wtorek, 25 września 2018

Dymy, mgły i wądoły gdzieś miedzy Chyrowem a Żurawnem - Ukraina 2018 cz.1








Granica w Krościenku jest pusta. Zamknieta czy jak? Wjezdzamy. Podniesione szlabany, nie chca nawet zaglądac do bagaznika. Szybka odprawa, nawet kabaka nie musimy wyjmowac z busia. Pogranicznik sie smieje - “A po co wyciagac dziecko? Przeciez i tak jest totalnie niepodobne do tego niemowlaka na zdjeciu”.. Fakt… Troche sie zmienila przez ostatnie 3 lata ;) Dobrze, ze jest zdjecie dwulatka w rosyjskiej wizie z zeszlego roku - bo na powrocie to jemu sie wszyscy przygladali najbardziej ;)

Przed nami jest tylko jedna para, która gawędzi z pogranicznikiem jak ze starym kumplem. Chyba nie pierwszy raz rozmawiają. Ich auto zostalo na Ukrainie i z jakis tajemniczych powodow nie moga go przywiesc do Polski. Mają czerwone paszporty, plynnie mowia po polsku - wiec chyba Polacy? Zawsze wlasnie problem byl odwrotny - nie chcieli wypuscic z Ukrainy jak ktos wjechal autem i je zgubil na wycieczce.. Wiec o co tu biega? Straznik jest nieugięty - on nic nie pomoze w sprowadzeniu samochodu..

W Chyrowie szukam mojej ulubionej karuzeli. Tej co byla chyba pozostaloscią jakiegos wesolego miasteczka z dawnych lat, co trzech chlopa musialo ją rozkręcac a zatrzymac nie mial odwagi nikt. Raz mialam okazje byc swiadkiem jak rozkrecali ją liną przywiazaną do motocykla - to byla moc! Chcialam pokazac ją kabaczkowi… Niestety, karuzela wyparowala albo ja zaznalam jakis zaburzen pamieci i nie potrafie jej znalezc. Tu jej ostatnie zdjecie, z maja 2009.


Konczy sie wiec na hustawkach, tez fajnych, normalnych, na żerdziach.




Przed Drohobyczem miga nam jakas pryzma płyt, flagi, napisy “wysypisko” i “pokojowa akcja” czy jakos tak. Bylo tam wiecej napisow, ale w pierwszy dzien pobytu oko jeszcze nie przywykło do mimowolnego czytania innej czcionki. W Drohobyczu jak zawsze sie gubimy wiec mamy okazje przeszlajac sie wszystkimi zadupiami miasta. A ono nas wita pryzmami śmieci, jakich w zadnym innym tutejszym miasteczku, ani teraz ani nigdy wczesniej, nie mialam okazji ogladac. Klimaty iscie albańskie, z ryjącymi stadami psów.. Przypomina nam sie mijane wczesniej oflagowane wysypisko. Czy ma to jakis zwiazek?



Sprawa nie daje nam spokoju. Zawijamy wiec i na wysypisko. Na wjezdzie lezy pryzma betonowych płyt, sa flagi i jakies odezwy. Byly napisy, ze "pokojowa akcja" i "smietnisko zamkniete". Byla tez data 2008, wiec raczej chyba sprawa dawna. Byl tez usypany wał, zeby nie wjezdzac autem dalej i jakas budka- namiot, ze stołem z lodówki, kubeczkami i swietym obrazem na scianie. Nie wydaje mi sie, ze to stało 11 lat - stan prowizorycznego "namiotu" byl zbyt porzadny. Kręcilismy sie tam chwile, ale ludzi zadnych nie spotkalismy aby cos wiecej sie dowiedziec. Glupio mi bylo zaczepiac miejscowych w miescie i pytac "panie, czemu macie zamkniete wysypisko" - zwlaszcza, ze nie znam ukrainskiego, a uzywanie polskiego czy rosyjskiego przy (przypuszczam) dosc drazliwym temacie mogloby sie nie spotkac z wyrazami sympatii ;)





Z przeszukiwan internetu po powrocie to cyrki tam byly niemałe, byly nawet jakies bijatyki miedzy lokalnymi władzami a aktywistami. Ponoc miejscowi zablokowali wysypisko, twierdzac, ze śmieci sie juz tam nie mieszcza i trzeba zrobic nowe. Wynik protestu jednak okazal sie raczej niepomyslny, bo w smieciach utonelo miasto..

Za Stryjem skrecamy w boczne drogi. Jedziemy na Strilkiw, Sychiw.


Noclegu mamy zamiar szukac nad rzeką Swycza, miedzy Łapy Sokoliwski a Mali Diduszicy. Miejsce jest… ale obsiadniete przez okolo 20 znudzonych wyrostków. Ledwo sie pojawiamy złazi sie toto jak szakale do padliny i łypie spode łba. Grupka nieco starszych chlopakow stoi przy autach i obłapia sie z panienkami. A takie 10-12 latki chyba podglądaja ich z mostu. Pojawienie sie nieznanego we wsi auta powoduje, ze jedni i drudzy tracą zainteresowanie swoimi wczesniejszymi czynnosciami. Nic tu po nas. Spadamy! Gdziekolwiek. Jest to ostatnie miejsce w jakim chcielibysmy spedzac noc..

Jedziemy przez Podorożje, Suliatyczi, Wolodymircy. Wszedzie snują sie dymy mieszajace sie z mgłami znad okolicznych młak.


Trwają wykopki a tu jest jeszcze normalnie i masowe wypalanie ziemniaczanych kłaczy nikogo nie bulwersuje. Tu jesien jeszcze pachnie dymem, tym szczegolnym dymem, ktorym jesien powinna pachniec. Przez drgające powietrze pełgają postacie z widłami, motyczkami, grabiami. Sa jak duchy z innego swiata, rozmyte, nieostre.




Wory z kartoszką są wszedzie. Od razu robimy sie głodni. Przypominamy sobie, ze tez mamy w busiu worek ziemniaków - tylko ze lezy tam juz z miesiac.. Chyba juz zapuscił korzonki! Zapomnielismy o nim! (jak sie potem okazuje korzonkow nie ma a przemycone ziemniaczki na ognisko sa idealne!

Gdzies na wyboistym rozdrozu..



Miło sie jedzie tymi drogami. Nie chcac przedwczesnie zakonczyc wycieczki i miec busia w kilku czesciach - nie da sie jechac powyzej 30 km/h. Miejscowi jezdza, ale my nie umiemy. Droga jest cudnie wyboista, szeroka, meandrująca i pachnaca pyłem. Co rusz mijają nas ciekawe pojazdy - to wywrotka wypełniona po brzegi jabłkami, to motor, to traktor. Albo stado gęsi pokazuje kto rządzi na drodze!









Teren jest tu dosc ludny, dlugo nie mozemy znalezc dogodnego miejsca na biwak. W koncu osiedlamy sie nad Swyczą, niedaleko mostu za miasteczkiem Żurawno. Wieczorem idzie burza. Pioruny walą gdzies daleko a powietrze wokol nas staje sie tak lepkie, ze czlowiek siedzi i spływa, czując sie jak obłozony goracymi szmatami. Robimy małe ognisko, ktore w ogole nie chce sie palic. Chyba jest taka wilgoc w powietrzu, ze kazdy ogienek automatycznie zaraz zadusza.. To nic, ze upał klei sie do nas z kazdej strony - kabaczę znalazlo polar.. I chce byc misiem. Zarzeka sie, ze jej zimno ;)


Mamy tez wieczornego zielonego goscia, z ktorego najbardziej sie cieszy najmłodszy członek ekipy. Tak.. Modliszka to chyba dla kabaka najwieksza atrakcja dzisiejszego dnia!



Poranek wstaje niezwykle mglisto malowniczy. Gdzies w oddali skrzy sie do slonca złota kopuła cerkwi. Po moscie co chwile turkota furka. Kamienisty brzeg zacheca aby na nim posiedziec i poplaskac kamieniami w wode. I to zarąbiste uczucie pierwszego poranka na Ukrainie - i tej swiadomosci, ze takich porankow bedzie tu jeszcze kilkanascie!







cdn

8 komentarzy:

  1. Dzięki za przywołanie wspomnień :-) Nasz pierwszy nocleg na Ukrainie również był za Żurawnem, nad Dniestrem u ujścia Świcy. Na samym początku wyprawy pozbyliśmy się całego zapasu soli którą podarowaliśmy wędkarzom w potrzebie. Długo nie musieliśmy czekać na rewanż, chcieli sprezentować nam sporą rybę z Dniestru której jednak nie dalibyśmy rady przyrządzić. Takich sytuacji, serdecznych, bez zbędnych słów ale z otwartym sercem, mieliśmy później bez liku ...i te właśnie kontakty z ludźmi na Ukrainie wspominamy wciąż najmilej.
    Nie możemy doczekać się dalszego ciągu opowieści :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ognisku chyba trudno upiec rybe, zeby byla dobra. Mysmy kiedys piekli pstragi ale z zewnatrz byly spalone a w srodku surowe.. Średnie to bylo w smaku ale glodny czlowiek wciągnie wszystko ;)

      A ta sol to po co byla wedkarzom? Peklowali na miejscu rybki?

      A ciag dalszy bedzie! I bedzie go duuuzo!

      Usuń
    2. Mysmy poczatkowo chcieli jechac wlasnie na to twoje miejsce u ujscia Swicy, chyba je wrzucales na Grupe Biwakowa? Ale sie trochu balismy ze sie tam zakopiemy busiem i pojechalismy w miejsce bardziej pewne ale chyba mniej ladne

      Usuń
  2. Buba to nic że nie potrafisz robić na drutach...za to wspaniale piszez i za to serdeczne dzięki :) cudownie sie to czyta, może kiedyś napisze ci o mojej rodzinie z Wołynia
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłem pierwszy raz rowerem na Ukrainie. Choć miałem pewne obawy czy wypuścić się rowerem aż tak daleko nie żałuję. Najdalej dojechałem do Zbaraża. Trafiłem również pod pomnik w Hucie Pieniackiej choć łatwo wrócić nie było. Z chęcią chciałbym tam wrócić. Kamieniec Podolski, Chocim to byłoby coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ale rowerem to sie tam mozna w tych rejonach zajechac! To trasa zupelnie gorska - jakby po Karpatach jezdzic! Ciagle w dol i w gore, do jaru i z jaru! Wlasnie mowilismy do siebie, ze jakby rowerzysta sie wypuscil, taki co popatrzy na mape i pomysli - o rowniny! To sie zdziwi potem :)

      Usuń
    2. Ale jak przewyzszenia nie sa dla kogos problemem (dla mnie niestety na rowerze są :( ) to boczne ukrainskie drogi to rewelacja na rower! :)

      Usuń