Niedaleko Torzymia zawijamy nad jezioro Jasne, gdzie jest leśne pole biwakowe.
Pobyt zaczynamy od przekąpki - póki jeszcze jest trochę słońca.
Jezioro jest niezwykle aromatyczne. Jak płynę to z wody podnosi się oszałamiający zapach ziół. Taki jakby lekko cytrusowy? Poprzednie jeziora nie miały tego zapachu, więc chyba musi tu coś nietypowego kwitnąć? Pytam kabaka czy jej się podoba ten zapach. Kabak zdziwiony: “Zapach gumy? No taki jak i wczoraj!” Taaaa… Ja jej o ziołach a ona z nosem na flamingu ;)
Rozkładamy się koło ogromnej wiaty. Tutaj jest pusto. Na biwakowisku jest kilka aut i namiotów, ale oni wszyscy na kupie siedzą nad samą wodą. Przy wiacie stoi pewna wraża tabliczka, a na wjeździe na pole wisiał regulamin, więc idziemy go przeczytać. Wynika z niego, że wszystkie palone tu ogniska trzeba zgłaszać leśniczemu, jest podany numer, więc co szkodzi. Dzwonie. Leśniczy mówi, że spoko, ale wyłącznie w murowanym palenisku w wiacie, bo jest susza i żeby absolutnie nie palić na trawie. Właśnie ostrzymy sobie zęby na wiate więc nam pasuje.
Siedzimy więc sobie, smażymy kiełbaski...
...a tu nagle zjawia się ON. Samozwańczy stróż porządku. Niezrealizowany kapo. Jeden z biwakujących w przyczepie nad jeziorem. Wpada do wiaty i ani “dzień dobry”, ani me ani be ani kukuryku - tylko “prosze natychmiast zgasić to ognisko!!!” Mówimy mu, że ognisko palimy w miejscu do tego przeznaczonym i na pewno go nie zgasimy - no bo właśnie je rozpaliliśmy i zamierzamy przy nim posiedzieć do nocy. A jego - jakby był milszy pewnie byśmy zaprosili do kompanii. A skoro nie jest, to mu sugerujemy, aby się zajął swoimi sprawami - to wszyscy na świecie będą szczęśliwsi. Koleś nie odpuszcza, łazi wokół nas jak jakiś szakal i burczy pod nosem. Kabak sensownie ocenia sytuacje: “Tatusiu, a zamknąłeś dobrze busia? Bo ten pan mi się bardzo nie podoba!”. Staramy się kolesia ignorować, może się zmęczy, znudzi, pójdzie w cholere? Ale nie! Facet wpada w furię. Zaczyna machać rękami, przeklinać, straszyć - leśniczym, policją, sanepidem, strażą pożarną - nie wiem czy jest jakaś organizacja, której nie postanowił postawić na nogi ;) Ostatecznie macha nam przed nosami telefonem - że on już dzwoni do leśniczego i będziemy mieć przechlapane. Wykonuje chyba 50 połączeń pod rząd, ale leśniczy nie odbiera. Za pięćdziesiątym pierwszym się udaje. I sądząc po minie delikwenta - mam wrażenie, że leśniczy był wkurzony umulnością i natrętnością jegomościa i go z góry na dół obhuśtał. Nie wiem co dokładnie mu powiedział, ale chyba nic miłego, bo koleś więcej na nas nie spojrzał, podwinął ogonek pod siebie i truchcikiem udał się do swojej przyczepy. A my mogliśmy kontynuować miły wieczór w blaskach płomienia. Choć niestety smród zawsze jakiś czas się jeszcze utrzymuje, zanim rozwieje go wiatr i czas… Ech... Uroki polskich biwaków… I dobrze, że nas coś tknęło, żeby do tego leśniczego jednak zadzwonić…
Początkowo mam plan spać w wiacie w hamaku.
Noc jest ciepła a i komarów wyjątkowo nie ma wcale. Deszcz mi nie straszny pod takim solidnym dachem. Do busia mam 20 metrów, więc jak mnie zacznie coś straszyć to nie mam daleko. Nigdy nie spałam sama w lesie, więc odrobinę mi nieswojo.. Ale wyjątkowo mi dobrze w tym hamaku! W oddali słychać dźwięki wodnych ptaków, które na jeziorze zapodają jakieś pląsy i pogawędki. Jednak zasypiając, w takim półśnie, wkręcam sobie, że jednak tu po biwakowisku kręci się ta ludzka gnida. A jak w ramach zemsty będzie chciał mnie zadźgać w nocy?? Zdecydowanie była to osoba niezrównoważona psychicznie - a z wariatami to nigdy nie wiadomo! Zasypiając czasem można sobie wkręcić niestworzone rzeczy - a i w nocy strach ma większe oczy ;) Zwijam się więc do busia. Ale i tu nie śpie zbyt spokojnie. Budzę się często na każdy szelest, a i ukryty w kieszeni gaz pieprzowy trochę mnie uwiera… ;)
Rano robimy sobie leśne naszyjniki! :D Nosimy je z dumą do końca wyjazdu! :)
A nad pobliskim jeziorem Ciemnym bylo ciekawiej Ale o tym dowiedzielismy sie dopiero kolejnego dnia, od miejscowych w Puszczy Lubuskiej, jak już zdążyliśmy stąd odjechać ;)
cdn
Ludzkie gnidy mają teraz używanie, jak patrzę. To znaczy nadszedł ich czas, konfidentów, donosicieli, wreszcie mogą się wykazać. W sumie, może i dobrze, ujawniają się. Wiesz od kogo trzymać się z daleka, kto może na ciebie raport napisać. Ech, ech, ech. A wiata piękna. Gdybym miała kawałek ziemi, to bym sobie właśnie taką zbudowała. Nie wielki dom, ale wiatę na kilkadziesiąt osób, z miejscem na ogień. :)
OdpowiedzUsuńZlote czasy teraz dla wszelakiej masci ormowcow. Moga rozwinac skrzydla i wreszcie poczuc sie potrzebni!
UsuńAle masz tez sporo racji, ze mozna sie w tym doszukac plusow. Kilkoro takowych sie ujawnilo - a jeszcze niedawno uwazalam ich za swoich dobrych znajomych. A tu maski opadly i wiem na kogo musze uwazac..
Oj nie narzekajcie na pieniacza bo zawsze mogło być gorzej... np.: typ z telefonem i głośnikiem na blutut lubiący muzykę Zenka... :)
OdpowiedzUsuńCzuwaj!
Oj tak! Z takimi trzeba by sie uzerac do rana albo od razu szukac innego miejsca. A ten zepsul troce powietrza ale przynajmniej potem spłynął...
Usuń