poniedziałek, 21 grudnia 2020

Wrześniowa włóczega cz.17 - Hel, miejsca opuszczone (2020)

Kręcąc się po Helu, gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli, ciągle natrafiamy na resztki opuszczonych poligonów czy powojskowych zabudowań.

Na początku szczęście nam nie dopisuje… Przed nami tereny dawnego portu wojennego i wychodzące w morze molo/falochron. Chyba jeszcze niedawno można tu było łazić bez problemu. Mamy już więc ambitny plan pikniku na jego koniuszku… Czeka nas jednak niemiła niespodzianka.. Wszystko dokładnie opłotowane i obwieszone kamerami. Osiatkowali jakby się wściekli.. :( W płocie żadnej dziury. Wszystko śmierdzi nowością… Tabliczki “miejsce niebezpieczne”. Taaaaa… Zobaczyliby molo w Lipawie to by się porobili w gacie…






Idziemy wzdłuż morza. Widać, że jeszcze kilka lat temu obiektów do zwiedzania było tu więcej. Teraz za płotami sterczą tylko kupy zmielonego gruzu.

Jeden z niewielu zachowanych budynków malowniczo zarastają bluszcze.





Droga do budynku przedstawia się bardzo rokująco! :)


Trylinka oczywiście też jest!

Trzy kraty w oknach - i każda inna!

W środku mało pozostało z dawnego wyposażenia. Tylko ślad po punkcie jego przyjęć.


Lampy takowe często też spotykamy w opuszczonych szkołach czy pałacach.


Pomieszczenia są już maksymalnie wypatroszone.




Resztka lustra w jednej z łazienek.


Bluszcz ładnie się prezentuje i z zewnątrz, i z wewnątrz.


W oczy rzuca się stara mapa - Azja z europejską część ZSRR. W bardzo dziwny sposób ta mapa jest zniszczona - taka jakby podziubana? Jakby nadpalona, ale bardzo punktowo?




Nie omieszkam wleźć na mapę! Przynajmniej jestem przez chwilę, zgodnie z planem, pod Odessą! (prawą nogą ;) )


Wracając z jednej z wycieczek zwracamy uwagę na stare schody prowadzące w zarośla.


I tak przypadkowo wpadamy na dawny garnizonowy kinoteatr “Wicher”.




Tu też już niewiele w środku zostało. Jakieś pojedyncze składane krzesełka leżą rozwłóczone po podłodze...






Wnętrza zawierają mało sprzętów, ale za to sporo lokalnych podrostków. Tacy 12-13 lat. Obserwując ich ma się poczucie, że są to osoby obłąkane. Dwóch dorwało jakąś długą deche i chyba chcą ją złamać. Walą więc nią o podłogę, a echo łoskotu niesie się po pustym budynku aż huczy w uszach. Ale oni się nie poddają. Tłuką deską chyba z 10 minut. Wyją przy tym jak jakieś dusze potępieńcze. Decha jest solidna. Nie udało się jej złamać. Zaczynają więc ją kopać ze złości. Jeden chyba nabił się na wystający gwóźdź. Leży więc na ziemi, trzyma się za nogę i ryczy jak zarzynana świnia. Ten drugi postanawia się wysikać. Nie odchodzi jednak daleko. Leje na podłogę w ten sposób, że mocz odbijający się rykoszetem leci na twarz tamtego leżącego... Ale na nikim to nie robi wrażenia. Koleś dalej sika, a tamten dalej wyje….

Jakaś dziewczyna kopie w ścianę. Normalna betonowa ściana. Mnie boli na sam widok. Dziewczyna jak widać ma inny próg odczuwania bodźców. I przede wszystkim ma chęć rozwalić tą ścianę. Z potoku bluzgów sączących się z jej ust można dojść do takich wniosków. Bo ona z tą ścianą rozmawia. Wygraża jej. Nie wiem jakim cudem nie połamała nóg. Ściana stoi gdzie stała, więc owa młoda niewiasta odpuszcza i zaczyna się pastwić nad oknami. Szyby są już dawno wytłuczone, zapewne przez jej poprzedników, ale framugi częściowo wylatują… Ogólnie jest to przerażający widok co się wyrabia w tym miejscu i o co w ogóle w tym chodzi? Wygląda na jakiś obłęd, albo tak nagromadzone pokłady agresji i wściekłości, które w ten sposób znajdują upust?

Nie wiem czy oni są jacyś nienormalni, aż tak się nudzą czy się naćpali na smutno?

Na to wszystko patrzą ze ścian nieruchome, dziwne postacie. Równie psychodeliczne jak to, co się wokół wyprawia.. Co to mogło być? Syreny? Albo coś latającego? Jakieś zmutowane ptaki? W ich oczach nie widać zdziwienia czy zaniepokojenia, raczej chłodną obojętność.
One są tu długo i zapewne niejedno już widziały.




Nasze zwiedzanie tego miejsca trwa więc nad podziw krótko. Jakoś nie czujemy się tu ( i w tym towarzystwie) zbyt komfortowo…

Miejsce powodujące, że można się solidnie zadumać nad ludzką naturą i jej potrzebami. I przypomina mi się pewna historia. Kiedyś jeden znajomy opowiadał mi o swoim świetnym pomyśle na biznes. Ma spory kawałek ziemi. I kupuje stare samochody. Takie zazwyczaj za cenę złomu, które już nie jeżdżą, ale są w całości. I organizuje “imprezy destrukcyjne”. Za taką imprezę płaci się po kilka tysięcy - i bezkarnie możesz (samemu lub grupowo) poskakać po tym samochodzie, porozbijać okna, popruć fotele. Można również wypożyczyć siekiere, kilof, maczete, drąg i za pomoca nich siać jeszcze większe spustoszenie niż gołymi rękami. I ponoć nie brakuje chętnych. Są zapisy i rezerwacje miejsc. Co weekend ma kilkoro zainteresowanych. Ponoć zgłaszają się poważni ludzie - biznesmeni, urzędnicy, nauczyciele. Wcale nie jakaś zaćpana patologia. Przyjeżdżają osiemnastki, imprezy firmowe i wieczory kawalerskie. I znajomy ma z tego naprawdę grubą kasę. Bo po całej akcji sprzedaje wrak na złom, praktycznie za tyle, za ile kupił. Teren jest duży, ogrodzony, sąsiadów nie ma na kilka kilometrów. Więc dzikie ryki wojowników i trzaski nie drażnią niczyich uszu. Ponoć za weekend spokojnie 10 tys. na czysto można zarobić. I tylko pytanie - skąd w ludziach taka potrzeba? Chyba to ta sama co w tych dzieciakach z Helu? Może troszkę bardziej ucywilizowana i ujęta w “legalne” ramy, ale jednak równie niepokojąca…

Kilka razy w lasach napotykamy torowiska chyba już nieczynnych wąskotorówek.




Albo solidne, szerokie drogi z dziurkowanych płyt.



Są też leśne drogi trylinkowe!


W wielu miejscach pozostały płoty - zasieki z mocno już pordzewiałego drutu kolczastego.


Albo pęki drutu leżące w zaroślach, często już zarastające mchem, borówkami czy wysoką trawą.




Tu z ziemi przeziera jakaś kratownica.


Bramy obecnie już donikąd...




Rozwleczone wszędzie resztki ostrzegawczych tabliczek.



W samym centrum zwracają uwagę stare "rybne" napisy i malowidła.




Niedaleko centrum stoją też takowe opuszczone hale. Ktoś nam mówił, że to była przetwórnia ryb. Tu widziane z pomostów portowych.


Zaciekawił mnie ten kamper ze zdjęcia. Fajne miejsce na biwak sobie znalazł. Acz kolejnego dnia szukaliśmy wjazdu tam na teren i nie bardzo jakiś był, wszystko pozamykane.

A tu owe hale z bliska. I znów trylinka! :)



No i na Helu oczywiście są opuszczone bunkry! Nimi są najeżone całe tutejsze lasy. Ale o nich w następnym odcinku. :)

cdn


6 komentarzy:

  1. Taka ciekawostka. W normalnym, cywilizowanym kraju Hel byłby w dalszym ciągu miejscem bardzo wojskowym, tak jak było to w Polsce Ludowej. Jest miejscem w zasadzie nie do zdobycia, jeśli jego obrońcy się nie poddadzą, dlatego jego znaczenie dla obronności było tak wielkie. W 1939 roku Polacy na Helu poddali się 1 października, kiedy Niemcy zdobyli już pozostałą Polskę. W 1945 roku Niemcy poddali się 9 maja, kiedy z opóźnieniem dotarła do nich wiadomość o kapitulacji Niemiec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawialismy sie wlasnie dlaczego akurat helski poligon zlikwidowali. Bo w innych czesciach Polski nadal sa zamkniete tereny wojskowe - czemu akurat stad sie wyniesli?

      Usuń
    2. Pewnie tak samo jak zlikwidowano wiele innych jednostek wojskowych w całym kraju. Zostawiono tylko te największe, a Hel mimo wszystko do tych większych nie należał.

      Usuń
    3. Ciekawe jest to co znalalazłam: "25 listopada 2003 r. Trybunał Konstytucyjny na wniosek Prezydenta Rzeczypospolitej orzekł niezgodność z konstytucją Art.15 ust.2 ustawy z dnia 24 lipca 2002 o uznaniu części Półwyspu Helskiego za obszar szczególnie ważny dla obronności kraju. Ten wyrok[2] jest prawnym końcem istnienia Rejonu Umocnionego Hel." A ponoc chodzilo o to, ze prezydent mial lub chcial miec na Helu dacze a poligony mu w tym przeszkadzaly ;)

      Usuń
  2. Kolejki wąskotorowe nadal powinny być czynne, nawet niedawno (2018 albo 19) był przetarg na tabor. Wożą amunicję ze składu w głębi półwyspu do portu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie by bylo tam spotkac taką kolejkę, zwlaszcza towarowa!

      Usuń