niedziela, 20 lutego 2022

Wrześniowa włóczęga cz.16 - Orzechowo, Dębina (2021)

Kolejny fajny ośrodek, na który mam namiar, znajduje się w Orzechowie. Zwie się "Kryjówka". Faktycznie jest porządnie ukryty, bo długo nie możemy go znaleźć, ciągle wyłażąc na jakiś inny, nowy, odpicowany obiekt. "Kryjówka" okazuje się być wklinowana z boku i częściowo otoczona terenami innego ośrodka. Miejsce na pierwszy rzut oka wygląda całkiem sympatycznie - małe, drewniane domki, ale dla odmiany stojące w lesie bukowym, nie sosnowym, więc jest tu bardziej wilgotno i cieniście. Dobre miejsce na upały, acz nad polskim Bałtykiem takowe chyba zdarzają się niezmiernie rzadko. Można również zauważyć trzy rodzaje betonowych płyt na podjazdach czy chodnikach - równie miłych dla oka! Niestety wszystko jest wyzamykane, a telefon nie odpowiada. Cóż... widać ich sezon już się zakończył. Baza raczej nie jest opuszczona i latem działa - z tablicy przy recepcji zęby szczerzyły jakieś kolczaste wirusy, więc ciężko o bardziej dobitny wyziew współczesności.




Kolejnym miejscem gdzie zawijamy, są obrzeża Dębiny. Wybrzeże porasta pokręcony, bukowy zagajnik.


Była tu kiedyś baza rakietowa, o czym świadczą np. wciąż sterczące fragmenty ogrodzenia.


Teraz wszystkie znaki na niebie i ziemi (opowieści znajomych, dane z internetu) mówiły, że baza jest od lat opuszczona. Sporo relacji obejrzałam - fajne hangary, budynki koszarowe, a nawet możliwość wlezienia na górę radaru. Idę więc raźnym krokiem przez rozwalony płot, wydeptaną ścieżką (widać nie pierwsza wędruje tam od strony morza.) Radar zaczyna majaczyć między drzewami.


Jedynie trochę budzi niepokój dźwięk ciężkiego silnika - dochodzący właśnie stamtąd, gdzie zmierzam. No ale to pewnie jacyś bunkrowcy wbili w las terenówką i rozkładają się na imprezę. Nagle z chaszcza, bardzo już blisko "mojego" radaru wyłaniają się nowe płoty, wojskowe namioty i coś dużego, co siedzi pod siatką maskującą. Zarys tego czegoś przypomina ni to torpedę, ni to łódź podwodną... Eeeeeeeee... Czyli co? Kolejna opuszczona baza okazuje się nagle nie być opuszczona? Zmilitaryzowali całe wybrzeże? Ciekawe czy na Hel też wróciło wojsko? I już się nie pokręci człowiek na dalmierzu? Ten silnik co słyszałam to jakieś agregaty pracujące właśnie tam, przy namiotach i tej schowanej pod siatką makiecie rekina ;)

Potem od miejscowego udaje się dowiedzieć, że wybraliśmy sobie wybitnie zły termin na zwiedzanie starych baz. Bo akurat wtedy, do końca września, mieli jakieś rozszerzone ćwiczenia wojskowe w rejonie. Stąd więcej czołgów na plażach i wszystko rozpełzło się na tereny, które zazwyczaj były nie tyle całkiem opuszczone, co przez długie lata nieużywane. Bo administracyjnie wciąż należą do wojska, więc w każdej chwili wojsko sobie może tam wejść i je reaktywować wedle potrzeb. Zatem spora część tegorocznej trasy będzie do powtórki - coby sprawdzić jak się sprawy mają w innych terminach i okolicznościach.

Wspominałam, że tu są klify? I to dosyć wysokie.



Podejmujemy kilka prób zejścia.




Dopiero na powrocie znajdujemy sympatyczne schodki.


Klifowy las jest zupełnie inny niż na wydmach np. koło Ustki.





Chwilę wędrujemy plażą.




Szukamy wraku duńskiego torpedowca. Nie do końca wiadomo, kto był przyczyną pojawienia się tutaj tego okazu - czy Niemcy, czy Rosjanie. Jest kilka hipotez. Wiadomo, że utknął na mieliźnie i że było to jakoś w okresie okołowojennym. Zostało z niego niewiele. Z wody wystaje jedynie kółko. Inne fragmenty są ciągle smagane falami i malowniczo obrosły wodorostami. Czasem wychodzi z piasku i wody więcej jego kawałków. Niektóre ekipy ponoć probują kopać w piachu, aby dotrzeć do ukrytych części, ale nam się nie chciało. Zwłaszcza że nie bardzo wiedzielismy, w których dokładnie miejscach szukać...










Powierzchnia wraku jest dużo mniejsza niż powierzchnia tablic przestrzegająca przed niebezpieczeństwem tego miejsca. Coś było o śmierci, kalectwie i że najlepiej z płaczem i w panice uciec do domu. Ufff... My jakimś cudem przeżyliśmy! Fakt, że można tu rozciąć stopę o wystający metal, ale chyba gorsze były dziesiątki butelkowych "tulipanów", które mijaliśmy na różnych plażach mniej lub bardziej zagrzebane w piasku (cud że przy każdej butelce nie stała osobna tablica ;) ) Hmm... No chyba, że jak przystało na torpedowca - nadal są tam torpedy? I po dotknięciu może toto eksplodować? Albo co gorsza wysłać torpedy w nieznanym kierunku? :)

Na plaży odżywiamy się szprotkami. Złote brzuszki błyszczą im w słońcu, a aromat wędzonki miło miesza się z zapachem morskiego wiatru.




Zaraz obok ucztuje tez gromada mrówek, które postanowiły opędzlować gąsienice. Z podobnym apetytem odrywają z niej kawałki, tak jak my urywamy łebki szprotkom. Widac czy duży czy mały - równie sobie ceni posiłek na plaży, w słoneczku i przy szumie fal! To potęguje apetyt!


Kawałek dalej - kolejna uczta! Tym mrówkom to się tutaj powodzi! :)


A tu nowe pamiątki z dzisiejszej wycieczki! :)



cdn

2 komentarze: