Na wzgórzach nieopodal wioski Dzierżysław znajdowała się niegdyś kopalnia gipsu. Była użytkowa zarówno przed wojną jak i po. Oczywiście, jak to na całych zachodnich terenach Polski, i tu krążą legendy, że kopalnia były magazynami amunicji i dzieł sztuki, a pod przykrywką “gipsową” sztolnie były świadkiem produkcji tajemniczych rakiet. Ostatecznie zamknięto ową kopalnie w latach 70 tych. Ponoć głównym powodem zaprzestania wydobycia gipsu było osiadanie gruntów i zapadanie się sporych części kopalni. Po okolicach opowiadają też powojenne legendy - o zapadniętych w ziemię krowach czy maszynach rolniczych, których nie udało się już nigdy wydobyć i do teraz zalegają (lub krążą jako widma) po dawnych kopalnianych chodnikach.
Za pierwszym razem próbowaliśmy znaleźć tą kopalnie w mroźny marcowy dzionek roku 2018. Nie udało się. Szukaliśmy ze złej strony lasu i to jeszcze w zapadającym zmroku. Zostały mi w pamięci jedynie leje w ziemi z zamarzniętymi jeziorkami i plątaniny sztywnych od mrozu, uschłych lian…
Zatem pojawiamy się tu po raz kolejny! Suniemy zieloną ścieżką skrajem pola, a horyzont zamyka wielka spłaszczona góra - chyba utworzona przez wysypisko śmieci.
Pierwszym napotkanym śladem dawnej przemysłowej zabudowy są betonowe ramy na skraju lasu.
Teren, w który się wybieramy, jest zarośnięty młodym lasem, chaszczem, plątaniną lian, pnączy, kwiatów oraz wszelakiego, pachnącego i miłego dla oczu zielska. Nie brakuje tu powalonych pni, butwiejących konarów i dalekiego szumu wiatru - gdzieś w koronach drzew.
Sporo drzew porasta tu dorodny, żółty grzyb!
Cały teren jest też pełen zapadliskowych lejów wypełnionych oczkami wodnymi i mocno zniszczonych, trudnych do zidentyfikowania ruin. Cechą charakterystyczną tego lasu jest brak punktów orientacyjnych. Idziemy, idziemy i wszędzie jest tak samo. A może my łazimy w kółko? Bo ciągle te same kratery, pnącza i wszechobecna zieleń trzęsąca się od śpiewu ptactwa.
A mamy wczesną wiosnę! Mam wrażenie, że latem to tu się idzie szczelnym, zielonym korytarzem - tzn. o ile się go sobie wcześniej wykuje maczetą.
Kolejnym miejscem, które przypomina nam o tym, że poruszamy się terenem niegdyś użytkowanym przez ludzi - są schody.
Tak! Na powyższym zdjęciu kabak stoi na schodach! Porządny kamuflaż zapodały skubane! :)
I tak oto docieramy do pierwszej jamy prowadzącej w głąb ziemi. Mroczne czeluście wieją chłodem i aromatem wilgotnego betonu.
Zachowały się pordzewiałe haki na ścianach. Może jakieś kable kiedyś na nich wisiały?
Niezbyt daleko się zapuszczamy tym korytarzem.
Szybko docieramy do miejsca zalanego aż pod sufit. Niespodziewany, wymuszony i definitywny koniec trasy!
Woda jest przejrzysta i zdaje się być dosyć głęboka. Rzucamy kamyki. A potem większą cegłę. Wiadomo, że po wrzuceniu kamyka rozlega się bul bul i lecą pęcherzyki powietrza albo woda ulegnie zmąceniu. Ale że zaczyna solidnie bulgotać 15 sekund później??? Kabak jest pewien, że to podwodny potwór i natychmiast daje drapaka. No cóż…. Ja się w tym momencie też poczułam dosyć nieswojo… Często wrzucamy kamienie do wody, ale takiego efektu ani wcześniej ani później nie napotkaliśmy.
A to główne wejście do kopalni zwane “Anna”.
Łapa dinozaura? ;)
Takie kraty ostatecznie jestem w stanie zaakceptować.
Kiedyś jeździły tu nawet wagoniki kolejki wąskotorowej, acz obecnie jedynym śladem po torowisku są fragmenty podkładów. Pierwsze wrażenie z tego miejsca to, że jest takie… maksymalnie ceglane! Jakby Krzyżacy postanowili zbudować kopalnie to pewnie by tak wyglądała ;) Są tu dwa korytarzyki oddzielone kolumnadą częściowych ścianek.
I znów wszystko zalane po sufity. Do wody już nic nie wrzucamy. Nie ma co za bardzo drażnić gospodarza tych labiryntów ;)
Oba otwory leżą dość blisko siebie.
Przez zarosły, omszały świat tuptamy dalej, w stronę kolejnych poszukiwań i mniej lub bardziej udanych znalezisk.
