piątek, 6 czerwca 2025

Góry Bystrzyckie (2025) cz.2 - z Solnej Jamy do Domaszkowa

Rozważamy, w którą stronę się udać i co zrobić z tym dzisiejszym, jakże ciekawie rozpoczętym wieczorem. Ostatecznie wygrywa pomysł z Solną Jamą. Może w razie deszczu da radę schować się w grocie i tam zanocować? Zawsze to jakiś "dach" na głową. Jaskiniowcy chyba wiedzieli co robią? ;) Poza tym nigdy tam jeszcze nie byliśmy, więc warto obczaić. A kawałek dalej powinny być ładne, widokowe łąki opadające w stronę Gniewoszowa. Coś sobie znajdziemy!

Przechodzimy przez kładkę przy kapliczce św. Ambrożego. Koleś jest patronem pszczelarzy, więc pewnie dlatego sama kapliczka nieco przypomina ul. W ogóle tu jakiś cały "szlak pszczelarski" zrobili, więc może kapliczka jest jego fragmentem.


Docieramy do groty i stwierdzamy, że miejscówka jest idealna - jak na życzenie! Spora wiata, palenisko z rusztem i jeszcze do tego malownicza, poszarpana skała z jaskinią! O niebo tu ładniej niż tam na skrzyżowaniu żwirowych dróg!


Jeśli wierzyć stojącej obok tablicy to Solna Jama ma 40 metrów długości (z czego większość trzeba pokonywać na czworakach). Soli tu nie ma i nigdy nie było. Zapewne szata naciekowa przypominała ludziom solne wykwity. Dawno temu mieszkały tu niedźwiedzie, ale szczęśliwie już ich nie ma i zostały po nich tylko szkielety, które docenili paleontolodzy. My doceniamy ładne ściany i sklepienia.


Wnętrza są raczej wilgotne, z sufitów kapie, więc przydatność noclegowa samej jamy jest raczej znikoma.

W końcowej części jest nawet jeziorko!


Mimo wszystko można znaleźć w grocie kilka suchych miejsc, gdzie jakieś dobre dusze skitrały trochę drewna. Z tego drewna oczywiście robimy użytek. Lubimy wszelakie ogniska, ale te wśród skał i te na piachu mają urok szczególny. Tu mamy jeden z tych przypadków :) Nieczęsty w polskich warunkach. No i jeszcze padać przestało! :)


Prawdopodobieństwo kolejnych burz w nocy czy nad ranem jest całkiem spore, więc postanawiamy postawić namiot wewnątrz wiaty. Co dach to dach.


Śpi się rewelacyjnie - wreszcie jest ciepła noc! Nawet się nie zapinam w śpiworze. Tylko sny mamy jakieś dziwne ;) Kabakowi śni się, że wyszła w nocy do kibelka i w jaskini zobaczyła świecące oczy - i był niedźwiedź. Mi się śniło, że przyszli do nas jacyś obcokrajowcy, mówiący w nieznanym języku, którzy ciągnęli za sobą jakby spadochrony i coś od nas chcieli. Toperz skwitował to stwierdzeniem - "a może to nie sny? Łaziłyście obie gdzieś po nocy nie raz i gadanie też jakieś słyszałem". Zdjęć jednak nie mam - więc chyba jednak sny ;)

Poranne pakowanie.


Śniadanie się przedłuża bo przeczekujemy kilka zlew. Dobrze, że mamy tą naszą wiatę.


Potem o dziwo wychodzi słońce!


A przed nami bezmiar soczystych łąk! Człowiek by się tu pasł jak cięlęta na wiosnę! :)


Wśród łagodnych wzgórz majaczą pojedyncze zabudowania Gniewoszowa. Z tej perspektywy tereny wokół wydają się puste i dzikie.


Jak kwiaty - to po horyzont. Jak paprocie - to wyższe od kabaka.


Po łąkach wala się sporo bel siana. Odpowiednia scenografia dla dopłat musi być.


Niektóre z nich są już nie pierwszej świeżości ;)


A to chyba symulacja dzikich barci? W przynajmniej jednej mieszkały jakieś pszczoły i donośnym brzękotem informowały okolicę o swoim istnieniu.


Docieramy do zamku Szczerba. Nie włażę do środka ruin, bo byliśmy tu już kilkukrotnie.


Szukam za to wiaty, z którą mamy kupę fajnych wspomnień. Wiaty niestety już nie ma - zostało samo palenisko... Zawaliła się? Spłonęła? Taka całkiem solidna była... Postawiono za to ławki i fikuśne tablice o pszczołach.


Poniżej trochę zdjęć archiwalnych. Wiata miała ciekawy kształt - nie kojarzę takiej drugiej konstrukcji. Pierwszy raz trafiliśmy do niej w 2008 roku, w pewien upiornie deszczowy, majowy dzionek. Na zdjęciach widać całą ekipę, która się zmieściła w skodusi ;)


W 2014 roku nocowaliśmy tam, zastanawiając czy przyjdą do nas jakieś zamkowe duchy. Nie przyszły. Albo tak mocno spaliśmy?


Nawet kabaczę miało okazję uczestniczyć w ognisku w tymże miejscu, ale niestety nic z tego nie pamięta. W ogóle kabak bardzo często się wkurza, że była w tylu fajnych miejscach, ale zna je tylko ze zdjęć i opowiadań. To chyba tylko ja mam jakąś dziwną pamięć, sięgającą daleko wstecz, gdzie wspomnienia z bardzo głębokiego dzieciństwa zdają się być wyraźne jakby było to wczoraj.

Zima 2019.


A wracając do czasów współczesnych - kawałek dalej, nad potokiem, napotykamy nową wiatę, takiej samej konstrukcji jak ta przy grocie, w której spędziliśmy dzisiejszą noc. Więc jakby co - przyzamkowy teren dalej rokuje noclegowo. Jakby nas kiedyś naszła ochota znów odwiedzić tutejsze duchy ;)


Potem suniemy przez łąki, polnymi drogami prowadzącymi w stronę Długopola i Domaszkowa.


Oznaki suszy chlupoczą nam pod nogami ;)


Kwiaty! Wszędzie pełno kwiatów! Im to ta mokra pogoda chyba się bardzo podoba!


I ta niesamowita przestrzeń!!! I hulający po łąkach ciepły wiatr! :)


Mijamy stary słup. Trochę jakby kapliczka? Najbardziej przypomina mi stacje drogi krzyżowej. No ale jest sam jeden.


Polowanie na motylka.


Efekty polowania.


Schodzimy w stronę Długopola Górnego. Jakoś na tym etapie widzimy, że trzeba przyspieszyć, bo mamy jakieś 2.5 km do przejścia i pół godziny do pociągu, więc biegając radośnie po łąkach za motylkami raczej pewne, że pociąg da dyla. Dobrze, że jest już tylko w dół!


Początek wioski.


Staramy się więc wyciągać nogi jak tylko się da, ale po drodze jeszcze tyle ciekawych rzeczy! np. PKS z Minionkami ze starych opon!


Opuszczone obejścia, gdzie niestety nie zaglądam z braku czasu :(


Most drogowy, który kojarzy nam się z kolejowym.


Tartak z ciekawymi pojazdami szynowymi i sporą ilością trylinki.


Przedziwna, łukowata rura! Może ten kształt chroni ją przed częstymi w rejonie powodziami?


Sklep, którego już niestety nie ma...


Przykolejowe okolice.


Na stacje doczłapujemy dosłownie w ostatniej chwili. No może 5 minut zapasu było.


No a jak weszliśmy do pociągu to zaczęło padać i lało aż do Kłodzka.


KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz