Wysiadamy na dworcu PKP Opole Groszowice. Tak się stamtąd prezentują wieże.
Zwłaszcza ta mi się podoba - ma taki nietypowy kształt. No i cała jest metalowa!
Wieże są na wyciągnięcie ręki, no ale za torami. A jest to na tyle główna linia, ze śmigającymi ekspresami, że raczej nie mamy ochoty przekicywać jej na przełaj. Idziemy więc jakoś to obejść i znaleźć kładkę, tunel czy inną drogę jezdną przecinającą torowiska.
Mijamy bocznice czy inne dawno już nieużywane tory.
Opuszczony budynek, który zwiedzaliśmy już kilka lat temu i wleźliśmy tam na duże koczowisko bezdomnych.
No i jest w końcu przejście przez tory. Dosłownie co chwilę tu coś śmiga.
Z krzaków wyzierają jakieś betony.
Albo czasem coś większego.
Nad głowami krążą stada żurawi.
Idziemy sobie fajną, płytową drogą. I jest tak cudownie ciepło! :) Jak nie na początku marca!
Mijamy kamionkę Groszowice.
Bajorko ma nieco obrywiste brzegi.
Widać już stąd nasze wieże, do których zmierzamy. Jest też na jeziorku jakaś platforma pływająca, więc nie omieszkamy sprawdzić co to za dziwo.
Prowadzą tam chyba najbardziej omszałe schody świata!
Pomost okazuje się niedostępny - siedzi za płotem oplecionym zasiekami drutu kolczastego. W rurach coś bulgocze. Widać do czegoś to jest wciąż używane.
No i w końcu docieramy do wież! Jak widać cieszymy się z tego faktu :)
Rozsiadamy się na małej polance na piknik. Mamy kanapki, dwa termosy herbaty i ciesteczka z porzeczkami.
Przy wieżach stoi też mały ceglany bydyneczek. Jak można się domyślać - również opuszczony.
We wnętrzach zachował się jedynie duży baniak. Ściany pokrywają malunki, ale mam poczucie, że one są dość stare - kojarzą mi się z graffiti z czasów jak chodziłam do szkoły.
Bywają tu często miłośnicy tłuczonego szkła. Nie znalazłby całej butelki.
Do grubej wieży da się wejść, jednak wyjście na góre jest nieco utrudnione. Zresztą widać na zdjęciu. Trzeba się wspiąć po tych podstawionych drzwiach.
Widać, że wieża się już dość solidnie sypie. Odpadają całe płaty ścian, więc wewnętrzny bukłak widać dobrze i z zewnątrz.
Najciekawsza okazuje się (tak jak podejrzewaliśmy) wieża metalowa.
Nie pozostaje nic innego jak wyleźć na góre! :)
Docieram po wygodnych drabinach do takiego jakby pokoiku obudowanego ścianami.
Na górny balkonik iść nie próbuję. Raz, że nie bardzo uśmiecha mi sie stawać na deskach, a dwa że drabinka prowadząca na balkonik wygląda jakoś tak dziwnie krzywo.
Taka wieża widokowa to ja rozumiem! Takie powinni stawiać w górach, a potem o nich zapominać :) Widoki mimo równinnego terenu całkiem zacne tu mamy!
Od wież, w dół, w stronę torowiska prowadzą malownicze schodki. Kabak mówi, że to są "schody ruchome", co nie jest pozbawione nutki prawdy ;)
Na dole widoki też całkiem przyjemne, ale jako że mignął mi jakiś koleś w kamizelce odblaskowej - to wolę się szybko ewakuować.
Do pociągu z Groszowic mamy jeszcze ponad 2 godziny, więc postanawiamy iść pieszo do centrum Opola. Zwłaszcza, że spora część trasy przy torach jest bardzo miła.
Mijamy tunele i nieznanego pochodzenia ruiny.
Brzegi stawu za kościołem to chyba główna sralnia wszystkich opolskich psów. Idzie się jak przez pola minowe i nieraz trzeba długo myśleć, gdzie postawić buta.
Stoją tu też porośnięte bluszczami baraczki, z dosyć współczesnymi napisami na ścianach. To raczej nie z przełomu tysiącleci jak w wieży ;)
Kącik wypoczynkowy w jakimś mijanym ogrodzie.
W Opolu się okazuje, że jednak nie ma wcześniejszego pociągu. Idziemy więc coś zjeść do pobliskiej sympatycznej knajpy, którą mi kiedyś pokazał Pudel. Fajne miejsce - drewniane podesty, stoliki pod wysokimi drzewami. I nawet pamiętają moje wybuchające piwo sprzed 4 lat ;)
Kurde, a ja się od lat wybieram do tych wież i jakoś nie umiem tam dotrzeć...
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja! Pierwszy raz je wypatrzyłam z myślą "chce tam pójść" chyba w roku 2004 ;)
UsuńPodobnie mam z wapiennikiem w Górażdżach - jeszcze tam jakoś nie dotarłam, a od dawna mam ochotę!
Usuń