czwartek, 13 kwietnia 2023

Legnica cz.5 (2023) - klimaty przykolejowe

Z zakaczawskich zaułków miejskich zagłębiamy się w te przykolejowe. Na nasyp włazimy w okolicy takowego oto łukowatego wiaduktu.


Zaraz obok jest drugi, jeszcze fajniejszy. W razie deszczu można sie tu schronić i posiedzieć na rurze jak na ławce!




A tak owe rury przekraczają pobliski ciek wodny.


Schodki na nasyp kolejowy mają tu całkiem przyjemne - niestety już się złomiarze trochę do nich dobrali.



Tory są tu czynne, więc musimy się przebierać tak nieco boczkiem, boczkiem - co oznacza tuptanie po osypisku i nie jest zbyt wygodne. Widoki w dal są pełne plątanin kablowisk, słupowisk, a i tory stają na wysokości zadania i plątają się również jak należy, by być zgodne z ogólną kompozycją :)



Kolejny wiadukcik, solidny jak kawał bunkra!


Skoro już o bunkrach mowa - to owszem, też tu są!


A sam wiadukt siedzi osadzony we własciwych okolicznościach czasoprzestrzeni - droga o odpowiednim poziomie błotnistości a w tle rura :) Takie zwiedzanie miast to ja rozumiem! A trawa sobie zielenieje jakby zapomniała, że akurat mamy styczeń!


W drugą stronę też się miło i kałużasto wędruje.


Wieże, kominy i ogródki działkowe. Wiosną tu musi być cudnie - jak te wszystkie krzaczory pozakwitają!


Most kolejowy przebierający sie nad Kaczawą.





Budyneczek bezokienny. Ni cholery nie wiem co to jest. Ale może jakaś przepompownia? Bo w środku coś gulgocze.


Próbujemy przeleźć pod mostem.


Jednak okazuje się trochę za grząsko.


Kaczawę więc pokonujemy malowniczą przykolejową kładką...



...i zagłębiamy się w kolejne tunele pod mostami i wiaduktami.


Ogólnie mocno kręcimy się w kółko, więc jakby ktoś próbował prześledzić nasz "ślad" - to by pomyśłał, żeśmy totalnie zwariowali. Ale chcemy zajrzeć we wszelkie tutejsze zakamarki i nic nie przegapić.






Od czasu do czasu udaje się zajrzeć na jakieś mniej lub bardziej czynne torowisko.




W takich przykolejowych zaułkach często jakby czas się zatrzymał. A przynajmniej bardzo spowolnił.






Zaglądamy też na główny legnicki dworzec PKP. To chyba ostatnie chwile, aby go obejrzeć w takiej postaci. Mocno tu wszędzie ryją, remontują, przebudowują. Acz na chwilę obecną, czyli popołudnie dnia świątecznego, wszystkie koparki, walce, wiertarki i inne generatory hałasu i niepokoju - stoją zamarłe w bezruchu. Cisza i spokój otacza więc dworzec w zapadającym, lekko siąpiącym deszczem, zmierzchu.


Oświetlenie tuneli pod peronami bardzo wpada w bubowe gusta :)




Liczniki, przełączniki i wszelakie inne bebechy.



Na poprzednim zdjęciu widzimy też tajemnicze wrota. Takie są naprzeciw każdego wyjścia na peron. Za takowymi drzwiami jest wysokie betonowe pomieszczenie. Jakby szyb windy? Może to schrony? Albo tam coś magazynowano?


Klimatyczny sklepik w dworcowym tunelu.


Kawałek za dworcem mijamy zespół dawnej gazowni miejskiej - ogromny ceglany budynek przypominający kościół lub zamek.


Obok niego wylądowało UFO.


W klimatycznych okolicach trylinka musi być! :)


Jakiś protest sprzed lat. Ciekawe jaką fabrykę chcieli tu postawić? I czy ostatecznie to zrobili?


Kawałek dalej mijamy starą przepompownię ścieków.


Cosik tu z muru wystaje.


W środku zachowały się zabytkowe pompy i szafy sterujące, acz tylko przez okienko da radę zajrzeć.


Odwiedzamy też metalową kładkę nad rzeczką Czarna Woda. Widać było tu wielu miłośników omijania kładki i chodzenia po rurze - bo tak ją ogrodzili jakby tam jakieś skarby były ukryte...



Nieopodal jest też most kolejowy, a linia zdaje się być dosyć boczna.




Jak urosnę będę tirem!!!! Urzekło mnie to słodkie maleństwo! :)


Gęby na jednej z kamienic.


Pewnie byśmy jeszcze dłużej połazili tam i siam, ale styczniowy dzień jest koszmarnie krótki. W zapadającym zmierzchu mijamy chyba nieczynne już kino...


... oraz sklep gdzie można kupić pielmieni, chałwy, kawior czy inne suszone rybki pachnące wschodem. Wszystkie flagi jakoś komponują się w logiczną, spójną całość oprócz tej drugiej od prawej.. Hmmmm???


W ciemnościach to się już źle zwiedza...




Nocujemy w PTSMie.


Miejsce raczej niezbyt pozytywnie nam zostanie w pamięci. Obsługa ma muchy w nosie. Rano nie możemy zostawić plecaków ani w pokoju (bo się kończy doba), ani na recepcji (to nie przechowalnia bagażu - nikt wam ich pilnować nie będzie).

W nocy na chodniku przed schroniskiem ma miejsce jakiś zlot kurtyzan IV kategorii. Roznegliżowane, wulgarne i bardzo wątpliwej urody niewiasty drą mordy do 3 w nocy, biegają w kółko i trzaskają drzwiami, a śmiech to mają jak stara klacz, która właśnie wpadła pod pociąg... Klimatu dodają powiązane do poręczy czarne balony, z których połowa już z wieczora zwisa bezładnie, rozciśnięta przez tłuste dupska. Nie wiem czy to stypa czy wieczór panieński, ale nie mamy zbyt estetycznych doznań stając się jej mimowolnymi obserwatorami.

W każdym schroniskowym pokoju jest wywieszka informująca o kierunku ewakuacji - coby użytkownik wiedział, że należy uciekać przez drzwi, a nie wyskakiwać z okna albo chować się pod łózko. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że owa wywieszka ustawicznie piszczy i świeci upiornym zielonym światłem. Ciężko jest spać jak to wali po oczach - musimy czymś to zasłaniać.



Rano znów włóczymy się trochę w przykolejowych okolicach. Bar "Danusia" okazuje się niestety zamknięty...


Stara pocztowa trąbka wygląda jakby naprawdę można na niej zagrać!


Mijamy pomnikowe lokomotywy...


... oraz wspomnienie o pionierach powracających na odwieczne piastowskie ziemie ;) I co ciekawe - "Lignica" pisana przez "i"


Namierzamy schron, niestety solidnie zaryglowany.



Inne pomniejsze bunkierki.


Różne nieczynne budynki przy torach. Jakieś rampy, dawne hurtownie i magazyny.




Detale rozpadających się zaułków...




Pradawne rysunki naskalne informują, że Legnica jest miejscem nieraz odwiedzanym przez kosmitów.





Na koniec jeszcze takie migawki z różnych zakątków miasta, które jakoś nie do końca pasowały mi tematycznie do poprzednich relacji.

Różniste, mniej lub bardziej fikuśne, balkoniki mijanych kamienic.




Płaskorzeźby na elewacjach różnych budynków.




Dalej w kociej tematyce - dekielek kanalizacyjny.


Przeziera stary napis.


Ruiny dawnych budynków zarastają nowymi osiedlami. Tu się ostała takowa "wyspa" innych czasów.


Opuszczony szpital położniczy. Niestety nie da rady prosto wejść do środka (zreszta nawet jakby się dało to raczej strach, że się wszystko zawali). Ale jest kawał sporego budynku otoczonego zaroślami - w środku miasta to nieczęsty widok.



Obok na murze jakaś radosna twórczość. Acz to nie typowy wysprejowany malunek - ten wykonany jest chyba farbkami. Wygląda jakby wypuścili tu jakieś dzieciaki i im dali pędzle.


Po sąsiedzku mają ruiny klasztoru Bernardynów. Też wściekle wszystko pomurowane, więc na dziedziniec nie zajrzeliśmy...



No i tyle z Legnicy. Jak ktoś ma jakieś sugestie co tam jeszcze fajnego odwiedzić - to będę wdzięczna. I może kiedyś tam znów zawitamy!

2 komentarze: