wtorek, 6 lutego 2024

Jesienne starorzecza (2023) - nadwodny kemp

Wypatrzyliśmy to kiedyś z daleka - zza wielkiej wody.



I jako że wtedy nie było już czasu na przeprawy, kluczenie, objeżdżanie i kombinowanie po bagnach - plan został odłożony na bliżej nieokreśloną przyszłość. Ale nie porzucony - tlił się, by kiedyś znów nadszedł jego dzień! :)

No i wyruszamy! Początkowo szeroką, kałużastą droga.



Konkurs na najbardziej spektakularne CHLUP! Ocenia się wielkość, dźwięk i artystyczne walory bryzgu.



Pierwsze starorzecze na trasie.




Taka połowa listopada to może być! :)


Kolejne bajoro zostaje namierzone przypadkiem - nie mieliśmy go na mapie. Super sprawa - tym sposobem mamy plan na następną wycieczkę! To lubię najbardziej - jak wyjazd staje się inspiracją dla kolejnych!




Potem nurkujemy w lasy.


Oczywiście nieco podmokłe lasy. W naszych rejonach nie widać suszy - tej, co ją wszędzie reklamują ;)




Tu przed chwilą dała dyla sarna! Robiąc zdjęcie jeszcze mi się wydawało, że widać biały kuper między gąszczem gałązek.


A toto nie wiem co to jest. Najbardziej stawialiśmy na kupę, która obrosła pleśnią, a na ten puch osadziły się kropelki rosy. Urocze, nie? ;) Choć nie wiem czy nasze przypuszczenia powędrowały we właściwym kierunku ;)



Kolejne starorzecze jest wąskie i dosyć długie. Wije się i kluczy, a my ochoczo tuptamy wzdłuż brzegu. Jest plan przedostać się na drugą stronę, ale po chrupkich pniach nie mamy ochoty tego robić - zwłaszcza o takiej porze roku.



Czasem na brzegu jest nawet coś na kształt ścieżki.


Ale częściej nie ma ;)



Drzewo pająk. Nie wiem czy to przypadek, ale na nasz widok zaczął z lekka ruszac łapami...


Nie no te skubańce to ostatnio trochę przesadzają...



I na dodatek to bywa zaraźliwe! ;)


Rzeczne przestrzenie w barwach nadchodzącego wieczoru.


Leśne biwakowisko odnalezione i użyte zgodnie z przeznaczeniem :)





Naturalny dach. Z lekka może niekompletny, ale dzięki temu można oglądac przelatujące klucze!


Wracamy inną drogą, ale również przez malownicze chaszczowiska.




Szeleszczące dywany pod nogami i na wietrze - te jeszcze nie opadłe.



Gryzł, żarł i w końcu jednak zrezygnował.


Znaleźliśmy całkiem porządną drogę. Ta to chyba nie powinna rozmyć się w trawach.


Hmmmm... A jednak! ;)


Ślicznie tu, ale raczej nie uda się przejść...


Snują się wieczorne mgły...


Czasem trafią się bardzo kolorowe fragmenty krajobrazu.




Wieczór za pasem, a nasza droga wciąż niknie gdzieś na horyzoncie.


W zamieszkałe okolice docieramy już po zmierzchu, gdy listopadowy chłód wgryza się we wszystkie kawałki.






Pozdrawiamy! Tacy byliśmy w listopadzie 2023! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz