poniedziałek, 27 stycznia 2020

Ukraina (2019) cz.13 - gdzieś na bocznych drogach...

Dziś odbijamy od morza i można tak powiedzieć, że zaczynamy wracać do domu. Acz ten “powrót” to nam jeszcze z tydzień zajmie! :) Przez Żovtyj Jar już jechaliśmy, więc tym razem jedziemy trochę bardziej północną drogą, przez Saratę i Monaszi. Liman musimy objechać przez Zatokę, nie ma wyjścia.. No jest wersja nr 2 z dwukrotnym przekraczaniem mołdawskiej granicy - ale jak mają nam dwa razy ryć po bagażach dla odcinka, który ma kilka km - to chyba bez sensu… Jest plan poznać kolejne boczne drogi, kolejne małe wioseczki rozsiane przy granicy i nad brzegami limanów. Z Owidopola kierujemy sie na Mikołajewkę, Nadlimańskie, Biljajiwke, Jaski.. Chcemy spać koło Troickiego nad rzeką Turunczuk, albo jak się uda pokonać most i dalszą drogę - to i nad Dniestrem. Wychodzi inaczej, bo sobie jakoś zupełnie zapomnieliśmy, że to ścisła strefa przygraniczna, ale o tym będzie w kolejnej relacji. Póki co jedziemy sobie wioskami, busio wesoło podskakuje na wybojach. Tutaj droga wykazuje właściwy stopień wyboistości - jedziesz sobie 50 km/h i cieszysz się życiem :)

Mijamy urocze wioski, gdzie w rozlewiskach przeglądają sie cerkwie, snopki siana i białe kupry licznych gęsi..



Odwiedzamy przydrożne sklepiki...


A ze ścian przemysłowych zabudowań pozdrawiają nas napisy z dawnych lat...


Gdzieś koło Saraty zatrzymujemy się koło przydrożnej wiaty.



Zjadamy drugie śniadanie, którym jest podarowana nam wczoraj w Katrance konfitura. Początkowo chcemy usiąść w cienistej wiatce, ale osiedliły się tam muchy chyba z całej odeskiej oblasti. Takich potwornych rojów tłustych, obrzydliwych muszysk, które mają połyskliwe pancerzyki i siedzą jedna na drugiej czasem w pięć i więcej - to ja jeszcze nie widziałam! Najgorsze, że jak wysiadamy z busia czy wsiadamy - to do środka nam ich też nalatuje z kilkadziesiąt. Potem kilka razy się zatrzymujemy w innych miejscach, machamy koszulami i staramy się to dziadostwo przepędzić. A konfiturę zjadamy pod pomnikiem, na słoneczku. Czerwonawe gieroje na tle ukraińskiej flagi - jakoś nie są w gustach latającego robactwa - i to jest jedyne miejsce na tym postoju, gdzie nic po nas nie łazi.




W którejś z kolejnych wiosek, przy bazarku, wpada mi w oczy takowy pomniczek. Chyba jacyś pionierzy, kroczą dumnie ze sztandarem! A o cokół czochra się mućka.


W Naddunajskim droga zmienia się w szeroką płytówkę - i trzeba bardzo uważać na pieszych. Pewnie wracają z domu kultury!


Tu mają pomnik, którego złotość aż bije po oczach!


Na miejscowej szkole zachowała się ładna mozaika z dawnych lat. Jakoś tak w ogóle kolorowo przy tym budynku! Nawet na chodniku! :)




Jest też “sowchoz imienia 60 - lecia ZSRR”. Ale coś mi nie gra z datą? Poniżej tym samym deseniem mozaiki wpisany jest rok 1985. To Sajuz powstał w 1925 roku? Dziwne… Zwykle jest wymieniana data o kilka lat wcześniejsza?


Niedaleko Biljajiwki jest niecodzienny pomnik. Poświęcony partyzantom rozstrzelanym w 1943 roku. Pomnikiem jest stary budynek podziurawiony kulami. Czy rzeczywiście na tle tych ścian ich zastrzelili? Sporo pomników z dawnych lat już widzieliśmy - ale takiego ciekawego to chyba jeszcze nie udało się namierzyć! O ile to nie ściema?



Przypięte tablice sprawiają wrażenie bardzo nowych. Walą po oczach błyskiem, świeżością i symbolami, które stały się modne dopiero niedawno...



Jest też napis wymalowany farbą prosto na murze. Czy to fragment pomnika? Czy inicjatywa bardziej oddolna?


W Biljajiwce mijamy czołg na rondzie.


Wieczór za pasem, więc zaczynamy się rozglądać za noclegiem...


cdn



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz