poniedziałek, 25 września 2023

Wiosenne Czechy cz.3 (2023) (Ronov, Hřídelík, Vilhost)

Kolejny dzień jest zdecydowanie zamkowy. Najpierw wycieczka na "ostrzycę" z ruinami na szczycie. Ronov się zwie to miejsce i początkowo nie mieliśmy go w planie, ale wpadł nam w oczy gdzieś na trasie. Szpiczata górka zwieńczona postrzępionym kwadracikiem zawsze jest zapowiedzią ciekawej wycieczki! Zbliżenie na zoomie potwierdza, że zamek wpadnie w nasze klimaty i sprosta wygórowanym wymaganiom :)


Trasa zaczyna się kwitnącym tunelem. Wiosna ma w sobie jakąś taką niewyobrażalną radość! Człowiek może się wybrać na spacer za stodołę i z każdego krzaczka, kwiatka czy pączka spływa na niego szczęście, optymizm i poczucie szerokiej przestrzeni!



Potem jest już tylko lepiej! Zbutwiałe, pokręcone konary, na bazie których budzi się nowe życie - a to kowaliki dokazują, a to mech się zieleni, a to kępka mleczy urosła w dawnej dziupli.






Można też wsadzić nos w trawę :) Pisząc tą relację jesienią, pojawia się taka niesamowita tęsknota za tym cudnym okresem roku. Ech! Znowu trzeba czekać pół roku by paść się na łąkach i w przydrożnych rowach!



Jesteśmy tutaj odrobinę za wcześnie. Jeszcze dzień, jeszcze dwa, jeszcze odrobinę słońca - i te pąki przeistoczą się w kwiaty. W całe ściany kwiatów! Ale to będzie zapach!


Ogólnie widoczność jest dzisiaj marna. Horyzont zdaje się być zamglony i jakiś taki jak "brudny"...




Trza się więc cieszyć tym co blisko, tym co na wyciągnięcie ręki. No a jest czym! Stare mury zawsze mają w sobie urok i moc przyciągania! Zwłaszcza te puste, ciche, zarośnięte... Gdzie oprócz nas nie ma nikogo. W takich warunkach chętniej opowiadają nam legendy sprzed lat.





Tu dodatkowo mamy super zagospodarowanie współczesne - jest wiatka i trzy miejsca ogniskowe. Widać miejscowi postrzegają takie miejsca podobnie do nas! Zaraz się nam przypomina zeszłoroczny wieczór na Ostrym!


Bardzo klimatyczne jest też połączenie zamkowych murów ze słupami wulkanicznych skał!




Siedzimy sobie na górze z pół godziny, oddając się urokowi chwili. Trochę się przejaśnia, wyłaniają się kolejne plany pofalowanych wzgórz i sterczących ostrzyc.


Dalekie plany fajnie pooglądać aparato-lunetą. Przenosi to mnie na odległe piramidy wzgórz, nad rozlewiska czy do rozciągniętych po dolinach wiosek. Jak ja kiedyś żyłam bez zooma??




U podnóża zamkowej góry mamy okazję obserwować stawianie dziwnej plantacji. Wysokie tyczki połączone dachem z drutu, gdzie co chwilę są ogoniaste węzełki. Dziwujemy się nietypowej konstrukcji. Potem gdzieś mnie uświadomili, że tak hoduje się chmiel. Nic dziwnego, że potem takie piwo jest smaczne, które sobie rosło patrząc na zamki, ostrzyce i skałki pełne rozpadlin, grot i innych, dobrze ukrytych niespodzianek!




W wiosce Blizevedly rozbimy zakupy. Bardzo sympatyczny sklepik się trafił!


W ogóle cała ta miejscowość jest bardzo miła dla oka i spacer jej uliczkami powoduje radość na gębie przy wyszukiwaniu co bardziej smakowitych zaułków!




Nie wiem czy to jest nasza nadinterpretacja, ale wydaje się, że ten płot miał coś kiedyś współnego z koleją ;) A może z jakiegoś innego miejsca akurat wtedy owiał nas znany i lubiany aromat?



Na skraju owej miłej wioski przyczaiła się ruina zamku Hřídelík. Niby rzut beretem od zabudowań, a jest tu pusto, odludnie i czuć klimat dzikości. Może po prostu tak jest dziś? Tylko teraz? I szczęśliwie trafiliśmy w to dobre mgnienie czasoprzestrzeni?

Na pierwszy rzut oka nie wygląda toto na zamek ani ruiny takowego. Po prostu skała.


Ciut dokładniejsze oględziny pozwalają jednak zauwazyć fragmnety muru czy innych udogodnień, do których była przyłożona ludzka ręką.






A na murach, cegłach i kamulcach - skalniaczek! Jakby ktoś nasadził i pielęgnował!






Schody znikąd donikąd...


I kilka otworów prowadzi gdzieś do wewnątrz, skąd duje chłodem i wilgocią.


Wnętrza tajemnych przejść utwierdzają w przekonaniu, że to nie naturalna jaskinia i samo to sie nie ukulało w takiej formie.








Skała, w ktorą są wkomponowane resztki zamku, jest dość "dziurawa" - pełna jaskiń, grot, nawisów z filarami.




Ściany mają tu przeciekawą pumeksowatą strukturę, zawierająca setki malutkich otworów, gdzie nawet krasnoludek by nie wlazł - chyba dogodne tylko na gniazda dla os i szerszeni!


Mają tutaj też plac zabaw! I takie huśtawki to ja rozumiem! Stajesz na zboczu pagóra i ziuuuuuuu! szybujesz wysoko wysoko! a wiatr gwiżdże w uszach! To jest zabawa, a nie jakieś to tamto!




Zaglądamy też w okolice wioski Hvezda. Zostawiamy naszego super maskującego się busia na zakręcie, przy skrzyżowaniu z polną drogą. Wokół otaczają nas zieleniejące pola i biel kwitnących drzew. Wszystko pachnie świeżością, ziemią, tajemniczością!


Samotne kapliczki ulubiły sobie rozstaje dróg.



Zbocza pagóra zwanego Vilhost porastają białe skałki. Pełno tu grot, jak w jakiś skalnych miastach. Acz większość z nich raczej zdaje się być niedostępna bez lin czy szczególnych umiejętności wspinaczych.



Na niektóre obłe skałki dajemy radę wyleźć.


I znów Bezděz.


Tego skubańca to zewsząd widać!


Na innym wzgórzu też siedzi jakaś opuszczona baszta! Tu chyba tak jest na każdej górce! (jak ktoś mi podpowie co to za zamek to będę bardzo wdzięczna, dopiszę do relacji i może niebawem się tam wybiorę?)


A ten mocno zamglony szpiczak gdzieś daleko - to chyba Jested?


Rzut oka na Vilhost z okolic Stribrnego Vrchu.


Obłe szczyty skał porastają sosny. Takie pokręcone i powyginane w malownicze kształty. To zupełnie co innego niż ta "sosna przemysłowa" z nizinnych plantacji.





Grzybki skalne całkiem solidnych rozmiarów.


Gdzieś w okolicy. Nawet jakiś szlak tam był, ale już nie pamietam jaki.


Drogi wycięte w skale. Chyba to nie miało szans się tak samo wyerodować?



Drewniane schodki na szlaku. Na takowym etapie zbutwienia zaczynają już dodawać uroku okolicy!


Wiele tutejszych skałek ma (lub miało) jakieś zastosowanie użytkowe. Jedną przerobiono niegdyś na kaplicę. Przynajmniej tak twierdzi mapa. Obecnie niewielka komora jest wewnątrz pusta.


No i są schodki na górę - takie wyżłobione w skale. Nie omieszkamy skorzystać i wspiąć się na "dach"!



Tu czekamy na zachód słońca, ktore zachodzi gdzieś za górką tak że go nie widać ;)


Ale kolorki nieba się zmieniają, no i czuć pizgający oddech kwietniowej nocy ;)


Zostajemy na nocleg na naszym kwiecistym placyku! Wieczorem kabak podnosi lament, że śnieg pada! A to tylko wiatr się zerwał i sypie płatkami! Do rana mamy całą szybę busia w kwieciu! Można by do koszyka zbierać i rozdawać dzieciakom - tym co na procesjach rzucają ;)


cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz