środa, 26 września 2018

Podsklepowo i przemysłowo - gdzieś między Żurawnem a Horodenką - Ukraina 2018 cz.2








W wiosce Stare Seło zatrzymujemy sie pod sklepem. Takim prawdziwym klimatycznym sklepem z dawnych lat.


Jeszcze 10 lat temu takich na Ukrainie bylo pelno. Teraz juz blizej glownych drog czy turystycznych miejsc one znikają, dając miejsca krzykliwym, plastikowym napisom i reklamom. Tu jeszcze zachował sie duch dawnych lat. Jestesmy dopiero co po sniadaniu ale lody/piwo zmiesci sie zawsze. Zwlaszcza w takich okolicznosciach, w cieniu rozlozystego drzewa, na ławeczkach z pniaków.



Za plotem nieopodal dwie kobity, lat okolo 50, wypijają duszkiem po 3 browary na glowe i pelne energi zabieraja sie za koszenie trawy. Po polu niesie sie śpiew...

Ze Starego Seła jedziemy w strone Cwitowej. Droga wchodzi w gęsty las i oględnie mówiac, nieco traci na glownosci. Zaczynamy sie zastanawiac czy ona za chwile sie nie skonczy w jakiejs młace.




Wyboisty asfalt przechodzi w szuter a potem w koleiniastą, mocno przechyloną serpentyne. Droga osiąga nieco gorski charakter. Toperz zaczyna juz nieco na mnie złorzeczyc, ze kupi sobie GPSa bo ze mną i moimi mapami to daleko nie zajedziemy. Ale buba wie co robi! :) Dojezdzamy w koncu do Cwitowej i nawet pojawia sie bardziej utwardzona, rokująca nawierzchnia.

Poczatek wsi sprawia wrazenie nieco wyludnione. Zapadniete w ziemie, zarosniete chalupy i zero żywych istot.


Nawet ptaki mają tu zdechłe ;) No wlasnie. Na kiju wisi ptak i chyba … kruszeje.



Nie wiem co to za gatunek i jaki jest cel jego tu przymocowania. Czy bedzie sluzyl jako posiłek gdy nabierze odpowiedniego aromatu wiatru i słonca? Czy to moze jakies voodoo wywieszone tu na szczescie albo żeby uczcic duchy pobliskiego lasu? (dla nas byly przychylne - bosmy sobie szczesliwie nic nie upierdzielili w busiu na leśnych wybojach ;))

Dalsza czesc wsi staje sie wieksza i ludniejsza. Przystaneczek mają tu ładny!


Jest tez kosciol, dosc nietypowy dla tych okolic. Pachnie mi nieco Dolnym Śląskiem.



Dom kultury czy inny obiekt uzytecznosci publicznej z moimi ulubionymi klapiącymi krzesełkami!


Koło wsi Stary Martyniw przekraczamy Dniestr mostem, przed ktorym wisi nietypowa tabliczka. Hmmm.. Co to oznacza, ze "most awaryjny"? Że mozna go przekraczac tylko w awaryjnych sytuacjach? Czy ze jest w stanie awaryjnym tzn. jest spora szansa, ze zażyjemy kąpieli? ;)


I teraz pytanie - ktory most mieli na mysli? ;)

Ten?


czy ten?


Bo są obok siebie ;)


Ciekawe jest to, ze na wschodzie bardzo rokujące biwakowo sa miejsca przy mostach. Zwykle sa tam zjazdy nad rzeke, trawiaste łąki wykorzystywane przez wypasy, wędkarzy czy piknikowanie. Mozna postawic namiot czy zadymic okolice ogniskiem z jakis nadwodnych habazi czy kłód wyłowionych z nurtów, a nawet wzbogacic jego aromat jakąs wychniętą krowią kupką ;) U nas jakos ten patent przymostowy nie działa.



Rybałka w klimatach postindustrialnych. Opadające do wody płytowiska, szkielet równoległego mostu i horyzont zamykany przez bursztynskie dymiące kominy. Błyskająca kopuła cerkwi miedzy nadrzeczną łoziną i rybki ruszające ogonami w wiadrach.. Szkoda, ze godzina jest na tyle wczesna, ze nie bardzo wypada zostac tu na nocleg…





Gdzies dalej przy stacyjce...


Bursztyn wita nas klimatami przemysłowymi.


I wygrywa chyba w naszym prywatnym konkursie na najwieksze kablowisko! Istna pajęczyna nad głowami ciągnie sie na dosyc długim dystansie!



Jedziemy tędy nie pierwszy raz - ale wczesniej nie bylo nam dane wypatrzec tej cudnej wizji artystycznej!




Obiad postanawiamy zjesc pod sklepem.


Plan jest kupic mrozone pielmieni i w jakiejs wiacie na zasklepiu podgrzac je na butli (zwykle w miejscach gęsto zaludnionych nie odpalamy Marusi, gdyz niektorzy na widowiskowe wybuchy ognia w czasie ogrzewania zbiorniczka reagują dosc nerwowo ;) Ledwo wchodze do sklepu to kabaczę od progu woła: “My chcemy kluseczki” co powoduje wielkie roztkliwienie pań sprzedających oraz klientow i obsypanie dziecięcia cukierkami, batonikami i ciągnącymi sie gąsienicami żelowymi o barwie upiornie fioletowej.. I w pizduuu poszła wizja nakarmienia “kluseczkami”... Nafaszerowane po uszka słodkosciami juz słabo wciaga kluseczki…. Niby to wszystko bylo bardzo miłe... ale czasem bezmyślnosc ludzi nieco mnie osłabia…

A podsklepie we wsi Silec jest bardzo urocze. Wiatka wysłana butelkami po piwie sugeruje, ze stałe pożywienie jest tu aplikowane niezmiernie rzadko.


Nieopodal stoi niewielki blok mieszkalny, a z bram i okien wylewa sie zapach jak ze szkolnej stołowki, z niewielką domieszką krochmalonej pościeli i lizolu (tak sie nazywalo to cos czym dawniej szorowano klatki schodowe?). Jejku! Jak ja dawno nie czułam tego zapachu! Czemu naszej klatki juz tym nie czyszczą?

Do wiatki raz po raz zagląda nam stadko kurek. A pranie łopocze nieopodal i nabiera aromatu słonca!


Przed blokiem jest chyba jakies zrodło czy inny wypływ wody o cenionych wlasciwosciach. Chyba kilkanascie razy zatrzymuje sie tu jakies auto i wysiadaja ludzie ze sporymi baniakami.


Klimaty okolicznych dróg.. Trasa z Bursztyna na Horodenke na mojej mapie znaczona jest jako dosyc głowna.. Ale w rzeczywistosci tak nie jest… Zawiera stopien głownosci w pelni satysfakcjonujacy buby. I sprawiający, ze trzeba bedzie zmienic plany, bo do Czerwonogrodu to my dzis nie dojedziemy… ;)



Fura nie fura - zapasowe koło byc musi!


Taki kolega nas pozdrawia gdziesik po drodze, a błekit jego wyrazistych oczu jeszcze długo pozostaje nam w pamieci! Wyschłe źrodełko? Planowane miejsce zaopatrzenia w piwo z dzikiego browaru? Pomnik - no wlasnie, tylko czego? Ale grunt, ze barwy ma własciwe - reszta nie gra roli ;) Zresztą - nad symboliką mozna sie zastanawiac na różnych poziomach.


A poza tym duzo dzis spotykamy bilbordowych mundurowych - żołnierze, marynarze, strażacy, robotnicy.





A tu wspomnienie dawnych “mechanizatorow” ;)


Słonce coraz nizej wiec wypatrujemy jakiegos miejsca na biwak....

cdn



2 komentarze: