środa, 11 grudnia 2019

Okołodworcowy poranek w Tomaszowie Mazowieckim

Czasem jedziesz na weekendową wycieczkę w pozornie ciekawy rejon - a po powrocie ni cholery nie ma co opisać.. A innym razem po prostu czekasz sobie na pociąg i ... jest nieco inaczej ;) Miłe niespodzianki zwykle czają się tam, gdzie człowiek totalnie się ich nie spodziewa!

Na dworcu PKP w Tomaszowie Mazowieckim melduję się jakieś półtorej godziny przed planowanym odjazdem mojego pociągu. Jakoś tak mam, że zawsze lubię być wcześniej. Nie trzeba się śpieszyć idąc, nigdy nie wiadomo co się po drodze wydarzy, co nas zatrzyma, kogo się spotka. Mając zapas czasu zawsze jest tak jakoś spokojniej. Lubię też ten moment oczekiwania na swój środek transportu, moment kiedy można totalnie wyrzec się pośpiechu, zagapić gdzieś w dal i totalnie zawiesić. Bo czekasz, nic nie przyspieszysz i juz nic nie zależy od ciebie. Gdzie indziej zawsze masz cos do zrobienia, do załatwienia, do poprawienia. A tu masz ławkę lub kawałek betonu pod dworcową ścianą. Moment dogodny, aby być sam na sam ze swoimi myślami - albo żeby poobserwować świat wokół. Dziś akurat pada na to drugie.. I okazuje się, że tego czasu to tak wcale nie mam za dużo ;)

Dworzec położony jest na obrzeżach miasta. Mam już wchodzić szukać kas biletowych, gdy dostrzegam domek. Zaraz przy dworcu stoi drewniana chatka, mocno zarośnięta. Jest listopad, a nadal trzeba się do niej przedzierać przez busz lian i kolczastych pnączy. Latem to chyba widać tylko zieloną górkę! Domek wygląda jakby sie tu teleportował z jakiejś podlaskiej wioski.









Klimatu dodaje zaparkowany przed płotem samochód.. Równie zarosły i zasypany jesiennymi liśćmi. I w podobnym stopniu nadgryziony zębem czasu..






Przez chwilę wydaje mi się, że albo kręci mi się w głowie, albo mam wzrokowe omamy?? Ale samochód nagle zaczyna się ruszać. Kolebie się na boki coraz intensywniej, a spod maski dobywa się jakiś charkot? Jakby płacz dziecka? Sprawa nie daje mi spokoju. Znajduję sobie długi kij i nim odnoszę nieco maskę... a ze środka wydefilowuje, gęsiego, cała rodzina mocno obrażonych kotów. Patrzą na mnie z odrazą. "Przyszła taka zmora i nas niepokoi w niedzielny poranek!" Koty parskają z niezadowolenia i powolnym acz zdecydowanym krokiem oddalają się w stronę chatki, po czym zwinnie wskakują do niej przez okno. Oczywiście też gęsiego. Jest ich chyba 6 lub 7 sztuk i grzecznie każdy stoi w kolejce, jakby miał przypisane miejsce!

W domku chyba już od dawna nikt nie mieszka na stałe (no chyba, że liczyć te koty?? ) Stan wnętrz sugeruje, że często bytuje tu kwiat lokalnej elity imprezowej ;)





A na samym dworcu jest to, co lubię najbardziej! Dworcowy bar! "Artek" go zwą! Jak rzadko można teraz napotkać takie miejsca!


Od razu się rozsiadam, zamawiam herbatkę. Jest przemiła obsługa i klimat jak z dawnych lat. Dziś serwują pyszną zupę pomidorową! Jest też kaflowy piec (który jak widać zaprzyjaźnił się z kaloryferami)




Mam na śniadanko jeszcze pasztet w puszce! Ale nie byle jaki! Domowy i o smaku tak wybornym, że wręcz szkoda go smarować musztardą! To podarek od znajomego. Jeśli czytasz tą relacje to jeszcze raz ogromniaste podziękowania!


Do baru zagląda wiele osobistości. Dwóch Ukraińców rozpija wódkę pod stołem i rozważa czy stawka w pracy 1.5 zł za godzinę to robienie ich w ch... czy nie? Babka w średnim wieku przeprowadza wideorozmowę z synem siedzącym w pierdlu, trzy gimnazjalistki wybierają się do Łodzi, rozważając gdzie tam można poznać bogatego faceta... A i tak najlepszy jest skacowany facet z podbitym okiem, patrzący w herbatę melancholijnym wzrokiem pełnym nocnych przygód.. Była taka piosenka Kaczmarskiego "Bankiet".. Jakoś właśnie teraz stanęła mi przed oczami. Bo właśnie chyba oglądam na żywo fragment teledysku do niej... ;) (jak ktoś nie kojarzy: link)

Jeszcze idę przejść się w drugą stronę wzdłuż torów. W świat betonowych płyt, błota, kałuż i wystających zza torów kominów.





A właśnie! Kominy! Ich stan sugeruje, że zakład zaprzestał już działalności jakiś czas temu...



Ale już nie mam niestety czasu aby się tam przejść... Jeszcze kolejne półtorej godziny by się przydało.. Przeszukiwania internetu sugerują, że warto odwiedzić to ciekawe miejsce.. Tylko czy napis ze zdjęcia jeszcze istnieje? (zdjęcie z googlemaps)

2 komentarze:

  1. Bardzo fajny post. Bylem w Tomaszowie wielokrotnie, ale Twój pomysł na te okolice jest mocno trafiony.
    Pozdrawiam serdecznie Krzysztof

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie jeszcze kiedys tam wrocimy - bo dla mnie to tereny zupelnie nieznane! Tyle jeszcze zostalo do zobaczenia!

      Pozdrowionka! :)

      Usuń