czwartek, 1 lutego 2024

Domek przy torach (2023)

Miejsce to wypatrzyliśmy już rok temu. Podczas jednej z wycieczek rowerowych na horyzoncie zamajaczył nietypowy dach. Zastanawialiśmy się wtedy czy mały, zagubiony w polach budyneczek jest opuszczony? Czy w ogóle jest domem? Planowaliśmy podejść, ale akurat zaraz obok tańczyła mini trąbka powietrzna i nie bardzo chcieliśmy się znaleźć w jej zasięgu. Plan został więc odłożony w czasie, ale nie zapomniany. I nadszedł w końcu jego dzień :)

Z daleka przez pola wygląda niesamowicie - jak omszała, trójkatna skała wśród morza szumiących traw. Taki jeden jedyny wśród plaskatości.




Podchodzimy nieco naokoło - od strony słupowiska. Tu jest coś na kształt drogi, a nie chcieliśmy forsować głębokiego rowu przy linii kolejowej. Jeszcze jakieś kable tam leżały. Niby poucinane, ale szlag wie czy to nie kopie. Lepiej nadłożyć drogi.



Z bliska miejsce robi jeszcze bardziej piorunujące wrażenie niż z oddali! Połowę budynku i dach obrósł gęsty kożuch zieloności. Wręcz można powiedzieć "zjadł".




Na skraju sadu stoi miejsce biesiadne - duży stół i siedzenia, sprawiające wrażenie wymontowanych z autobusu.



Jeśli mowa o kwestiach wypoczynkowych - to jest też kanapa. Stoi sobie w cieniu bluszczowych pergoli.



Piknik pod wiszącym winogronem ;)


Jak to zwykle bywa w takich miejscach są też zabudowania gospodarcze.



Można tam odnaleźć różne sprzęty np. samodzielnie wykonane z drewna koszyki czy jakieś przyrządy stolarskie.



...oraz przedmioty rzadziej spotykane przy domach np. krzyż nagrobny, jakby wyrwany prosto z cmentarza!


I wszystko, dosłownie wszystko we władaniu winorośli! Nie wiem czym je tu nawieźli, że tak wybujały? Może po prostu nikt ich nie niszczył, nie przycinał, na łamał?



Zagadka dla spostrzegawczych - znajdz okno :)


To samo okno (albo sąsiednie??) z wewnątrz na zewnątrz.


Jak już o wnętrzach mowa - to oczywiście zwiedzamy!


Przy wejściu wita nas misiek. Jakby przygotowany do spaceru.


Czerwonych kwiatów jest tu dostatek. W formie różnistej.



W pokojach zachowało się sporo mebli, ubrań i domowej drobnicy, ale jak widać już jakieś rewizje po szafach tu odchodziły...




Futra i skórzane kurtki widać nie zostały uznane na cenne i się uchowały.


Podobnie jak święte obrazy i monidła.



Na strychu suszą się zioła.


Baranek wielkanocny nieco porósł pleśnią...


Łazienka w pełni wyposażona...


Podobnie jak szuflady...




Koperty pełne rachunków bankowych - wpłat głównie na cele religijne.



Ludzie zniknęli stąd niedawno... Musieli kochać rośliny - w dwa lata bluszcz by tak nie urósł...


Tymczasem wybierzmy się w stronę sadu. Sam płot już chyba sadem można nazwać?


Jedne z pyszniejszych jabłuszek jakie jadłam - malutkie, czerwone. Nie bardzo kwaśne, ale mające w sobie już ten smak dzikości.




Od tej strony domek też prezentuje sie niezwykle klimatycznie. Długo tu siedzimy - w sielankowej atmosferze, wsród szumiących płowych traw i ciszy czasem przerywanej odgłosem przetaczających się obok pociągów. Miejsce o wyjątkowo pozytywnej energii, z którego nie chce się odchodzić mimo zbliżającego się wieczoru.






A nad głowami raz po raz przymykają nam klucze rozkwiczanego ptactwa!


I jesienny akcent na koniec. Wrócimy tu jeszcze!


2 komentarze:

  1. Winorośli jak nie przypilnować to się bardzo rozpanoszy - coś wiem na ten temat :-)
    Że nikt jeszcze nie zajął takiej super miejscówki? Może za daleko "od cywilizacji"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem blisko... Czasem najciemniej jest pod latarnią ;)

      Usuń