środa, 6 listopada 2019

Łotwa (2019), Pape








Jedziemy w strone litewskiej granicy. Zawijamy jeszcze do Pape, jednej z wiosek nad morzem. Różni ludzie mi tą miejscowość polecali - ktoś w internecie, a i lipawscy policjanci rozpływali się jak tam dziko i pusto... Sama wioska niezbyt przypada nam do gustu - jedno wielkie daczowisko, wszędzie “teren prywatny” i “zakaz wjazdu”. Nad samym morzem faktycznie jest parking i miejsce biwakowe. Jednak w porównaniu z estońskimi RMK jest urządzone mało sympatycznie i totalnie niepraktyczne, a widać kasy wydali dużo więcej. Placyk to totalna patelnia - wygląda na to, że celowo wyrżneli wszystkie drzewa i krzaki. No bo obok na wydmach zarośla są… Jest niby jedna wiata, ale ani w niej nie ma ławki, ani nie wygląda aby miała ochronić przed deszczem.



Ścieżka do wiaty wyłożona jakimś gumolitem..


Miejsce na ognisko wprawdzie jest, i obok jakaś jakby wędzarnia - chociaż jeden plus...


Ale są też latarnie na słoneczne panele i wiatraczki (te wiatraki to nas ostatnio coś prześladują) i błyskający wyświetlacz dato - godzino - temperatury. W najporządniejszej wiacie osiedliły się śmietniki. Ludzie mogą im pozazdrościć solidności schronienia. Jest też kibel - na monety półeurowe. Chyba ich porąbało! Z moją częstotliwością odwiedzania takich przybytków to chyba najdroższy hotel w rejonie wyszedłby korzystniej cenowo.. Nigdy nie zrozumiem takich kibli.. Widać lubią mieć obsrane krzaki....

Próbujemy znaleźć inne miejsce biwakowe w okolicy - ale śmiejemy się, że najbliższe fajne to wiemy gdzie jest - przy bunkrach w Karoście ;) Bo tu, w tej "wsi", to jakoś słabo - wszystko wykupione, opłotowane, zaszlabanowane..

Jest jeszcze jeden oznakowany “parking” i już już prawie się na nim osiedlamy. Położony kawałek od morza, jakby na obrzeżu miejscowości. Przy ruinach jakby szkoły czy kołchozu. Dziwne miejsce. Placyk, ruiny, znak parkingu i… tojtoj! Jakaś abstrakcja totalna!



Ciężko powiedzieć co było na tym muralu, nie zachowały sie żadne napisy. Jedyne co widać to zarys kształtu Łotwy - więc musiała to być jakaś mapa!


Na tyłach budynek jest bardzo zarośnięty, wręcz ciężko jest przebić sie do wnętrz.



Z najciekawszych rzeczy - to namierzyliśmy w środku stare sanki. A raczej sanie.. Bo to chyba nie takie, żeby zjeżdzać na nich z górki, tylko chyba prędzej, żeby zaprzęgać do konia ;)


Obok stoi jeszcze mały blok. Już podążam ku niemu pewnym krokiem - bo wygląda na opuszczony.


Ale z drugiej strony niespodzianka! Kwiaty, czachy zwierzaków, łódka, wiszą kapoty - wyraźne atrybuty zasiedlenia. No i radio, które gra z uchylonego okna, rozwiewa wszelakie wątpliwości.. No nie będziemy komuś biwakować pod oknem… no bez jaj..




Zaglądamy z rozpędu też na dwa płatne kempingi - ale też obrzydliwe patelnie, oferujące klimat jak parking pod Biedronką... Taaaaa.. nowoczesny kemping nie może zawierać drzew.. Masakra jakaś…

Wracamy na plażowy parking.. Miejsce dość słabe, ale wracać do Lipawy troche z drogi, a raczej dokładnie w przeciwną stronę niż jedziemy.. A tu nic lepszego (z legalnym ogniskiem) nie namierzylismy. Tam zaraz już Litwa, a litewskie wybrzeże nie ma zbyt dobrej opinii jesli chodzi o puste przestrzenie i wolność biwakową. Jakoś tu jedną noc przetrwamy.. Taaaaa... a jutro, już w Polsce, wśród suwalskich tłumów, będziemy to miejsce wspominać jako raj utracony.. ;) Jak to wszystko zależy od punktu odniesienia i porówniania... ;)

Brzeg morza robi na nas jednak na tyle pozytywne wrażenie, ze postanowilismy tu zostać. Jest latarnia morska, więc jest nadzieja, że wieczorem będzie błyskać i kabaczę bedzie się cieszyć.


Jakieś umocnienia brzegu? Albo raczej zwałowane na pryzme betonowe kostki.. Kiedyś podobne były i na wałach w Oławie, (ponoć barki do tego cumowali, żeby nie uciekły..) Ale z Oławy kosteczki niestety zniknęły..





Plaża pusta nie jest, kręci sie więcej ludzi niż w Karoście.


Im jednak dalej od parkingu tym proporcje ludzi do mew się zmieniają ;)





Mini molo drewniano - kamieniowe. Raczej juz tylko dla ptactwa.



Kormorany?? One raczej zawsze bardziej z klimatami jeziornymi mi się kojarzyły!



W oddali majaczy jakieś miasto - chyba to wieże Kłajpedy?


Czas upływa leniwie….



Bezludna wyspa sezonowa ;)



I desenie morskiego dna… Te "falki" sa niesamowicie twarde - jakby się łaziło po betonie!


Klimaty wieczornych brzegów...









Dopiero teraz namierzyłam, że do bunkra przy latarni da się wejść!






I udało się spełnić kabacze marzenie! Podejść wieczorem (choć w oryginale miało być “podpłynąć ;) ) do błyskającej latarni morskiej! Wiszący kabel sugeruje jednak, że w środku nie ma latarnika, a dźwiek jakiejś maszyny w domku, (w którym niknie drugi koniec kabla) - zdaje sie ten fakt potwierdzać.



Ostatecznie na biwaku nie jest tak bardzo źle. Czas oczywiście mija przy ognichu! :)



Ponoć najlepsza zjeżdżalnia na świecie! :)


Wieczorem miejsce pustoszeje, zostają dwie ekipy. Latarnie nie świecą (może dlatego, że nie ma wiatru i te całe wiatraczki sobie odpoczywają?) Wydmy oświetla jedynie blask płomieni..



A sprytni Czesi (którzy również tu zatrzymali się na noc) wymyślili jak chodzić do kibla. Wstyd mi troche, że to nie ja na to wpadłam! Ale to cieszy, że duch w ludziach nie ginie!





cdn


2 komentarze: