z wnuczkami ogarnę to miejsce. No i super wyglądacie!
OdpowiedzUsuńWlasnie tam niedaleko jest parking! To pewnie tam sie zatrzymywaliscie. Faktycznie z drogi nic nie sugeruje, ze tam sa jakiekolwiek skałki - juz nie mowiac o jaskiniach! Gdybym wczesniej nie wypatrzyla tego na mapie - to bysmy w zyciu tam nie trafili!
OdpowiedzUsuń