Jedziemy nad jezioro Łubówko. Znajomi polecali, że jest fajne na kąpiel - super przejrzysta woda o seledynowym odcieniu. Ale nie w weekend.. Roi się od rowerzystów, psiarzy, biegaczy.. Jak w miejskim parku.. A jest tu rezerwat, wiszą zakazy kąpieli, więc zaraz by jakiś usłużny zakablował.
Na nocleg wypatrzyliśmy sobie na mapie pole namiotowe nad jeziorem Łubowo. Kombinowaliśmy, żeby było jak najdalej od miejscowości, zabudowań, zagubione gdzieś w lasach o nieprostym dojeździe - to może, mimo soboty, nas nie zadeptają. Ech.. jak to się można pomylić oceniając odległości. .. ;)
Jedziemy od strony Zagórza i… droga przestaje się nam zgadzać z mapą. Bo według naszego atlasu jedziemy drogą nr 164 z Drezdenka na Dobiegniew. Numerowana, trzycyfrowa, żółta droga! No a ona jest z kocich łbów i piachu! No fakt - jest dwupasmowa! ;)
Jest przemiło, ale chyba zabłądziliśmy? Już po chwili okazuje się, że nie! Są drogowskazy! Jedziemy dobrze! Tak więc wygląda moja ulubiona trzycyfrowa droga!
Potem z niej pojawia się skręt na Łubowo i Drawiny. To już jest zupełnie droga leśna, ale jak widać udostępniona.
No ale na którymś rozdrożu się gubimy naprawdę ;) I ostatecznie do pola namiotowego dojeżdżamy drogą, która na bank do tego nie służy ;) Np. próbujemy ominąć bagienko (busio ma zwyczaj bardzo grzęznąć) i ta omijanka kończy się solidnym obdrachaniem o sosnę prawego busiowego boku. Nie było innej opcji - alb bagno albo sosna ;) Tu już by nie trzeba ścierać przed ewentualnym lakierowaniem! Papier ścierny ekologiczny spisał się na medal! ;) Najgorzej, że ucierpiały też trochę moje nietoperze! Czy nie zaczną się teraz odklejać?
Pole namiotowe jest fajne i spokojne. Oprócz nas stoją chyba trzy przyczepy, z czego tylko jedna jest zamieszkała.
Jest też wychodek.
Siedzisz na tronie i patrzysz sobie jak sosny bujają się na wietrze!
Nie ma nic lepszego jak po pełnym wrażeń dniu zasiąść nad dymiącym kociołkiem pulpy.
Pulpa (jak ktoś nie wie) składa się ze wszystkiego co mamy pod ręką i nadaje się do zjedzenia. Najczęściej jest potrawą na bazie kaszy, ryżu lub makaronu. Dobrze jest widziany w niej również ser, czosnek, cebula, wszelakie sosy oraz kukurydze, fasole, groszki, cieciorki. Można dodawać grzyby lub wszelakie mięsiwa. Główny urok pulpy polega na tym, że cała ekipa je ją ze wspólnego gara - a najlepiej drewnianą łyżką. Najsmaczniejsza jest pulpa przyrządzona na ognisku, doprawiona węgielkiem i strzelającymi iskrami
O tym, że jest sobota zaczynają nam przypominają wieczorne dźwięki zza jeziora, które jest tutaj nadpodziw wąskie. Zaraz naprzeciw nas jest położona wioska Lubiewo.
A Lubiewo się bawi. A bawić trzeba się na tyle głośno, aby nikt wokół nie miał wątpliwości, że świetnie się bawimy - nawet gdy sami te wątpliwości mamy. Wtedy należy mocniej podkręcić muzykę, aby jakiekolwiek wątpliwości zagłuszyć. Łupie więc zza wody ta muzyka zupełnie obłędnie.. Nie wiem jak ludzie na drugim brzegu są w stanie to wytrzymać. Łupiewo - powinna się raczej ta wioska nazywać… Nad samym jeziorem ma się poczucie znajdowania się w centrum wydarzeń z drugiego brzegu - w tym przypadku dyskoteki. Ale na szczęście wystarczy odejść kawałek w las, aby natężenie hałasu było już w miarę akceptowalne. Ptaki też starają się jak mogą, aby to łupanie zagłuszyć.
Skądinąd ciekawe jest, że tak dużo mówi się obecnie o nie śmieceniu, o porządku, aby nie wypierdzielać butelki w krzaki, nie smrodzić palonymi oponami, aby wszystko było sterylnie czyste i posprzątane. Natomiast ciągłe i nieustające zaśmiecanie przestrzeni hałasem - jest już ok. Wszędzie, gdzie są ludzie, muszą wyć kosiarki, wiertarki, a w przerwach dudnić muzyka albo drzeć mordę jakiś nabuzowany radiowy spiker. Jakoś ludzie boją się ciszy… Z powiedzeniem “cisza aż strach” spotkałam się już wielokrotnie...
W nocy jak zwykle wstaje na kibelek. Zza jeziora dochodzą jakieś dziwne, niezarejestrowane wcześniej odgłosy. Ide na pomost. Nasz brzeg jest utopiony w ciemnościach, zresztą jak większość brzegów tego jeziora. Tylko Lubiewo świeci. Na przeciwległym brzegu na pomoście ma właśnie miejsce jakaś orgia, w której bierze udział 5 osób. Potem dochodzi też do sprzeczki i drobnej szarpaniny. Coś chodzi o jakiś pokój, który był droższy niż miał być. Potem niby dochodzą do porozumienia i chcą wracać do czynności poprzednich, ale plany krzyżuje pojawienie się na pomoście dwóch nowych osób. Nie wiem jaki jest cel ich przybycia, ale głównie wrzucają śmieci do jeziora. Ktoś wymiotuje do wody, a potem tam wskakuje i krzyczy, że go boli noga. Pozostali go wyciągają. Dziewczyny krzyczą na facetów używając bardzo niewybrednych i dosadnych określeń, po czym odchodzą w siną dal. Dwóch chłopaków biegnie za nimi, a za jakieś 5 minut słychać z lasu krzyki. Dwie osoby nadal zalegają na plaży. Albo trzy? Ciężko powiedzieć, bo nie jest tak dobrze widać jak słychać. Ot.. chyba zwyczajna weekendowa noc w kurorciku dobiega końca…
Bardzo zabawne jest to miejsce.. Po prostu raj podglądacza! Głos po wodzie niesie się w sposób niesamowity. Siedzisz schowany w mroku, anonimowy i niedostrzegalny - a poniekąd wręcz uczestniczysz w wydarzeniach zza wody! Najlepsze “reality show” o jakim miałam okazję słyszeć! :D Więc jakby co drobna przestroga! Plaża w Lubiewie nie jest najlepszym miejscem do zwierzania się z sekretów i przekazywania tajnych informacji! ;)
I znów jakiś zwirz roztargał nam worek ze śmieciami! Powiesiłam go wysoko na drzewie, ale widać nie pomogło.. Poranek więc zaczynamy od zbierania śmieci… Od teraz śmieci będziemy układać na dachu busia. Tam chyba się skubańce nie wdrapią?
Okrążamy jezioro, zaglądamy do Lubiewa, które tak bujnie żyło minionej nocy. Teraz osada jest jak wymarła.. Może wszyscy odsypiają nocne ekscesy?
O tam spaliśmy!
Roślinność nadwodna...
I ta podwodna...
Zaglądamy też na miejsce zwane “dzika plaża”, ale nie jest ona na tyle dzika, na ile potrzebujemy. Kąpiemy się więc w innym miejscu, w szuwarach. Bo kąpiel na waleta ma +100 do atrakcyjności!
W kąpielach mamy takie oto towarzystwo! :)
Wiadro pełne muszli? tzn. było ich kiedyś pełne - zanim wylazły na wolność ;)
W Przeborowie odwiedzamy opuszczony kościółek, z fajnymi starymi napisami w środku, stojący już tylko dzięki podpierającym go belom. Ale zapewne to też już nie długo potrwa….
Z Przeborowa mamy plan jechania drogą nr 161 przez Kępę Zagajną do Sarbinowa. Drogowskazów nie ma.. Jedziemy więc trochę na azymut i lądujemy na jakieś piaszczystej leśnej drodze, gdzie nas zapewne zaraz wyhaczy leśniczy. Wracamy. Pytamy miejscowych. Oni twierdzą, że nie przejedziemy bo tej drogi nie ma. Wydłubujemy z dna plecaka toperzowy telefon. Elektroniczna mapa pokazuje, że jesteśmy na jakiejś leśnej ścieżce, a moja droga chyba rzeczywiście nie jest przewidziana do jechania - tu jej w ogóle nie zaznaczyli.. Dziwy jakieś… Jak się potem dowiadujemy po powrocie - droga ta została wyłączona z użytku, bo przechodzi przez teren prywatny - komuś przez podwórko.... I to była ta droga w bok, oznaczona zakazem wjazdu, z adnotacją “tylko dla mieszkańców”. Jak na trzycyfrową drogę to całkiem nieźle! Naprawde zabawnie to wygląda na mapie satelitarnej.
Wracamy więc na naszą ulubioną 164, gdzie spotykamy tylko jedno auto i około 30 dzików. W dwóch stadach. 6 dużych, a reszta warchlaki. Zdjęcia niestety kiepskie, bo było ciemnawo, a i ja jestem gapa i nie zdążyłam wyjąć aparatu, gdy skubańce były na drodze! Ale fotki są, coby nie było, że ściemniam!
W okolicach Podleśca spotykamy nietypowy pociąg - ponoć oczyszczarki tłucznia...
A! I jeszcze w Drezdenku wpadamy na dawną niemiecką fabrykę porcelany.
Po wojnie była tu papiernia. Zakład w stanie już totalnego rozkładu, ale zachowało się kilka ciekawych, tematycznych płaskorzeźb…
A to ścienna ozdoba z czasów już nieco późniejszych...
cdn
Droga wojewódzka 161 została już skrócona Podleśca i nie biegnie już nikomu przez podwórko. Teraz jest to w pełni teren prywatny, a droga w dużej mierze zanikła. Na mapach Google po prostu nie zaktualizowano tej drogi.
OdpowiedzUsuńW 2016 roku były na jej temat reportaże w telewizji, ale nie poruszono w nich zasadniczego. Problem powstał w wyniku prywatyzacji majątków po PGR-ach. To gospodarstwo widoczne na mapce było kiedyś państwowe. Gościu przejął PGR i dziwi się że mu jeżdżą drogą przez podwórko…
Sam znam w swojej okolicy wiele dróg, które przechodziły przez PGR-y i łączyły w ten sposób wioski albo biegły polami PGR-u bez wyznaczonej działki drogowej. Często je pousuwano, pogrodzono albo porzucono. Tu problem narósł bardziej, bo to droga wojewódzka.
Czajka pływająca czy jeżdżąca jest piękna.
OdpowiedzUsuńCzajka jest wyniosła! nawet jak ktoś ją osra! Kto taki? Zapytajcie szpaki!
OdpowiedzUsuń