wtorek, 1 października 2024

Mazury bez deszczu cz.1 - Giżycko (2024)

Wyjazd zapowiada się niecodziennie - są dobre prognozy pogody! Ponoć ma byc ciepło i słonecznie! Nosz kurde, tego jeszcze nie grali! Od kilkunastu lat! Czym zasłużyliśmy na takie szczęście? No chyba, że to ściema i jak nam przywali znienacka to dopiero się nie pozbieramy...

Ekipa zbiera się stopniowo. W Poznaniu do pociągu wsiada Chris. W Olsztynie spotykamy Szymona i Iwonę. I spektakularnie zamkniety dworzec ;)


Do Giżycka jedziemy autobusem komunikacji zastępczej. I on ma kibel! Sączymy więc sobie pigwówkę. Ba! Żebym to ja wiedziała o tym kiblu! Siedziałam w pociągu, łakomie patrząc jak Chris chłepce kolejne browarki. A ja nawet z wodą ostrożnie, po kropelce i tylko do popicia kanapki, żeby się nie zadusić...

W Giżycku dworzec PKP nie istnieje. Wszystko zawładnięte remontem. Szukamy speluny z mapy Chrisa. Wbijamy na prywatny teren, gdzie trzech kolesi pije sobie piwko. No tak, była tu knajpa - 10 lat temu. Teraz jest po prostu ogródek jakiegos pana Mietka.

Idziemy w stronę dzikiej plaży, przez plac budowy, przez żwirowiska i piaszczyste drogi.


Kurz chrzęści w zębach. Bzy kwitną, spowijając całą okolicę swoim fioletowym aromatem - co potęguje radość z rozpoczynającej się własnie dziś, właśnie teraz, wędrówki :)


Po drodze mijamy wagony mieszkalne, bardzo podobne do tych, w których osiedlilismy się kiedyś w Łebie. Część stoi opuszczona. Czy to remont okołokolejowy, który zrył doszczętnie całą okolicę, im zaszkodził? Czy może wcześniej był to ośrodek z wagonami pod wynajem?



Urok miejsca potęguje bliskość zieleni, która pod koniec maja jest szczególnie bujna i aromatyczna!



Do jednego wagonu udało się nawet bezproblemowo wejść - acz widać, że czasem pomieszkują tu jakieś żuliki.



Zachowały się różne ciekawe detale z dawnych lat.



Ciekawi mnie np. do trzymania czego służyły takowe skrzynie, znajdujące się pod wagonem?


Rozważamy co przyjmuje ciekawsze faktury - czy butwiejące drewno czy może rdzewiejący metal, obłażący ze starej farby? No napewno najlepiej jak się owe dwie składowe dopełniają! :)


Zarosły tor donikąd...


Inne wagony widać, że są przerobione na dacze.



A to zwykły baraczek działkowy, ale też całkiem przyjemny!


Mini zwiedzanie zaliczone, zaopatrzenie w sklepie zrobione, słońce zaczyna przybierać z lekka wieczorne barwy - czas szukać dogodnego miejsca na biwak. Droga prowadząca przez taką magiczną bramę musi prowadzić w ciekawe miejsca!


Rozkładamy się w zatoczce nad jeziorem, gdzie klimatu dodają przewalone drzewa.





Browarek zapodany na nadjeziornym drzewie nieporównywalnie lepiej smakuje niż w knajpie czy na ławce w parku.


I jest oczywiście pierwsza kąpiel wyjazdu! Kąpiel jest specyficzna bo woda... sięga do kolan! Nawet jak się dosyć daleko odejdzie od brzegu. Tu się raczej nie popływa. A! W temacie kapieli - rano odkrywamy, że z wieczora wybitnie coś nad nami czuwało. Dno jest tak pełne tłuczonego szkła, że nie wiem jak to możliwe, że nikt z nas się nim nie pociął! A to byłaby masakra rozwalić sobie stopę w pierwszy dzień wyjazdu i w ogóle na samym początku lata. Do teraz zimno mi się robi na samo wspomnienie. Rano oczywiście kąpiemy się już w butach.

Wieczorem siedzimy przy ognisku. Nie ma nic lepszego niż blask ognia odbijający się w wodzie.



Gawędzimy na tematy różniste - o magii internetów, umożliwiającej poznawanie ludzi, których normalnie nigdy by się nie spotkało. Obgadujemy też znajomych czy wspominamy ciekawe wydarzenia z przeszłości np. spektakularne bójki na imprezach czy zlotach ;)

Dzisiejsza ekipa w komplecie. Bo tak w ogóle to jeszcze 4 osoby dojadą. Już niebawem! :)


Ptaki się drą. Żaby też. Tafla jeziora jest idealnie równa i cudnie odbija się w niej księżyc.

Poranek mija równie sielsko jak wieczór. Łódeczki, ptaszęta i szum tataraku.




Ablucje jeziorne, dosuszanie namiotów z rosy i w drogę.


Mijamy opuszczoną wieżę ciśnień, więc nie wypada jej nie zwiedzić. Mają tu okaz dość specyficzny, o nietypowym kształcie.


Ostatecznie to ekipa ją zwiedza, a ja zostaję przypilnować plecaków. Jak dla mnie wejście okazuje się zbyt problematyczne, a głupio se roztrzasnąć ryj w drugi dzień wyjazdu...

Urokliwe zdjęcia wnętrz pochodzą więc z aparatu Chrisa i Szymona.


Musimy przejść dziś prawie przez całe miasto. Czas umilamy sobie więc np. spożywaniem lodów i gofrów.



oraz oglądaniem starych dekli kanalizacyjnych.


Spotykamy takowe sympatyczne kwietniki:


Fajny kiosk. Niestety już nic w nim się nie kupi, bo jest zamknięty. Ale jakby ktoś chciał to może go sobie kupić w całości.


Zawijamy pod wieżę widokową, która stoi w takim jakby parku.


Widoki nie są jakieś porażające - no ale widać jezioro. Zawsze coś.


Pod pobliską wiatą trwa impreza firmowa babeczek z miejscowego Kauflandu.


Jakoś tak wychodzi, że zapraszają nas na biesiadę :) Jemy kiełbaski i ciasteczka. Jest też nalewka pistacjowa z Podlasia w wielkim słoju. W rozmowach przewijają się tematy rózniste, ale głównie o wycieczkach, pracy i wychowaniu seksualnym młodzieży ;) Ot taka wesoła i sympatyczna ekipa nam się trafiła na opłotkach Giżycka!


Miasto opuszczamy już zdecydowanie po południu. Podążąmy ścieżką, gdzie o łaskawości! "dopuszczono ruch pieszy"! Może obecnie, aby być modnym, należy się przemieszczać tylko na hulajnodze?




cdn

4 komentarze:

  1. O będzie co czytać, tym bardziej, że Wam tych majowych wędrówek zawsze zazdroszczę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może w przyszłym roku wpadnij do nas, choćby tak na dzien czy dwa :)

      Usuń
  2. Tej pistacjowej nalewki też bym spróbował ;)

    OdpowiedzUsuń