A następne z nich robi wrażenie! Wielka studnia! Wlot w czarny, ziejący pustką mrok!
Tu jakby też był kiedyś jakiś otwór, ale teraz zaczopowany betonowym klocem?
Co krok spotykamy różne ruinki, które już w większości stają się częścią otaczającej je przyrody.
A tu jakby fosa? Odkryty półtunel? Miejsce kojarzy się nam bardzo z różnymi fortami.
Bardzo dogodne miejsce ogniskowe - acz chyba dość dawno nie używane.
Budynek częściowo podziemny.
Dalej spotykamy kolejne rozwaliska o atrakcyjności już dość znikomej. Ciekawe czy ktoś je celowo wyburzał czy po prostu starł je czas?
I tak dotarliśmy w okolice wielkiej góry. Wspinaczkę sobie podarujemy z racji na niezbyt urzekający zapach ;)
Czy może jeszcze coś ciekawego kryje to wzgórze i dawna gipsowa kopalnia? Może gdzieś w podziemnym labiryncie jednak czai się ten legendarny traktor zassany niegdyś przez otwierającą się ziemię? A może obudzone kamieniem podziemne utopce próbowały nam o tym opowiedzieć, ale słychac było tylko tajemniczy bulgot? ;) Snujemy sobie takie domysły sunąc ku kolejnym atrakcjom okolicznych zaułków :)
Hej! Zawsze z chęcią czytam Twoje relacje, nie omijam żadnej, a szczególnie lubię te ze wschodu. Jak mam zly humor, to odpalam któryś z wpisów i już mi się poprawia:) a jak Wasze plany na ten rok w obecnej, zasr..ej rzeczywistości? Bo ja chyba się boję jednak za granicę ruszyć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMy też najbardziej lubimy te wyjazdy na wschód... I chyba juz drugi rok z kolei bedziemy sie musieli obejsc smakiem... Chyba juz stracilismy nadzieje, ze do wrzesnia cos zmieni sie na lepsze (na kiedy to mielismy zaplanowaną kolejną część włóczegi wokół Morza Czarnego). Pomysł robienia sobie jakis wątpliwych testów, które wychodzą jak chcą, a w razie wtopy zamiast na urlop trafia sie do aresztu - napawa nas przerazeniem. Pomysł, aby na urlopie siedziec z nosem w laptopie i śledzić co możni tego świata zaś odpier**** i co sie gdzie otwarlo a co zamknelo - jest totalnie sprzeczne z naszym podejsciem do podrozy. O szalenczym pędzie w pokonywaniu jakis odcinkow tranzytem i odgornie narzuconymi trasami - rowniez. Cóż - zasrali własnie to, co dla nas w trasie było najwazniejsze - wolnosc, spokoj, sielanke i mozliwosc oderwania sie od świata, polityki i całego medialnego g..., ktorym karmi nas codziennosc. Poki co wiec relacje chyba bedą tylko z zaułków przymałej klatki i desperackich prób zapomnienia o złych i durnych ludziach (sama nie wiem, ktorzy sa bardziej szkodliwi..) Bo tylko w przyrodzie mozna znalezc ukojenie...
UsuńA moze kiedys nadejdą jeszcze lepsze dni? i jak za starych dobrych czasow ruszymy w bezkresną swobode wchodnich wypraw?
Pozdrawiam rowniez slonecznie!
Wystarczy się zaszczepić. Wówczas jest bezpieczniej i daje swobodę podróży.
UsuńTaaaaa... Zrob wszystko co każą - to może łaskawie oddadzą ci marny kawałek wolności, którą ci zabrali. A może nie?
UsuńCo za kłopot się zaszczepić? Na tę chwilę to moralny obowiązek, a jeśli wiąże się z nim swoboda podróżowania, to tym lepiej.
UsuńNiestety jest kłopot. Trochę mnie uczyli na studiach o szczepionkach...I nie używam preparatów, które są WARUNKOWO dopuszczone do obrotu, nie podpisuje dokumentów, że z wlasnej woli biorę udział w eksperymentach medycznych i że zrzekam się roszczeń w razie powikłan.
UsuńKomplet badań klinicznych dla owych szczepionek bedzie chyba za dwa lata - wtedy mogę się zacząć zastanawiać...
2/3 kłopotów odpada, bo nic takiego nie podpisujesz. 1/3 też można rozwiązać, wszak wjazd samochodem na pieszą kładkę był zdecydowanie bardziej ryzykowny.
UsuńTego ryzyka akurat podejmowac nie zamierzam.
UsuńTen żółty grzyb to smaczny i jadalny żółciak siarkowy. W necie jest duuuużo przepisów na niego. Jadłem, żyje 😀
OdpowiedzUsuńO! Na to bym nie wpadła, że toto może byc jadalne! To musze poszukac przepisów i o nim poczytac! Duzo razy go ostatnio widujemy!
Usuń