Jak to zabawnie bywa, że człowiek na wyjazdach często znajduje przygodę, ale nie tą, której szukał i której się spodziewał ;)
Nasza wycieczka nad Pilicę to historia rozczarowania miejscem, do którego przybyliśmy za późno… Bardzo mnie zainteresował fragment rzeki na zachód od Białobrzegów. Na południe od wiosek Góry, Pacew, Przybyszew i Osuchów znaczone były mosty. Mosty donikąd. Bo po drugiej stronie znajdują się tylko łąki, zagajniki i rozlewiska rzeczki Stara Pilica. Cztery blisko siebie położone mosty, za którymi droga się kończy w piachu czy trawie. I to mosty nie bylejakie - drewniane, mocno nadgryzione patyną lat. Rozlezione, ażurowe, fragmentarycznie uzupełniane w inicjatywie oddolnej różnistymi deszczułkami. Zupełnie jak kładki przez liman w mojej ukochanej Rasejce! Specjalnie więc zboczyliśmy z naszej trasy kilkadziesiąt kilometrów, gdyż biwak przy takim moście byłby nie lada gratką! Gdy przeglądałam zdjęcia na satelitarnych mapach, aż nie chciało mi się wierzyć, że takie miejsce mogło się uchować w dzisiejszej Polsce! No i miałam rację - nie mogło… :(
Zdjęcia pochodzą z googlemaps. Pochodzą chyba z lat 2014-2016. Trochę nam więc zabrakło…
Czy to są zdjęcia tego samego jednego mostu? Czy różnych? Tak na oko wyglądają nieco inaczej... Ale tego już niestety nie wiem. Zapisywałam sobie te zdjęcia ponad rok temu jako "mosty nad Pilicą", a teraz one zniknęły z mapy.
Pojechaliśmy zobaczyć każdy z mostów, no i żaden już tak nie wyglądał… Poza tym wszędzie nad rzeką kłębił się dziki tłum piknikujących, przy próbie wysiadania z busia od razu opadały nas sfory hodowanych bezstresowo psów, a co gorsza niektóre próbowały wskakiwać do środka… np. toperzowi na kolana. A co właściciel? “Dziubutek tak ma! On uwielbia jeździć za kierownicą” i zamiast dać psu pod ogon - to go jeszcze chwali, że taki mądry, taki zwinny, taki kochany...
Czasem dobitnie rzeczywistość odbiegnie od planów i wyimaginowanych marzeń...
Ale czas powoli działał na naszą korzyść. Niedziela, godzina 18...19… Tłum powoli rzedł, odpływając stopniowo w stronę miast.. Malały stada psów a i zatory na rzece utworzone z kajakarzy stawały się coraz łatwiejsze do odetkania. Gdy słońce zaczęło się chylić za horyzont - zostaliśmy nad rzeką sami. Z ogniskiem, komarami i snującym się dymem, powoli stapiającym się z mgłami podnoszącymi się znad staropilickich bagien…
Ciepłe kolory zbliżającego się pogodnego wieczoru.
Ognicho z chrustu pachnącego bagnem. Tylko takie udało się powyrywać z błot nadrzecznych.
A tak wyglądają oparzeliska, już po zachodzie słońca, gdy ich wyziewy połączą się z wytworem kopcącego, mokrego chrustu. Uczta duchowa a i zapach cudowny!
No! To przed nami 4 i pół dnia kiedy będzie można wziąć szerszy oddech i nie musieć obawiać o zadeptanie.
Wraz z nadchodzącym zmrokiem z mgieł wyłonił się ON. Facet w średnim wieku, ze starym plecakiem i głową owiniętą bandażem. To Lafa - tajemniczy, ukraiński pasterz. Podszedł do nas i zapytał czy nie widzieliśmy 10 krów, bo mu się zgubiły. Jakieś krowy się tu wcześniej przewijały na tych łąkach na horyzoncie, ale co się z nimi stało, gdzie poszły, czy ktoś je zabrał - za tym już nie śledziliśmy. Teraz w zasięgu wzroku żadnych krów nie ma. Lafa się trochę zmartwił, ale nie jakoś bardzo. Chętnie na chwilę przysiadł się do ogniska, a jeszcze chętniej skorzystał z jadła i napoju. Pochodzi z wioski pod Charkowem. W Polsce jest już rok, który jest pasmem porażek i niepowodzeń. Z pracy w fabryce wyrzucili go w pierwszym tygodniu. Zawsze miał zwyczaj przed robotą wypijać setkę, a okazało się, że w Polsce jest to niedopuszczalne. Potem pracował na budowie, ale dach stawianego hangaru się zawalił - i trzeba było brać nogi za pas. W innym mieście najął się do pomocy przy remoncie drogi, ale walec nieszczęśliwie najechał mu na stopę i 3 miesiące spędził w szpitalu. Od tego czasu trochę kuleje. Teraz do długiej listy “sukcesów” dołączyły zaginione krowy… Lafa prosi nas o pokazanie mu mapy, chce zobaczyć gdzie jesteśmy i gdzie w okolicy są jakieś większe miasta, gdzie będzie można szukać zatrudnienia. Pyta nas też, czy nie znamy jakiegoś miasta, gdzie jest dużo ludzi z Ukrainy, aby mógł się swobodniej porozumieć. No znam jedno takie miasto, gdzie idąc ulicą ostatnio rzadko się słyszy polski język, ale jest ono dość daleko stąd… Poza tym mam pewne opory co do ściągania Lafy do nas, jeszcze nam co wybuchnie ;) Po wspólnie spędzonej pólgodzince Lafa się żegna. Oddala się tak jak przyszedł, polną drogą wzdłuż rzeki, często chrząkając i pogwizdując jakąś melodię. Odchodzi w stronę Białobrzegów. Ponoć ma plan kierować się na Radom i tam szukać szczęścia…
Poranek wstaje upalny, taki jak lubimy najbardziej!
W tle widać krowę - czy to jedna z TYCH krów? Tego się już nie dowiemy!
A w okolicy jest duża moda, aby wyprowadzać konie na spacer jadąc traktorem! :)
cdn
Co za debilostwo wozić dzieci na błotniku traktora, czy na stopniu kabiny, jak tutaj.
OdpowiedzUsuńTez uwazam ze na dachu albo na masce byłoby fajniej! :)
Usuń:D
UsuńZnam ten most, kiedyś rzeczywiście tak wyglądał. Zmyła go kolejna powódź kilka lat temu i już jest "normalny". Na tym starym moście mój partner, Meteor, miał nawet skrzynkę opencaching... zmyło ją razem z mostem. W ogóle na Pilicy jest za mało mostów. Choćby parę kładek się przydało, ale niestety dolina jest szeroka, koszty ogromne, a to takie pustkowie, że nie ma komu za to zapłacić z podatków. No i Pilica co roku wylewa, więc musiałyby być albo bardzo porządne, albo zawieszone wysoko.
OdpowiedzUsuńA jeden tam byl taki fajny most? czy bylo ich wiecej?
Usuń