poniedziałek, 22 marca 2021

W drodze do przedszkola cz. 3 - Klimaty powodziowe

Dwie poprzednie relacje:

- październik 2019 - marzec 2020 - RELACJA1

- kwiecień 2020 - marzec 2021 - RELACJA2




W minionym roku mieliśmy w Oławie dwie powodzie. Raz nas podlewało pod koniec czerwca, a drugi raz w październiku. Wprawdzie nie były one aż tak spektakularne jak te z roku 1997 czy 2010, ale też zwróciły już na siebie uwagę. Przypomnę tylko, że nasze przedszkole jest położone na wyspie, więc jeśli jakiś fragment Oławy nurkuje - to ten jest pierwszy na placu boju! Powódź nie powódź - do przedszkola i tak się chodzi! I automatycznie widoki wokół stają się zupełnie inne niż zazwyczaj. Dlatego więc postanowiłam im poświęcić osobną relację. Tuptając codziennie i obserwując podnoszącą się wodę - rozważamy czy już kupować ponton, aby w ten sposób pokonywać naszą trasę? Czy jeszcze trochę poczekać? ;)

Rzeka stopniowo przechodzi w rozlewiska, bagienka i młaki dochodzące prawie do drogi czy naszej ścieżki idącej wałem.


No jeszcze trochę brakuje do jej zalania. W 2010 ta trasa wymagała już wspomagania się łódką ;)


O zachodzie słońca i w zapadającym mroku wygląda to jak jakieś niekończące się moczary!


Kratownicę jeszcze ciut ciut widać, taki maleńki paseczek wystaje.


A tu już jej nie widać wcale - gdzieś chyba na jej wierzchu osadził się ten duży korzeń.


Powódź przynosi nie tylko wodę, ale również spore ilości szlamu utworzonego przez pianę, liście, patyki, śmieci, trawy i czasem zupełnie nieoczekiwane przedmioty, np. w jednym ze szlamowisk pływało 50 zł, ale niestety nie udało się dostać patykiem ;) Poza tym może tylko tak wyglądało? A tak naprawdę była to karteczka wydarta z notesu? Poza tym przy dotknięciu pewnie by się i tak rozpadło z namoczenia.

Szlamowiska osadząją się na wszelakich zakrętach i w zatoczkach, co czyni krajobraz hmmmm… niecodziennym ;)






Wody to już całkiem sporo! Barka już by pod mostem nie przeszła! Ba! Chyba płynąc pontonem by trzeba uważać na łeb! ;)

Acz do rekordów upamiętnionych tabliczkami jeszcze trochu brakuje!


Słupy przy śluzie powoli zaczynają już znikać pod powierzchnią!




Drzwi śluzy też ledwo ledwo co wystają...


Słupy wyglądają jak maleńkie guziczki!


W czerwcu był moment, gdy zakryło je zupełnie!


To nasz zazwyczaj malutki "potoczek patysiowy"! Teraz zmienił się w szeroko rozlane jezioro i już nie płynie.


Potem, gdy woda nieco opada, zostaje "tama".


Ślimaki pouciekały na drzewa, żeby nie utonąć. Każdy prawie konar jest nimi oblepiony!



A to już na Zwierzyńcu. W tym miejscu zazwyczaj po deszczu zbiera się kałuża, ale zdecydowanie mniejsza. Woda chyba teraz wybija ze studzienek, więc pozabezpieczano je workami z piaskiem.



A dalej, naszą stałą drogą do żółtej kładki, już nie przejdziemy. Macamy patykiem. Powyżej kolan na pewno…



Musimy obejść dookoła… I co się okazuje? Że żółtą kładkę spotkało coś złego! Jest cała pogięta! Wygląda na to, że chyba wczoraj woda musiała ją zalać całkiem? Woda szła górą i coś dużego walnęło w mostek? np. płynące drzewo?




W czewcu żółta kładka też robiła wrażenie. Zazwyczaj pod nią jest stopień wodny - coś jakby wodospad. Przy odpowiednio wysokim poziomie woda wali równo i to w sposób oględnie mówiąc dosyć skotłowany. Zdjęcie raczej nie odda tej mocy i atmosfery, gdyż powietrze wypełnia ryk rzeki, a kładką cała się trzęsie od wibracji.






Idąć od drugiej strony, jak mozna się domyśleć, również opieramy się o rozlewiska... Hmmm... Ciekawe czy np. jak komuś wsadzili areszt domowy zwany eufemistycznie kwarantanną, a woda mu zalewa dom - to może go opuścić i się ewakuować? Czy dla dobra sprawy musi siedzieć na szafie? I czy policja pływa na kontrole pontonami albo brodzi w wodzie? Czy może jednak zapora wodna ich zniechęca przed wykonywaniem monotonnych "czynności służbowych"?









Wędrując w takich warunkach nieraz zbaczamy nieco z klasycznej drogi do przedszkola, aby obczaić co i jak w różnych okolicznych miejscach, np. idziemy zobaczyć co słychać za dużym mostem.



A tam wygląda całkiem ciekawie!




Odra wreszcie wygląda jak porządna rzeka, a nie jakiś mały strumyczek ;)


I archipelagi bezludnych wysp się pojawiły! :P



Mieszkając w tych domach to już z lekka bym się zaczęła stresować!



Nasze osiedle ma szczęście stać na niewielkiej górce! I póki co, jeszcze nigdy w swej historii nie pływało! Acz i tak się cieszę bardzo, że nie mieszkamy na parterze...


Fabryczka, koło której codziennie przechodzimy wyłania jakby prosto z wody.


Idziemy zobaczyć jak prezentują się okolice przedszkola widziane zza rzeki. Widać zabudowania Zwierzyńca, gdzie woda podłazi już i z drugiej strony.



Przyprzedszkolna kamieniczka i dom gęsiowy.


Tu już przygotowani na wszelkie ewentualności! ;)


A to już za wałem, który jak widać nieco przesiąka...



Wszelakim chaszczom bardzo do twarzy w tej odsłonie!








Bluszczom też chyba pasuje, że je wreszcie solidnie podlało!


Miejscami już się gubi, gdzie było główne koryto rzeki.



A strażacy jeżdżą tam i z powrotem, rozglądając się nieco nerwowo.


I jak się można domysleć - to i w kałuże wszędzie świat zaczyna obfitować. Niektórym to jest bardzo na rękę!




A potem na szczęście woda opadła. Na relację "wpław do przedszkola" trzeba będzie zatem jeszcze poczekać ;)

2 komentarze:

  1. Wow... ale historie z drogi do przedszkola! Imponujące.
    Kurcze, czytając Twoje wpisy mam takie błogie wrażenia wsiadania w wehikuł czasu.... i przenoszę się - nie, nawet nie do przeszłości. Raczej do błogiego BEZCZASU dzieciństwa. Do szumnie zwanych "lat '90". Do takiego stanu, który po prostu trwał. Był. Nie tyle mijał, co trwał. Błogi i bezstroski. Jak dzieciństwo błogie i beztroskie być powinno.
    Dzięki za te podróże :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki za miły komentarz! :)

      Dla mnie lata 90te to też ów błogi bezczas i kraina wiecznego szczęscia, sielanki, wolnosci i piekna. Czasoprzestrzen, za którą bez przerwy tęsknie i wciąż jej szukam. I czasem nawet znajduje, choc czesto jest to tylko ulotne mgnienie...

      Usuń