środa, 4 stycznia 2023

Wrześniowe Czechy cz.3 (2022) - w krainie rzeźbionych skał (ognisko w wąwozie)

Popołudniem docieramy w okolice Dobrenia, gdzie w przydrożnej skale jest wyrzeźbiony Jezus na krzyżu.



Miejsce pełni funkcję kapliczki - widzieliśmy leżące pod skałą świeczki i kwiaty. Teren jest chyba nieszczególnie dogodny dla oddawania się przeżyciom duchowym, bo leży przy szosie - może niezbyt ruchliwej, ale jednak ciągle trzeba patrzeć, żeby coś w d... nie wjechało. No ale może za czasów powstawania tej płaskorzeźby zgoła inne klimaty tu panowały? Rzeźba pochodzi ponoć z XVIII wieku, co by sugerowało, że Vaclav od "Diabelskich Głów" nie był prekursorem ozdabiania tutejszych skał. Była to wyraźnie wcześniejsza ludowa moda!

Na skraju polnych dróg stajemy na nocleg. Jest jeszcze wczesna godzina, więc wypuszczamy się na wycieczkę. Trochę w ciemno, bo nie mamy ani żadnych planów ani nawet dokładnej mapy tych okolic. Po prostu idziemy przed siebie. Widać tajemna moc instynktu prowadzi nas lepiej niż niejedna mapa! Włazimy w plątaninę skał, ale nie tylko takich naturalnych - w wielu miejscach widać działalność człowieka. Są miejsca przypominające skalne miasta, z wykutymi pomieszczeniami.




Są miejsca przywodzące na myśl kamieniołomy, z równo przyciętymi ścianami.



Na skalnych zboczach można odnaleźć wyryte daty, napisy, przytwierdzone tabliczki.






Jest też "grzybek" mieszkalny, który nazwaliśmy chatką pustelnika.




W środku jest nawet jakiś z lekka zatęchły śpiwór, więc niewykluczone, że obiekt ma mniej lub bardziej stałych mieszkańców.


Przednia ścianka "grzybka" jest obudowana belkami, widać ktoś zadał sobie sporo trudu, aby wnętrze pieczary uczynić przytulnym.


Naturalna struktura wielu tutejszych skał jest taka, że można się na nią gapić godzinami!





Jak skalne miasta w wersji mini, wykute przez jakieś nieznane cywilizacje krasnoludków.



Pajęczyny pomieszane z próchnem w jednej z napotkanych jaskiń.


Najbardziej przypada nam do gustu wąwóz, pełen nisz wypełnionych drobnym piaseczkiem. Wędrujemy sobie więc takim skalnym krużgankiem i dojrzewa w nas chytry plan!


Od dawna marzyło się nam ognisko, którego ciepły blask odbija się w skałach. Oglądamy więc kolejne i kolejne wnęki, aby wybrać tą najbardziej sympatyczną. Ja trochę przesadzam z poszukiwaniami - tak to głupio jest, że zawsze się człowiekowi wydaje, że najlepiej tam gdzie nas nie ma i kawałek dalej... Już mamy upatrzoną przefajną zadaszoną grotę, z mięciutkim piaseczkiem, z widokiem, ideał pod każdym względem. Ale mi się jeszcze zachciało obejrzeć kolejną, bo z daleka wydawała się taka niesamowicie okrągła. Coś jej jednak strzegło... Idąc skalnym gzymsem, porosłym trawą i borówkami, nagle cały płat ziemi osuwa mi się spod nóg i jadę w dół w stronę przepaści. Na szczęście zatrzymuje się dwa metry niżej na sośnie. Zawsze powtarzałam, że krzaczaste, powykręcane sosny to cudowna sprawa! Wprawdzie myślałam, ze to tylko kwestia wizualnej estetyki, ale to jednak coś więcej. Krzaczaste konary doskonale się spisują jako "bubołapka".


Nie obyło się jednak bez ofiar, przywaliłam łokciem w skałę i boli mnie jeszcze przez miesiąc. Mam też kolejne miejsce do solidnego oplastrowania, więc naprawdę zaczynam wyglądać jak mumia (na razie miałam tylko oklejkę w miejscu gdzie mnie opryskały tłuszczem smażące się kotlety ;) Jak więc można przypuszczać, nie kontynuuję wielkiej wyprawy badawczej do okrągłej skały i jej wnętrza pozostaną nieodkryte.

Wracam na miłe miejsce, gdzie został toperz z plecakami. Mamy grzanki, boczkową roladę i różne ziołowe napoje.





Z lewej strony widać tą jaskinię, do której nie udało mi się dojść, bo piach uciekł spod nóg ;)


Mrok zapada w wąwozie szybciej niż na odkrytych przestrzeniach. Ciepły blask powoli wypełnia okolice, pełgając po piachach, ściankach, a nieraz i lekko przyzłacając falujące na wietrze czubki sosen. Zdecydowanie było to jedno z klimatyczniejszych i bardziej magicznych ognisk w moim życiu.









cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz