Idziemy plażą w stronę Primoria.
Krajobrazy po drodze są płowe i od czasu do czasu noszące ślady ludzkiej działalności.
Dwa szkielety niedokończonych, nadmorskich budynków.
Plażowy bunkier stoi tak samo jak 8 lat temu. Nic się chyba nie zmienił.
Czasem trafi się mini molo z betonowych płyt, acz już tak obrosłe wodorostami, glonami, muszlami i mułem, że gdyby nie równy, prostokątny kształt - można by pomyśleć, że to naturalne kamienie.
Główny cel na dziś to dokładnie obadać różowe, słone jeziorka. No i zażyć w nich kąpieli - rzecz jasna!
Woda w jeziorku jest płytka i ciepła jak zupa. I tak słona, że można się na niej położyć i człowiek się unosi na powierzchni. Tu się raczej nikt nie utopi! Pierwszy raz mam okazję kąpać się w tak słonej wodzie. Niesamowite uczucie wcielić się na chwilę w styropian!
My na tych zdjęciach nie leżymy brzuchem/kuprem na dnie. Unosimy się w toni wodnej, a pod nami jest jeszcze z pół metra cieczy.
Granica lądu z wodą.
Występuje tu również lecznicze błotko, którym ludzie się ochoczo nacierają. Pomaga ponoć na choroby skóry i dolegliwości ze strony stawów.
Ciekawie wyszedł bohater drugiego planu - te zwłoki unoszące się w bajorku ;)
Kawałek dalej jest jeszcze jedno mniejsze bajorko, w którym jakieś osoby też się moczą, acz ono już nie jest takie fajnie różowe. Jest więc chyba mniej solne a bardziej błotne.
Kiedyś słonych jeziorek było tu więcej, acz większość wyglądała zbyt równo na coś naturalnego pochodzenia. Może więc raczej były to nie jeziorka a baseniki? Gdy przestały być aktywnie używane do celów przemysłowych - woda zniknęła. Wyschła, odpłynęła gdzie indziej - szlag ją wie... Wyraźnie był tu zakład odsalający wodę morską, ale z nieznanych przyczyn zakończył swoją działalność.
Po niektórych solankach została tylko spękana ziemia i trochę szlamu.
Najciekawsze są chyba groble/pomosty, które niegdyś rozdzielały poszczególne solanki. Miały drewniane obudowy i słupki. Nadal dobrze pełnią rolę kładeczek, bo są twarde. Chodzenie po dnach wyschniętych zbiorników nie jest najlepszym pomysłem. Można się zapaść i to czasem fest głęboko. Nam się to nie przytrafiło, ale gdzieniegdzie widać było ślady zasysania i późniejszego gramolenia jakiś nieszczęśników.
Niektóre groble są strzeżone ;)
Znaleźliśmy jedną nieckę wciąż wypełnioną wodą.
Ślady soli obrastającej pieńki.
Zbliżamy się do czegoś na kształt wyspy, gdzie widać jakieś ruiny.
Budynków jest kilka, ale nie są jakoś bardzo okazałe. Ich największą zaletą jest położenie - na takiej jakby pustymi, pośrodku niczego.
Jakieś taśmociągi, pogłębiarki i dużo, dużo rur.
"Nie pipaj" to po bułgarsku znaczy "nie dotykaj". Nie wiem czemu, ale jakoś wyjatkowo nas to rozbawiło i to sformułowanie towarzyszy nam do końca wyjazdu. Np. jak ktoś wyciąga rękę po kanapkę jeszcze nie polaną keczupem albo ciągnie za klamkę szaraka, który nie jest otwarty - to zaraz ktoś woła "nie pipaj"!! :) A mówią, że tylko czeski jest zabawny!
Wszystkie budynki czy maszyny sprawiają wrażenie opuszczonych, a przynajmniej obecnie nieużywanych. Acz kamery wiszą i jedna nawet robi bzzzzzz. Więc szlag wie - może już jesteśmy gwiazdami bułgarskiego youtuba ;)
Docieramy w końcu do większego, słonego zbiornika, który ciągnie się w kierunku Primoria. Wybierzemy się niebawem też na jego drugi brzeg.
Co mielim pozwiedzać to pozwiedzalim - wracamy na plażę.
Na wydmie też jeszcze spotykamy jakieś dziwne maszynerie.
A walające się tu i ówdzie stare zbiorniki powoli porastają muszelkami.
Acz te białe skubańce dużo chętniej osiedlają się na drewnie.
Fajne jest tu to wybrzeże - zupełnie puste!
Miejscami występują łachy czarnego piasku.
A gdzie indziej pryzmy muszelkownika, ale nieporównywalnie mniejsze niż te w okolicach Szabli.
Na plaży znajdujemy przewiewny szałas obwieszony koralami z muszli. Ktoś się porządnie napracował nawlekając je na sznureczki! Nie wiem kim był ów budowniczy, ale miejsce jest przesiąknięte wyjątkowo pozytywną energią. Ktoś kto tu bywał musiał być szczęśliwy i kawałek tego jego szczęścia tu pozostało. Wtopiło się w drewno, w piasek i muszelki. Korale na wietrze dyndają i stukają o siebie w różnych tonacjach. Muzyka ta w połaczeniu z szumem fal tworzy przefajną atmosferę. To takie miejsce - niby nic, a nie chce się stąd odchodzić.
Na tutejszych plażach jest też dużo obtoczonego szkła, które na obecnym etapie wygląda już jak kamienie. Jest obłe, gładkie, matowe i już się nim nie utniesz. Nigdzie wcześniej tego rodzaju podłoża nie spotykaliśmy. Oczywiście trochę bierzemy na pamiątkę. Zbieraliśmy już na plażach muszle jak pięść, łuski po nabojach, stare buty - ale szkło to pierwszy raz! :)
Piasek ponoć jest ważnym składnikiem potrzebnym do produkcji szkła. Tu widzimy proces odwrotny, naturalnego recyklingu - etap przejściowy zamiany szkła w piasek. Już niedługo...
cdn
Takie szklane kamyki córa zbierała w Chorwacji. Fajne nawet ;)
OdpowiedzUsuńTo jest bardzo ładne - taki nietypowy zielony kamyk! I jeszcze przezroczysty!
Usuń