poniedziałek, 9 grudnia 2019

Listopadowe ruiny i bezdroża - gdzieś między Częstochową a Łodzią

W połowie listopada wybieram się na “Zlot Miłośników Turystyki Wschodniej”, który tym razem wypada w środkowej Polsce, tak żeby wszystkim było tak samo daleko ;) Padło na Smardzewice koło Tomaszowa Mazowieckiego. Zatem - trzeba tam jakoś dojechać. Tym razem jade sama. Można pociągiem - co jest opcją akceptowalną. Można się podłączyć do kogoś i gnać głównymi drogami - na myśl o czym raczej mi w ogóle jechać odechciewa. Ale pojawia się jeszcze jeden super plan. Wystarczy otworzyć mapę i popatrzeć jak wyglądają tereny między Częstochową, Radomskiem a Sulejowem. Gdzie dominują lasy, pola, małe wioski i nawet “żółta” droga jest rzadkością. Brzmi jak teren, gdzie chciałoby się pojechać po prostu na wprost, na azymut... (i znając bubowe szczęście ugrzęznąć gdzieś w bagnie ;) ) Ale Marcin, z którym pojadę, ma terenówkę, więc może tym razem nie zakopiemy się już w pierwszej kałuży za wsią.

Plan jest zatem taki, że spotykamy się w Częstochowie i marcinowy GPS rysuje prostą linie przez bezdroża, której będziemy się próbowali trzymać. No dobra - linia owa nie do końca jest prosta - bardziej zygzakowata. Bo planujemy po drodze pozahaczać o różne ruiny i zapomniane, poopuszczane miejsca. Nigdy nie byłam w tych terenach. Środkowa Polska to teren dla mnie totalnie nieznany. Biała plama! Jakoś człowiek ma wkodowane włóczyć się po rubieżach, wędrować wzdłuż granic, pchać się w różniste koniuszki. I skutkiem tego jest, że środek wciąż czeka na odkrycie.. bo jakoś nigdy nie było czasu i okazji.

Z okien pociągu, gdzieś za Opolem, dzień zdaje się być słoneczny i jasny. Ale za Częstochową już mu lepiej.. Szarość, mgła, typowy listopadowy ponury dzień, który się kończy zaraz po tym jak się zaczął.. A może ta szarość i wilgoć będzie dodawać klimatu naszej włóczędze po zaułkach?

Pierwszy na naszej trasie jest pałac w Kłobukowicach. Już z daleka rzuca się w oczy malownicza wieża, do której mamy ambitny plan wleźć.






Dostanie się do środka nie nastręcza trudności - jest nawet kratka, z której robimy sobie drabinkę do okna… Taaaaa, a potem się okazuje, że nawet drzwi były otwarte ;) Wnętrza są juz dosyć splądrowane, nie ma żadnych ciekawych przedmiotów czy mebli.







Z zewnątrz pałacyk zdawał się być w dobrym stanie. Od środka jednak widać, że niekoniecznie… Stropy się walą..



A najbardziej zbutwiała podłoga jest gdzie??? a w miejscu… prowadzącym do “naszej” wieży! No żesz to szlag! Długo cmokamy nad tym miejscem, przypominającymi nieco sito.. Oglądamy je z góry i z dołu. Rozważamy gdzie i jak polecimy, gdy jednak nas nie utrzyma… Ostatecznie rezygnujemy. Cóż.. wieża pozostanie dla lepszych gierojów ;)

Obok pałacu jest jeszcze jeden ciekawy budynek. Spichlerz to jaki? Czy kaplica? Jedno jest pewne - pomieszczenie jest ogromne!






W Bogusławowie odwiedzamy niewielki kościół za wsią. Położony na pustkowiu, wśród łąk. Dach, schody i okoliczne drzewa pożera mech..







Wnętrza są w zadziwiająco lepszym stanie niż dach. On to chyba tegorocznej zimy nie przetrwa…




A my suniemy dalej… Lasami, polami, łąkami, miedzami..



Odwiedzamy wiejskie sklepiki w poszukiwaniu lokalnych piw. Tu akurat sklepik sklejony z przystankiem PKS. Jak przyjdzie za długo czekać na autobus - można wstąpić pokrzepić się jadłem i napitkiem!


W Fałkowie z zamku zostało już baaardzo niewiele ;)


W Skotnikach za to jest dużo lepiej. Stoi tu ogromny i solidny dwór obronny.




Wnętrza są dosyć dziwne. Wygląda jakby ktoś zaczął tu generalny remont, zrobił stropy ze zbrojonego betonu, skuł ściany do cegły i … nagle wszystko porzucił. Wnętrza są cholernie ciemne i wilgotne. Wieje z nich chłodem, chyba o 10 stopni jest tu zimniej niż na dworze!






W niektórych pomieszczeniach zwracają uwagę ciekawe framugi..



No i chyba tyle by było - jeśli chodzi o dzisiejsze zwiedzanie.. Zapada ciemność - a my jeszcze nawet nie odwiedziliśmy połowy zaplanowanych miejsc. Jak tu można lubić zimę?? Latem to by był środek dnia!

Mijamy jeszcze gdzieś po drodze bardzo krzywy, ale jednak zamieszkany wciąż domek.



Przed nami długi wieczór. W doborowym zlotowym towarzystwie! Pozostaje nam więc opróżnianie kolejnych butelek i niekończące się pogawędki o wschodzie i nie tylko! :)

4 komentarze:

  1. Aaa, piękna wycieczka, aż sobie zapiszę, by w razie kiedyś rowerowo zaliczyć. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W kłobukowickim spichlerzu trzeba było wleźć do piwnicy:
    https://ujruaw.ch.files.1drv.com/y4p7QSx-Zkbjx8i09nRnxEcMg2at0xMJZlMZyc9McMJ2Z28HTAJN6SmuCSAyuEnF5cIyyaR5Q3M91dHhmkb-XokyES7L3nP42xK76IYSEpXbZvDu4yMZGljm99jcpYB_SRBa1GIJX-COd9pUeQr9dQhs7Iv_QY36MJfhyDJSjWphcUMhuIt6PmRNQ7UbjNadeIHxsqZau9ginmO-Tqc2m5AZS4Iw0KlsT1DdNIQu3Sb6TE/IMG_0162.JPG?psid=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zeszlismy. Tylko idac chyba podnioslam duzo pylu, na tyle duzo , ze mi zadne zdjecie nie wyszlo - wszedzie zlapalo ostrosc na pył :(

      Ale piwnica klimatyczna! :)

      Usuń