poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Głogów nocą (2022)

Pierwsze co nas wita w Głogowie to dworzec PKP i jego dosyć nietypowy wygląd. Nad peronami przechodzi kładka dla pieszych, ale całkowicie inna niż te, które widywaliśmy dotychczas. Ta jest cała zabudowana i bardziej przypomina jakiś przemysłowy tasmociąg!



Idziemy się zatem powłóczyć w tą podkładkową, przykolejową ciemność. Kładka z oddali prezentuje się jeszcze fajniej, zwłaszcza w połaczeniu ze strukturą drogi - pokarbowaną, kostkowatą i pełną ogromnych jak jeziora kałuż, w których przeglądają się nieliczne tutaj rozbłyski świateł.




Czasem wyłoni się z mroku jakaś samotna lokomotywa...


Światła z góry i z dołu...


Docieramy w końcu w miejsce, gdzie tory się kończą jak ucięcie noża, a wieżę ciśniej wyraźnie coś nadgryzło!


Wieczór jest przedziwny. Jest luty i wieje dość silny wiatr. Ale ten wiatr jest niesamowicie ciepły! Jak nie zimowy, jak nie w Polsce! Przypomina mi to raczej letnią Gruzję, gdzie duje non stop, ale ruch powietrza nie powoduje uczucia dojmującego chłodu. Wiatr też pachnie. Jakby liśćmi, jakby parzoną kawą?? Ki diabeł??? Jedno jest pewne - nie chce się wracać pod dach i w zacisze czterech ścian! Człowiek by fruwał z tym wiatrem, chłonął go i szybował gdzie poniesie kolejny podmuch!

Zanosi nas w końcu do centrum. Mają tu ogromny i ponoć fest stary kościół w postaci trwałej i pozabezpieczanej ruiny. Był uszkodzony ostrzałem i pożarem pod koniec wojny i od tego czasu nikt go do końca nie odbudował. Wejść do środka niestety łatwo się nie da. Obczailiśmy wprawdzie kilka miejsc, które by ostatecznie rokowały, ale raczej dla jakiś zwinnych gówniarzy a nie statecznej matrony jak buba, która potrafi się zabić o własną nogę. Po za tym szlag wie jakimi kamerami i czujnikami to obecnie nadziali... Kiedyś to się łatwiej zwiedzało - wystarczyło, że cieć nie patrzył i każdy obiekt twój...

Głogowski kościół mi bardzo przypomina podobne budowle, które zwiedzaliśmy w Obwodzie Kaliningradzkim. Też takie monumentalne, i też o podobnym pochodzeniu i historii.






Jak to przeważnie mamy w zwyczaju - szukamy jakiejś knajpy. Ale nie byle pierwszej lepszej. Jak zwykle interesują nas speluny, mordownie czy miejsca, gdzie czas zatrzymał się w głębokim PRLu. Ceratka na stole, opowieści stałych bywalców w kłębach papierosowego dymu czy ten element niepewności czy się wyjdzie z widelcem w plecach czy jednak nie ;) Coraz trudniej z naszymi wygórowanymi wymaganiami, pula obiektów się z roku na rok zmniejsza...

Polecano nam "Wisienkę" przy przejściu podziemnym - niestety okazała się zamknięta.


"Rybka" nas zachwyciła, ale czynna do 18, więc odwiedzimy jutro...

Na dziś pozostała "Mewa" i trzeba przyznać, że miejsce całkiem sympatyczne!


A tym wiaduktem powędrujemy jutro rano! Ku portom i przykolejowym zaułkom!



Udało się też znaleźć przefajne miejsce noclegowe. Z gatunku naszego ulubionego czyli kwatery pracownicze. Miejsca wygodne, praktycznie i nieodęte. I często za sensowną cenę.


Tym razem na pokoje przerobiono chyba jakąś hale przemysłową, o czym świadczą użebrowania sufitów i solidne szyny przecinające pokój. Jak ktoś lubi "industrialny design" to będzie zachwycony!




W obiekcie mieszkają głównie ukraińscy robotnicy. Jest 18 lutego, więc mamy okazję na jeszcze normalne odnoszenia i pogaduchy na ciekawe tematy...

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz