wtorek, 21 lutego 2023

Letnie wycieczki rowerowe (2022)

Jak miło w zimowe wieczory, gdy za oknem pada i pizga, wracać myślami do ciepłych, słonecznych dni, powietrza przesiąkniętego zapachem ziół i kwitnących krzewów, do ciepłego wiatru we włosach i suchych, pylistych dróg! Gdy wieczory są długie i grające świerszczami, a noce pełne świetlików i kląskania ptactwa.

Kolejna porcja naszych wycieczek rowerowych. Nic odległego, spektakularnego czy powalającego na ziemię. Jednak, gdy kiście bzu kołyszą się nad głową, ciepły wiatr smaga pysk, a piach chrzęści w zębach - każde najzwyklejsze miejsce ma w sobie przedziwną magię i nie chce się wracać do domu! :)

Jedna z częstszych moich tras wycieczek popołudniowych (w stronę Ścinawy), przebiega przez takowe miłe tereny.







Pewnego słonecznego dzionka postanawiamy wyprowadzić na spacer naszą przyczepkę :)



Jak najszybciej staramy się zjechać na pyliste ścieżki.





Nadrzeczne oparzeliska.


Czy może być coś piękniejszego niż kwitnące bzy i leniwie przechadzające się puszyste koty?


Mijamy też wysoką, ceglaną zabudowę...


...i kładki nad odnogami Odry.



Przegubowy trójkołowiec w pełnej krasie :)


Nie omieszkamy również zasiąść na podsklepiu.


Na biwak osiedlamy się nad rzeką. Takie łachy piasku mają w sobie niesamowity urok. Szkoda, że nad Odrą dosyć mało ich bywa. Ta jest dosyć trudno dostępna. Trzeba się kawał przedzierać przez zarośla, a potem jeszcze opuścić ze skarpy - normalnie niby nic takiego, ale z rowerami, przyczepką i złamanym palcem u nogi - sprawa się nieco komplikuje. W końcu udaje się nam wtarabanić w zaplanowane miejsce! :)




Bobry mocno tutaj dokazywały!


Oczywiście rozpalamy ognisko. Takowe z namulonych gałęzi (przyniesionych niegdyś przez wezbraną rzekę) ma szczególny aromat!





Cała czereda na posterunku.


Nasza kuchnia




Biwakowanie jest niekompletne bez bujania się w hamaku! :)



Kabaczę buduje też jakieś śluzy, kanały, porty. Są i wyspy piratów, a w najgłębszej odnodze nie może się zdecydować czy ukrywają się rekiny czy tajne łodzie podwodne.


Podczas całego naszego pobytu w tym miejscu towarzyszy nam jedynie plusk wody, świergot ptactwa i trzask gałązek w ognisku. Nagle jednak słyszymy skoczną muzyczkę. I ona się przybliża... Ki diabeł?? Komu by się chciało targać przez te chaszcze i to jeszcze z głośnikiem pod pachą?? Odpowiedź jednak nadchodzi nie z lądu, ale z rzecznych nurtów. Wyłania się stateczek spacerowy! Na pokładzie widać trwa impreza. Kwiki, śpiewy, okrzyki. Dostrzegają nas i bardzo radośnie machają i trąbią. Jeden koleś prawie do wody wpada, gdy próbuje sobie zrobić selfi chyba z nami w tle. Inny próbuje go zepchnąć - ubaw po pachy! Kabak jest niepocieszony: "Szkoda, że ten pan nie wpadł do wody - miałabyś takie ładne zdjęcie!"





Gdzieś na trasie do Siechnic - suniemy nad jezioro. Na wałach i w lasach - z fragmentami rozmontowanych wiaduktów kolejowych.






Na innej wycieczce planujemy pojeździć sobie w okolicach Bierutowa, więc musimy tam jakoś dostarczyć rowery. Jechanie pociągami naokoło (przez Wrocław) wydaje się być dosyć karkołomnym i przede wszystkim czasochłonnym pomysłem. Próbujemy więc wdusić rowery do busia. Uffff! Udało się! Teraz tylko mieć nadzieję, że nam szyb nie powybijają! Każdą kierownicę, pedał czy inne wystające i twarde części staramy się owinąć kocami albo podeprzeć materacem czy poduszką. Tak to się przedstawia.



Busia zostawiamy w Kruszowicach i suniemy w stronę Paczkowa.


Tutejsze leśne drogi są straszliwie piaszczyste! Wygrzany piach to fajna rzecz, ale rowery grzęzną upiornie. Miejscami musimy je prowadzić.



Jakby ktoś był ciekaw jak powstawało poprzednie zdjęcie - to właśnie tak:


Paczków wita nas bardzo miło - kostką brukową, mostkiem nad rozlewiskami i starym dworem utopionym w zielonościach pnączy.



Między Paczkowem a Grędziną pojawia się pewien, początkowo niewielki problem. Otóż taki, że droga, którą jedziemy, powoli acz konsekwentnie traci na główności.


Jest bardzo miło - fajnie tak nurkować w nawłociach i innych tatarakach! Przemielone rowerowymi kołami zioła pachną bardziej niż w czasie pieszych wędrówek :)



Trafiamy na bardzo ładne, rozległe polany - acz właśnie tu kończy się definitywnie nasza droga... Widać czasem jakiś zabłąkany traktor trafia tu z Paczkowa, ale zazwyczaj zawraca...


Znajdujemy wprawdzie jakiś "relikt drogi", zmierzający we właściwym kierunku. Kiedys tu coś przejechało. Acz nie wiem czy to już było w tym tysiącleciu ;)


Zastanawiam się też czy siedmiolatki zawsze zaczynają marudzić, gdy jeżyny wplątują się w szprychy a pokrzywy zaczynają parzyć w uszy??


Tu już wiemy, że jesteśmy uratowani! Widzimy drogę! :)


Najbardziej obawiałam się, że okoliczności zmuszą nas do zawrócenia (np. otworzy się przed nami bagno, lotne piaski albo inny krater po meteorycie) i będziemy musieli wyrywać rowery z pokrzyw i pnączy jeszcze raz... A wtedy kabak z toperzem mnie uduszą, bo to w końcu ja planowałam trasę...

Ale za to jaka jest teraz radość z pedałowania, gdy nic nie łapie za nogi!


W Zbytowej trafiamy na pierwszy sklep, gdzie każdy realizuje swoje pragnienia. Ja mam Magnum z orzechami, kabak colę. Wygrzany beton pod zadkiem dopełnia uroku chwili.


Sklep bardzo miły - nie wiem czemu nie zrobiłam mu zdjęcia. Tak się prezentuje na googolemaps.


Potem dość długi czas nasza trasa wiodła przez tereny zarzucone nowymi domkami. Na mojej mapie były tam pola... Zdjeć więc brak, bo było tam na tyle paskudnie, że nie chcę tego pamiętać. Były to chyba okolice Ligoty Małej. To akurat warto zapamiętać, aby tam już nigdy nie wrocić.

Zawijamy tez nad wyrobisko między Brzezinkami a Chrząstawą Wielką. Było to zapewne przemiłe miejsce kilka lat temu. Teraz za wodą też wyroiło się niemiłej dla oka zabudowy.


W milszej perspektywie. Urok miejsca i przyjemne doznania z pobytu często mocno zależą, w którą stronę odwrócimy się plecami.


Kabaka to nie dotyczy. Kabak widzi tylko zwaloną sosnę, po ktorej można się wspinać :)


Potem kierujemy się w stronę Grędziny.



Po drodze napotykamy pozornie opuszczone zabudowania...


...wyraźnie pełniące rolę ośrodka wypoczynkowo - biesiadnego dla miejscowych :)





Zatrzymujemy się jeszcze pod sklepem w Grędzinie. Mamy miłą niespodziankę, bo nie wiedzieliśmy, że jest tu takie fajne miejsce - jeszcze z wiatkami! :)


Powoli wracamy do busia. Po części asfaltami, ale z całkiem miłymi widokami.


Wieczorny, wrześniowy chłód zaczyna już nieco kąsać - trzeba wciągnąć cieplejsze ciuchy!


A na sam koniec wycieczki (chyba gdzieś w rejonie Paczkowa) namierzamy jeszcze taki ciekawy przydomowy zakątek - "krasnale ogrodowe" w wersji de lux :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz